Metal Gear Solid Master Collection Vol. 1

Konami wciąż zjada swój ogon.

Ile jest na świecie graczy, którzy jakimś cudem ominęli opus magnum Hideo Kojimy? Mimo że trudno zaliczyć mnie do grona psychofanów tej serii, to większość jej części zaliczyłem więcej niż raz. I choć fabularne smaczki wciąż w mojej głowie stawiają mnóstwo pytań dotyczących świata Metal Gear Solid, to na plan pierwszy wysunęły się dwa nowe: w jakim celu i dla kogo wydano Metal Gear Solid Master Collection Vol. 1?

W pierwszym przebłysku zapewne pomyśleliście o graczach, dla których lata świetności PlayStation 2 jawią się co najmniej jako wczesne średniowiecze. Wybaczcie ten bezpośredni i nieco zbyt protekcjonalny ton, ale nie sądzę, aby tak właśnie było. Na pewno zadowoleni będą miłośnicy dużej ilości grania, a to dlatego, że na recenzowaną pozycję składa się aż pięć gier z komandosem o jakże oryginalnej ksywce “Snake” w roli głównej (a konkretnie rzecz biorąc są to Metal Gear i Metal Gear 2: Solid Snake z konsoli MSX; Metal Gear Solid z PSX oraz Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty i Metal Gear Solid 3: Snake Eater z PS2), choć tak naprawdę ciężko traktować dwie zawarte w kompilacji ośmiobitówki jako cokolwiek więcej niż ciekawostkę. Gry z dwóch pierwszych generacji PlayStation wprawdzie trzymają poziom… ale tylko fabularnie, a największą zbrodnią developerów było bardzo luźne podejście do tytułu, od którego wszystko się tak naprawdę zaczęło. Metal Gear Solid zostało wprawdzie rozciągnięte do rozdzielczości Full HD, ale próby podciągnięcia klatkażu do współczesnych standardów spełzły już na niczym. Spece od marketingu pewnie wkleiliby tutaj jakiś korporacyjny slogan o immersji i oddaniu klimatu rodem z 1998, ale tak naprawdę jest słabo. I żeby nie było – ani przez moment nie liczyłem na Metal Gear Solid: The Twin Snakes (a więc remake MGS na GCN), ale 60 fps w trzeciej dekadzie XXI wieku to chyba niezbyt wygórowane wymagania? Na szczęście odsłony pierwotnie wydane na drugiego pleja (i zremasterowane przy okazji wypuszczenia w 2011 roku na trzecim PlayStation w Metal Gear Solid HD Collection) śmigają przez cały czas płynnie, a dzięki charakterystycznej kolorystyce świata przedstawionego grafikę można tu określić mianem umiarkowanie dobrze starzejącej się.

Pod kątem współczesnych graczy wszystko i tak rozbije się jednak o inne archaiczne elementy, spośród których sterowanie wybija się na plan pierwszy. Twórcy kolekcji postanowili być w tej materii nieprzejednani (a dla młodych miłośników komputerowej rozrywki wręcz bezlitośni) poprzez brak wprowadzenia możliwości zmiany jego konfiguracji. Zastrzeżeń nie mam za to do warstwy dźwiękowej, ale ten aspekt we flagowej serii Konami od zawsze grał w Ekstraklasie, niejednokrotnie wybijając się ponad przeciętność. Mimo prawie kilkudziesięciu lat na karku, dialogi oraz utwory ze starych „Metali” nawet na znawcach tematu powinny wciąż robić wrażenie, a jeśli dodamy do tego fenomenalnie nakreśloną fabułę (o której z racji jej złożoności nie ma w niniejszej recenzji ani słowa) oraz mocno widoczną na każdym kroku filmową otoczkę, to nadal emocje towarzyszące infiltrowaniu wrogich miejscówek spokojnie możemy nazwać kinowym doświadczeniem. Polecam jedynie pozostawać w tymże doświadczeniu w trybie handheldowym, gdyż po przejściu na monitor cały czar może pryśnąć szybciej niż seria wystrzelona z karabinu Famas, wykorzystywanego przez Snake’a w jednej z części.

Miłym bonusem okazały się zaimplementowane w kolekcję dodatki, szczególnie elementy składające się na Master Books oraz Screenplay Books. Na pierwszy pakiet składają się różnej maści archiwalne artykuły i zdjęcia związane z serią, drugi to przeróżne scenariusze, które mogą niekiedy zaskoczyć nawet najbardziej zagorzałych miłośników skradanek spod szyldu Konami.

Z racji tego, że we wstępie zadałem dwa pytania, w podsumowaniu wypada chociażby spróbować znaleźć na nie odpowiedź. Zacznijmy od trudniejszego – kto będzie odbiorcą najnowszej kolekcji? Z uwagi na zbyt duże nasycenie elementami odstraszającymi młodszych graczy oraz brak podjęcia jakichkolwiek prób ich modyfikacji, po Metal Gear Solid Master Collection Vol. 1 sięgną tylko Ci, których ominęła któraś z odsłon z PSX-a bądź PS2 oraz oczywiście zatwardziali fani Snake’a (tak, wiem, że powinienem pisać w liczbie mnogiej). A dlaczego to wydano? Cóż, tutaj odpowiedź ciśnie się na usta aż nadto, ale żeby nie być zbyt dosadny, to eufemistycznie stwierdzę, że dla przetrwania japońskiego (przynajmniej niegdyś) giganta. Giganta, który po rozmienieniu się na drobne już lata temu konsekwentnie kontynuuje swój marsz w kierunku coraz niższych nominałów na monetach. Ja jednak (pewnie dlatego, że jestem już dość doświadczonym graczem…) przy recenzowanej pozycji bawiłem się bardzo dobrze. Szczególnie powrót po wielu latach na wyspę Shadow Moses okazał się dla mnie bardzo emocjonalny, a z uwagi na podtytuł kolekcji (Vol. 1) wygląda na to, że za jakiś czas może nas czekać ponowna wizyta w miejscach, które już doskonale znamy. Powtórne wycieczki do lokacji znanych chociażby z Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots powinny z wiadomych względów być jednak dużo łatwiejsze i przyjemniejsze, a tym samym atrakcyjne dla większej grupy odbiorców.


Trudno powiedzieć…

 


Serdecznie dziękujemy Cenedze
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Konami
Wydawca: Konami
Data wydania: 24 października 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 9 GB
Cena: 274,99 PLN

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *