Ever 17: Out of Infinity
Escape room w wodnym lunaparku i przebieżka po nastoletniej fascynacji fizyką kwantową.

I o tym mniej więcej będzie cała gra.
Pierwszą część serii Infinity zrecenzował już naczelny i zdaje się, że dobrze się bawił. Drugą wzięłam ja, skuszona dużo większym naciskiem na tajemnicę i sekrety, ale jak się okazało, również niezabrakło również słodkiego romansu i lekkiego humoru. Wiek nowelki widać nie tylko po oprawie audiowizualnej, ale również po specyficznym stylu: ecchi żarty i komedia nieporozumień kończąca się na ogół spuszczeniem wpierdolu głównemu bohaterowi, który serwuje gadki o mocy nadziei i przyjaźni, zabawne nawiązania do klasyki yuri z motywem katolickiej, żeńskiej szkoły, wplatanie wszędzie niemieckich nazw, bo brzmią fajnie i tajemniczo oraz wykorzystywanie postaci po, to by podzielić się każdym fajnym konceptem, o jakim przeczytali autorzy gry na Wikipedii. A to tylko początek zalet. Warto jednak zaznaczyć, że wersja dostępna na Switchu nie jest oparta na oryginalnym wydaniu gry z 2002, a na jej remake’u z 2011 wydanym na Xboxa 360, który znacznie zmieniał część wątków fabularnych i wyborów.

Odpowiedź na to pytanie okazała się być pytaniem o kluczowym znaczeniu… ale nie w tę stronę, której się spodziewałam.
Na pierwszy rzut oka historia wydaje się być prosta. Kilka osób w wyniku niespodziewanego wypadku zostaje uwięzionych w LeMU: podwodnym parku rozrywki. Mają tylko kilka dni, zanim dosięgnie ich katastrofa i zostaną na wieczność pogrzebani w odmętach. Szukają wiec drogi ucieczki, a przy okazji poznają motywacje każdego z członków wyprawy: jest niemożliwie optymistyczny Takeshi, jeden z protagonistów, oraz pozbawiony pamięci Dzieciak, z którego perspektywy zobaczymy drugą połowę ścieżek. Reszta to już piękne panie: tsundere Tsugumi skrywająca mroczne sekrety i słabość do małych puchatych zwierzątek, zafascynowana wiedzą bezużyteczną You oraz wyjątkowo zaawansowana AI Sora, która jak to AI mają w zwyczaju, straszne zazdrości ludziom bycia człowiekiem. A do tego dwie pozornie zwyczajne nastolatki: Coco i Sara. Mieszanka wybuchowa osobowości, która sprawia, że i tak już nieprosta wyprawa do jedynego możliwego miejsca ucieczki staje się godzinami rozrywki i horroru. Bohaterki są napisane naprawdę przesympatycznie, a scenki typu slice-of-life, chociaż też służą po prostu wydłużeniu ujawniania sekretów, bywają naprawdę zabawne.

„I can fix her” route.
Tym, co przykuwa uwagę są pierwsze pojedyncze niezgodności między ścieżkami i perspektywami. Bardzo skutecznie przysłania je pewna doza nudy, ponieważ o ile pierwsze trzy z sześciu dni podwodnej przygody można sobie poskipować, to potem gra uważa, że tego tekstu jeszcze nie czytaliśmy, nawet jeśli różnice są marginalne lub zupełnie niezauważalne. A sekret, który się pod nimi ukrywa, jest naprawdę potężny. Muszę przyznać, że trochę sobie zaspojlerowałam go, szukając informacji o grze (więc polecam nie robić tego za bardzo), ale i tak to, jak główny twist został stopniowo ujawniony, wcisnęło mnie w fotel. Zwłaszcza, że to nie jest tak, że jest jakaś jedna tajemnica, którą się odkrywa we wszystkich ścieżkach. Każda z nich odkrywa jakiś swój wątek, pokazuje zupełnie inną perspektywę na wydarzenia w podwodnej krainie, a odblokowywany później ostateczny route spina to wszystko w całość i zaskakuje jeszcze bardziej. Ciężko powiedzieć coś więcej, by nie ujawniać za dużo, ale WOW! Momentami przypominało mi to moje ulubione Umineko, choć oczywiście w nie aż tak dużej skali i zupełnie innym klimacie.
Oprawa audiowizualna wygląda… hm… retro, ale na pewno może się spodobać, a przynajmniej lepiej, że postawiono na sprite’y 2D, a nie szkaradne modele 3D z wydaniu na Xboxa. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie voice acting, w którym słychać wiele emocji. Jeszcze bardziej – ścieżka dźwiękowa: oprócz tego, że przy kolejnym „okrążeniu” i próbie uratowania ekipy emocjonalna melodyjka już naprawdę wryła się w moje serduszko, to z pewnością muszę przekopać soundtrack w poszukiwaniu techno bangierów, jakie towarzyszyły w bardziej sensacyjnych momentach.

Ilustracje bywają naprawdę ładnie kadrowane i dynamiczne, korzystają też z silnego światłocienia.
Nie spodziewałam się samej okazji do zrecenzowania Ever 17: Out of Infinity, ale jeszcze bardziej niespodziewane okazało się wszystko, co dzieje się w samej nowelce. Przejście gry powinno zająć jakieś 30-35 godzin i mogę zagwarantować, że to będą godziny wypełnione ekscytującą przygodą w starym stylu, której jedynymi wadami są pojawiająca się od czasu do czasu monotonia i nazywanie rzeczy po niemiecku dla fajności.
Serdecznie dziękujemy Spike Chunsoft
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: KID, mages.
Wydawca: Spike Chunsoft
Data wydania: 5 marca 2025 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 970 MB
Cena: 120 PLN (lub 180 w dwupaku z Never 7)
Najnowsze komentarze