Tomb Raider I-III Remastered

Prezent tylko dla starych koni?

Mimo bycia wiernym fanem serii Tomb Raider od ponad dwóch dekad, byłem bardzo sceptyczny, jeśli idzie o remaster najstarszych ekspedycji Lary Croft. Za wyjątkiem lekko podrasowanych technikaliów zapowiedzi nie obiecywały zbyt wiele nowości, a to oznaczało m.in. powrót do czołgowego sterowania i prawdziwie oldskulową rozgrywkę. Ryzyko wspomnień zszarganych nerwów wydawało się murowane, nie wspominając o złamaniu serc graczy od młodości kochających się w angielskiej archeolog.

Zanim jednak ostatecznie rozprawię się z mocno odgrzewanym kotletem, odrobina historii dla młodszej części naszych czytelników. Pierwszy Tomb Raider światło dzienne ujrzał jeszcze w roku 1996, a swoją w pełni trójwymiarową architekturą sporo namieszał w ówczesnym świecie komputerowej rozrywki. Koncept Brytyjczyków z Core Desing był na tyle rewolucyjny, że wydany ledwie rok później sequel od pierwowzoru różnił się w zasadzie tylko położeniem większego nacisku na intensywne strzelanie. Przestawienie głównej protagonistki na tryb wojenny nie wszystkim graczom przypadło wówczas do gustu, dlatego też w debiutującej na rynku w roku 1998 trzeciej części powrócono do szerszej eksploracji, przy okazji dodając najwięcej nowinek do już kostniejącej serii – czy to w ruchach bohaterki (posiadła m.in. umiejętność sprintu oraz czołgania się), czy też w samym prowadzeniu narracji (po ukończeniu pierwszej sekcji w Indiach, kolejne trzy etapy mogliśmy pokonywać w dowolnej kolejności). Pamiętam z ówczesnej prasy, że dla wielu recenzentów nowinek było zbyt mało, ale  na przekór pismakom koledzy ze szkoły czy podwórka opinii tej nie podzielali i gra sprzedawała się dalej jak szalona. Grupa docelowa Tomb Raider I-III Remastered wydaje się więc aż nadto oczywista. Ważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie, czy to wydanie ma szansę czymkolwiek ująć współczesnych graczy.

O tym, że tego typu remaster jest doskonałym sposobem na poznanie historii naszej ulubionej rozrywki nikogo przekonywać raczej nie trzeba. Ale twórcy odświeżonej trylogii poszli o krok dalej i podobnie jak w chociażby w recenzowanym przeze mnie Diablo II: Resurrected zaoferowali przeskakiwanie w locie pomiędzy oryginalną, a odświeżoną warstwą graficzną. Dinozaury mojego pokroju regularnie będą się łapać na tym, że co rusz będą korzystać z tej opcji. Natomiast zainteresowana dziejami gejmingu młodzież może na żywym organizmie sprawdzić, jak to drzewiej bywało. Jeśli idzie o poprawki, to o ile dopracowane tekstury mogą niejednokrotnie wywołać spory uśmiech na twarzy grającego, o tyle nowe oświetlenie funduje nam często egipskie ciemności, których nie sposób pokonać bez przełączenia się na tryb pikselozy. Na zdecydowany plus zaliczam za to wzbogacenie map o dodatkowe detale. Wprawdzie całość wciąż pozostaje dość surowa w formie, ale ostatecznym rozrachunku jawi się mimo wszystko jako wygładzona i przyjemna dla oka. Przyjemna, jeśli oczywiście weźmiemy poprawkę, że przeobrażeniu uległ ponad 25-letni projekt! I tak samo oceniać należy każdy inny aspekt tej produkcji, który z oczywistych względów nie mógł ulec metamorfozie. Szczególnie cierpi na tym sposób rozgrywki – weterani nie będą zaskoczeni, ale growy narybek będzie mocno zdziwiony archaizmami pokroju chociażby konieczności mierzenia na centymetry każdego skoku czy też trzymania przycisku akcji podczas zwisania na krawędzi. Z drugiej jednak strony, który współczesny bohater pozwala graczowi w dowolnym momencie kroczyć, biegać, gnać sprintem, poruszać się na czworaka, obracać w miejscu, podciągać się, skakać, wyskakiwać z rozpędu, wykonywać salta we wszystkich kierunkach, pływać, nurkować, strzelać, a nawet bić w wodę na główkę? Nie pamiętam od kilkunastu lat gry, w której do sterowania protagonistą wykorzystywało się nie tylko wszystkie przyciski kontrolera, ale też konieczne było łączenie kilku, żeby osiągnąć pożądany ruch… Lara może i jest stara, ale wciąż jara!

Cieszy również aktywność twórców remastera w tym, co można było ulepszyć. Najlepszym przykładem będzie tutaj możliwość wyboru alternatywnego, uwspółcześnionego sposobu sterowania. Mi on nie przypadł wprawdzie do gustu (zapewne dlatego, że lubię czołgi, sic!), ale zawsze będę chwalił wybór, a ganił jego brak. Z innych nowinek warto na pewno odnotować poprawione udźwiękowienie oraz implementację naszej mowy ojczystej. Tej ostatniej uświadczymy wprawdzie niewiele (większość w czasie nielicznych cutscenek, notabene również poddanych odświeżeniu) i tylko w formie napisów, ale zawsze. Absolutną nowością są też rozszerzenia podstawowych wersji gry, które na blaszakach widziano już ćwierć wieku temu, ale na konsolach jest to totalny debiut. A wszystko to w dobrze zoptymalizowanej produkcji, która pomimo rozłożystych lokacji oraz graficznych usprawnień doskonale sprawdzi się na każdym, nawet najsłabszym ze współczesnych sprzętów, w tym również na niezbyt mocarnym przecież Switchu.

Ocena odświeżonej trylogii Tomb Raider nie była dla mnie zadaniem łatwym i niniejszemu tekstowi bliżej raczej do analizy produktu aniżeli stricte recenzji. Pamiętajmy, że pomijając moje pierwotnie mało optymistyczne nastawienie do tegoż dzieła, niełatwej ocenie na współczesną nutę musiałem poddać prawie trzydziestoletni pakiet gier. Pomimo pozytywnego zaopiniowania wprowadzonych nowości, sercem produkcji nadal pozostanie produkt mocno współczesnym graczom trącący myszką. Ociężała ruchowo z dzisiejszego punktu widzenia bohaterka musi planować skoki z zegarmistrzowską precyzją, na muszkę bierze koślawych przeciwników zbudowanych tylko i wyłącznie z kwadratów oraz trójkątów, a na tamten świat wysyła ich z gracją afrykańskiego słonia i dynamiką Fiata 126p. Ale jeśli tylko współczesny gracz solidnie zaciśnie zęby i przymknie oko na gejmplejowe ułomności wynikające z pionierskich lat trójwymiaru oraz nieprzystającą do współczesności ślamazarność rozgrywki, to otrzyma niepowtarzalną okazję zaliczenia pełnej ciekawych zagadek przygody, w czasie której z każdego kroku czy też akrobacji kultowej bohaterki bić będzie legenda. Z tych setek skoków zakończonych jej śmiercią również. Tysięcy graczy tęskniących za czasami młodości do zakupu przekonywać nie muszę, nawet jeśli recenzowana wersja bardziej zasługuje na miano liftingu aniżeli remastera. A gejmingowym młokosom polecam chociaż zapoznać się z rozgrywką na YouTube – gorąco wierzę, że wytrawna część tego gremium dostrzeże w tym tytule niemały potencjał.


Trudno powiedzieć…

 


Serdecznie dziękujemy Sandbox Strategies
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Aspyr Media, Crystal Dynamics, Core Design
Wydawca: Aspyr Media
Data wydania: 14 lutego 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 5 GB
Cena: 138,99 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *