Evil West

Ninja Gaiden na Dzikim Zachodzie.

Oczywiście oprócz settingu główną różnicą między tymi dwiema produkcjami będzie to, że w Evil West jest o wiele więcej strzelania, i to precyzyjnego. Jednak trudno nie pozbyć się wrażenia podobieństwa pod kątem przeciwników (w sensie ich demonicznej natury), rozkładem gameplayu (ale tu bez osobiście wykonywanych akrobacji) oraz sposobu prowadzenia fabuły (ale ta jest lepiej napisana). W tym ostatnim przypadku dostajemy historię Jessie’ego Rentiera, który jest agentem polowym instytutu zwalczającego wampiry. W ogóle jakoś przez większość gry motyw wampirystyczny gdzieś mi się zacierał, ciągle mam wrażenie, że to wszystko było bardziej demoniczne. No ale to szczegół, ponieważ twórcom udało się stworzyć interesującą horrorową jatkę. Pod kątem dość oczywistego rozwoju wydarzeń Evil West określiłbym jako kino klasy B, które odpowiednią dozą rozrywkowych tekstów tworzy trochę luźniejszą atmosferę i nie raz mruga do widza. Jeśli szukacie głębszej fabuły czy większego akcentu na rozwój postaci, to tu tego nie znajdziecie. Muszę jednak oddać scenarzystom, że stworzyli całkiem interesujące postaci o różnorodnym charakterze, które dobrze ze sobą grają. Chociażby spory Jessie’ego z doktor Emilią wypadają bardzo wiarygodnie – oboje są pewni siebie i mają inną perspektywę, co zostało stosownie wykorzystane. Sam główny bohater nie jest jednowymiarowy. Widać, że ten facet po 40-stce nie ma lekko w swoim fachu, co najbardziej pokazuje w trakcie konfliktu związanego z ojcem. Świetnym dopełniłem są też proste wstawki typu: „Chryste, to była ciężka walka…” po utłuczeniu mocnego przeciwnika. Tekst trafił idealnie, bo ponad dziesięć razy podchodziłem do tej maszkary… Humoru, zwykle trochę wulgarnego, też tu nie brakuje, a jeśli ktoś grał w chociażby w Shadow Warriora to wie, czego spodziewać się w tej kwestii po Flying Wild Hog. Muszę jednak zaznaczyć, że po całkiem sprawnym prowadzeniu całej fabuły dość zawodzący jest ostatni, jakby zbyt pospieszony szesnasty rozdział. Tak czy inaczej, jeśli bardziej rozrywkowa w założeniach fabuła jest tym, co lubicie, to będziecie zadowoleni. Ja zdecydowanie byłem, szczególnie że studio zadbało też o rozbudowanie lore Złego Zachodu i niewątpliwe dodaje to dodatkowe punkty jakości dla settingu.

Wstawki filmowe są w widescreenie i po angielsku. Można jednak włączyć polskie napisy.

Gameplay jest bardzo prostolinijny. Po tym, jak wylądujemy w miejscu do przeczesania, lecimy w schemacie „po drodze do kolejnego pola walki zajrzyj w każdy zakamarek w poszukiwaniu znajdziek”. Jest też trochę zagadek terenowych typu poprzestawiaj rzeczy, żeby gdzieś się dostać. Czasem trzeba przebiec się z limitem czasowym oraz przejechać wagonikiem w trybie rail shootera (oj upierdliwe z tymi małymi celami, ale do wykonania). Cześć łażona gry może i jest monotonna w swoich założeniach, ale z drugiej strony daje chwilę oddechu od intensywnej walki i trzeba też przyznać, że jest co pooglądać, bo projekt graficzny świata Evil West jest zdecydowanie ciekawy i bardzo dobrze wygląda.

Walka w produkcji Flying Wild Hog zdecydowanie lśni. Poza jednym wyjątkiem słabości całą grę przeleciałem na trybie normalnym, dodatkowo bez wspomagania celowania (brak dociągania do celu i śledzenia go) oraz żyroskopu. Cały czas grałem na Legionie Go w trybie handheldowym, więc żyro i tak by mi na tym sprzęcie nie pomogło, natomiast asysta jest dla mnie zbyt dużym ułatwieniem w takich grach. Na szczęście gałki handhelda Lenovo są na tyle dobre, że poradziłem sobie tylko na nich. Muszę zaznaczyć, że jest to wyczyn, bo precyzyjnego strzelania jest tu bardzo dużo. Na dodatek często trzeba trafiać w cel w nie dość, że w krótkim oknie czasowym, to jeszcze przy ataku innych przeciwników. Dodatkowym problemem jest domyślne ustawienie przycisków. Chwała zewnętrznym opcjom zmiany inputu, gdy w grze ich nie ma! Zupełnie nie rozumiem decyzji dania uniku na A, często używanego ataku pięścią na prawym triggerze i tarczy/przyciągania/doskoku na lewym. No za cholerę nie było to wygodne, więc atak przerzuciłem na A, a unik i tarczę na tylne dodatkowe przyciski Go. Stąd też trzymanie się gry tylko na handheldzie, nawet nie chciało mi się próbować na zwykłym padzie po przyzwyczajeniu się do swojego ustawienia. Gdy po ukończeniu gry sprawdzałem ją jeszcze na Steam Decku, nie zmieniałem oryginalnych ustawień i zostawiłem asystę. To podejście tylko mnie upewniło w powyższej opinii. Dodatkowo asysta sprawiała, że zabawa stawała się bliska banalnej.

Na ekranie Legionia Go ogień pali intensywnością czerwieni!

Walki są intensywne nie tylko z powodu dużej ilości precyzyjnego strzelania, ale też dzięki solidnej liczbie wrogów oraz ich zaciekłości. Rzadko jest tak, że można sobie tłuc jednego moba, a reszta tylko na to patrzy. Nieustannie trzeba mieć na uwadze całe pole walki, a już szczególnie gdy mamy do czynienia z dużymi przeciwnikami. Nie dość, że mają stosunkowo złożone ataki, to jeszcze często potrafią zabrać połowę życia jednym ciosem… Myślę, że nie przesadzę, gdy stwierdzę, że do 1/3 walk musiałem podchodzi nawet dziesięć razy. Niewątpliwie wjeżdżało mi to na ambicję i tylko raz zrobiłem wyjątek i zrzuciłem trudność na łatwą, którą nazwano „bajka” (jest przepaść między nią, a normalem, to fakt). Było to przy trzeciej formie przedostatniego bossa – no za cholerę nie nadążałem z celowaniem i unikami… Za to zwiodła mnie końcówka finałowego przeciwnika, którą opanowałem za pierwszym razem. W ogóle mam też wrażenie, że szefowie generalnie byli łatwiejsi niż większość grup.

Żeby poradzić sobie z maszkarami dostajemy duży zakres możliwości ruchów i ataków. Nawet nie będę próbował wypisać tego wszystkiego. Z jednej strony może wydawać się, że jest tego za dużo, ale prawda jest taka, że cały ten arsenał jest w ciągłym użyciu. Niejednokrotnie trzeba wręcz rozpracować dany zestaw wrogów nie tylko pod kątem kolejności wybicia jego jednostek, ale też jak najefektywniejszego sposobu zabierania im zdrowia. Tu dodatkowo wchodzą ulepszenia broni i odblokowywanie nowych zdolności. Te pierwsze wykonuje się za kasę (zbierana jako znajdźki i za podniesienie poziomu) oraz punkty doświadczenia przychodzące po sztuce z każdym nowym levelem (czasem też trafi się w głęboko skitranej skrzyni). Od razu w menu zobaczymy, że jest tego nie dość, że dużo, to jeszcze ceny wydają się wysokie, ale progres odblokowywania ich idzie całkiem sprawnie. Co prawda nie wykupi się wszystkiego w pierwszym przejściu, ale gdyby komuś zależało na calaku, to nowa gra plus ma w tym pomóc. Postać jest w pełni przenoszona, fabuła jest ta sama, ale potyczki mają być bardziej wymagające. Włączyłem nową grę plus przy teście Decka i dalsza gra na tym samym poziomie trudności niezbyt ma sens – ot tak przeleciałem przez pierwsze dwie misje. Tryb kooperacji też wydaje się wrzucony na siłę – trzeba grać przez sieć, postęp na zapisie robi tylko host (trzeba wybrać osobny slot). Z drugiej strony gra ma opcję udostępnianie osobom w rodzinie, więc przynajmniej nie trzeba mieć dwóch kopii.

Dynamit robi robotę.

Jak już napomknąłem, polskie studio przygotowało bardzo ciekawy setting. Nie jestem fanem Dzikiego Zachodu, ale w połączeniu z gore horrorem z potworami wpadł idealnie w mój gust. Lokacje nie dość, że są różnorodne, to jeszcze bardzo detalicznie przygotowane. Szczególnie strój Jessie’ego jest tak nadźgany szczegółami, że to aż trochę przesada. Wrogów jest dość sporo i również trudno odmówić grafikom pomysłowości. Oczywiście taka drobiazgowość i efektywność przenoszą się na jakość obrazu na handheldach, ale o tym za chwilę. Trzeba jeszcze wspomnieć, że bardzo pieczołowicie są przygotowane wstawki filmowe, których jest dużo. Bardzo dobrze wypada na nich nie tylko grafika, ale także gra aktorska. Wszyscy aktorzy przyłożyli się do swoich ról, dzięki czemu czuć emocje danej chwili. Irytująca jest tylko młoda wampirzyca Felicity ze swoim syczącym, wysokim głosem – to jeden z tych przypadków, gdy robiony przez Amerykanów na siłę młody głos po prostu wypada cieniutko, kreskówkowo. Efekty dźwiękowe siedzą w Evil West bardzo dobrze, począwszy od strzałów po gardłowe odgłosy potworów. Muzyka również jest wysokiej jakości, choć w trakcie walki się gubi.

Jest dużo gore i akcji na ekranie w trakcie walk!

Ustawienia gry na Legionie Go są trochę problematyczne. Przede wszystkim gra nie wyłapuje przekręconej orientacji ekranu, więc trzeba ustawić grę w oknie z konkretną rozdzielczością (ale widać paski Windy u góry i dołu) lub pełnoekranowy w oknie. W drugiej opcji obraz dostosowuje się do ustawianej rozdzielczości systemu, a że miałem 1200p, to tak leciałem. FPS w menu gry zrzucony był do 40, pojedyncze ustawienia na średnią, FSR na balans. I muszę przyznać, gra nie dość, że wyglądała bardzo dobrze, to jeszcze utrzymywała płynność w trakcie walki (pomijając chrupnięcia przy wczytywaniu nowych shaderów). Niestety im dalej w grę, tym musiałem trochę bardziej zrzucić z jakości, bo domyślne pole widzenia jest za wąskie, żeby ogarnąć pole walki. Przejście z podstawowego 80 na 120 odbiło się więc na grafice, bo pociągnęło za sobą inne zmiany. Ale wciąż, gameplay był na tyle wciągający, że przymknąłem na to oko. Z kolei gdy chciałem zagrać na monitorze, to zrobił się cyrk z rozdziałkami (ustawienie w grze 720p zmieniło rozdzielczość systemu…), poza tym na rozłączonych padach Legiona Go grało się niewygodnie, więc darowałem sobie. Ostatecznie i tak jestem zadowolony z tego, jak gra działała w FullHD na tym handheldzie. Co prawda GPU czasem skakał do 98%, ale temperatura trzymała się w okolicach 62 stopni, nawet przy 30 w pomieszczeniu, więc luz, jest przenośna moc. Oczywiście kosztem jest bateria – 1,5 godziny maks, choć spokojnie powinno to starczyć na przejście misji i kawałka następnej. Poza tym zawieszenie rozgrywki działa bez problemu! Raz czy dwa po którymś z rzędu wyjściu z hibernacji zepsuł się dźwięk, ale wystarczył reset gry.

Steam Deck to już trochę inna kwestia. Odpaliłem Evil West na nim new game+, bo nie miałem opcji podejścia do ostatniego bossa. Domyślnie ustawia się 800p z ustawieniami epickimi. No OK, wyłączyłem tylko VRR, dałem 15 TDP i zrzuciłem na 40 fps w grze i Decku oraz poszerzyłem kąt widzenia na maksymalne 120. Gra trzymała bardziej 35 klatek, więc dorzuciłem FSR na zbalansowany, co dało stabilnie 40. Wszystko działało płynnie, ale przypuszczam, że dalej w grze, gdy pojawi się znacznie więcej efektów, może pojawić się konieczność zjechania z jakości (pewnie wysokie zamiast epickich starczą). W tej opcji bateria miała trzymać blisko dwie godziny, ale Deck przy 30 stopniach na zewnątrz miał ponad 80 stopni na GPU, czyli zauważalnie więcej niż Legion. Jeśli chodzi o jakość grafiki, jak na tę rozdzielczość było bardzo dobrze. Jeżeli zacznie się grać tak od razu na Decku, nikt nie powinien narzekać na jakość obrazu. Ale muszę przyznać, że jest przepaść pomiędzy kolorystyką ekranu handhelda Valve, a tym od Lenovo. Na Go bardzo intensywna czerwień w niektórych planszach robiła świetną robotę, na Decku było bardziej blado i pomarańczowo. W tekst wplecione są screeny z Legiona, ale poniżej Deck ma swoją galerię.

Evil West akwarelizowane. A tak naprawdę to bug z powodu wody z wodospadu.

Jeśli jesteście w nastroju na zasadniczo rozrywkową, ale też i wymagającą grę akcji, to warto zainteresować się Evil West. Flying Wild Hog zrobiło bardzo dobrą robotę pod kątem walki i daje ona rzeczywistą satysfakcję podczas robienia krwawej miazgi z różnej maści poczwar. Kurna, bywało nawet tak intensywnie, że aż się trząsłem z emocji i skupienia. Dwa dni z rzędu próbowałem ubić pierwsze wejście latającego wampirzego bydlaka, który nie dość, że się leczył, to jeszcze przyzywał też latające, strzelające robale. Taka zabawa przy porannej kawie i po blancie była widać zbyt intensywna xD Ale w końcu padł i w sumie dzięki tej walce bardziej opanowałem celowanie, więc potem już aż tak mocnych reakcji nie miałem. Natomiast wielokrotnie i tak trzeba było się mocno skupić, żeby opanować pole walki. Dodając do tego oryginalny setting, bardzo dobre AV oraz stosunkowo prostą, ale dobrze napisaną historię, wychodzi po prostu sprawna, rozrywkowa produkcja. Cena domyślna na Steamie, czyli 170 PLN, jest jak najbardziej uzasadniona przy kilkunastu godzinach podstawowej zabawy (mnie zajęła około 16h). Jednak od jakiegoś już czasu można dostać Evil West w promkach za niecałe 60 zł.


Polecamy


Serdecznie dziękujemy Flying Wild Hog
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Flying Wild Hog
Wydawca: Focus Entertainment
Data wydania: 22 listopada 2022 r. (PC)
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 40 GB
Cena na Steam: 169,99 PLN
Platformy: PC (Windows), PlayStation 4, PlayStation 5, Xbox One, Xbox Series X/S

Legion Go

Steam Deck

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *