Steel Seed

Nowe gry potrafią bardzo nie iść w parze z PC handheldami…

Screeny pomiędzy tekstem pochodzą ze Steam Decka. Z Legiona Go większość straciłem przez awarię Windy podczas próby optymalizacji…

Zacznę od tego, że Steel Seed nie ukończyłem. Tak dokładniej, to przeszedłem tylko pierwszy z czterech etapów. Gdy dotarłem do następnego, czyli swego rodzaju kamieniołomów, które miały znacznie większe, otwarte przestrzenie, zarówno Steam Deck, jak i Legion Go nie dawały rady. W przypadku Legiona nawet w końcu wziąłem się za wyczyszczenie systemu ze zbędnego badziewia, pozmieniałem ustawienia itp., ale to i tak nic nie dało… Mimo wywalenia ponad połowy zbędnych procesów Windy Steel Seed w pewnym momencie łapał taką zadyszkę, że fps potrafił spaść do jednocyfrowych liczb i nawet uspokojenie sytuacji na planszy często nie pomagało mu w podniesieniu się. Przy okazji miłym odkryciem było, że w AMD Adrenalin dla LeGo jest już zawarty Fluid Motion Frames 2, więc w końcu go przetestowałem. Rzeczywiście znacznie pomagał, nawet w sytuacji kryzysowych spadków, ale ostatecznie i tak wszystko się w końcu wykrzaczało…. Co ciekawe, na Steam Decku od początku gra nieraz miała problem z powrotem do rozgrywki po śmierci bohaterki. Nawet więcej, cały system się zawieszał, więc musiałem na twardo resetować Decka. Nie wiem, czy „memory leak” jest problemem, czy co, ale żeby gra działała bez problemu na komputerowych handheldach, Storm in a Teacup musi wykonać dużo pracy z optymalizacją tytułu. Przypuszczam, że studio i wydawca będą chcieli wypuścić grę na Switchu 2, więc może do tego dojść.

Na tę chwilę gra jest po prostu niegrywalna na testowanych sprzętach. Jest to dodatkowo ciekawe, bo i na Decku, i Go, rozgrywka na mniejszych terenach działa całkiem sprawnie. Na sprzęcie Valve jest brzydziej i fps spada trochę poniżej 30, natomiast na Lenovo na luzie można uzyskać stałe 30 (bez FMR 2) z przyzwoitym wyglądem. Postaram się śledzić postępy z patchami i zrobić aktualizację tego tekstu, gdy pojawią się dobre wieści. Na tę chwilę ocena techniczna gry dla przenośnych sprzętów może być tylko jedna:


Omijać z daleka


Dobre wieści są mile widziane, ponieważ spodobało mi się granie w Steel Seed (jeśli tylko odrzucę wspominki wszystkich technicznych problemów). Akcja gry dzieje się w dalekiej przyszłości, w której ludzie przestali istnieć. Poniekąd sytuacja przypomina motyw z „Matrixa”, czyli AI i roboty przejęły kontrolę nad Ziemią. Zostaje nam opowiedziane, jak do tego doszło i dość szybko dowiadujemy się też, że zostało na nas zrzucone przywrócenie ludzkości. Konkretnie ma zająć się tym Zoe, córka wiodącego naukowca. Ostatnie, co pamięta, to usypianie jej przez ojca na swego rodzaju stole operacyjnym, a gdy się w końcu budzi, jest sama. No nie do końca, ponieważ jej towarzyszem staje się dron KOBY, potem dochodzą jeszcze dwie sztuczne inteligencje, jedna będzie po jej stronie, druga będzie chciała ją zniszczyć.

Jako że gry nie zdołałem przejść, trudno mi ocenić rozwój fabuły, ale przez tę trochę ponad 1/4 gry byłem w miarę zaintrygowany tym, co wydarzy się później. Konkretniej ciekawiły mnie kolejne szczegóły świata, w którym Zoe musi wypełnić swoją misję. Bo to, co wyszło twórcom najlepiej, to właśnie koncept przejętego przez technologię świata. Lokacje są naprawdę duże i prezentują całą maszynerię napędzającą obecny robotyczny system Ziemi. Dodatkowo komentarze bohaterki opisujące jej wrażenia z odkrywania tego wszystkiego dobrze podbijają rozmach mechanicznego świata. Dystopiczny klimat jest też czasem łagodzony lekkim humorem, który wprowadzają zarówno Zoe ze swoim tekścikami, jak i maskotkowy dron. Jeśli chodzi o pogłębienie wiedzy o świecie, zapewnią to niektóre znajdźki, dialogi ze sprzyjającą nam SI (choć mam wrażenie, że może być z nią związany jakiś plot twist, bo czemu nie) oraz zapiski z logów, które zobaczymy przy zdobywanych tytułowych nasionach. Szkoda, że mimo szczerych chęci nie zdołałem zobaczyć całej fabuły.

Nie jestem fanem skradanek, choć gdy ten element pojawia się w grach, nie mam nic przeciwko. Po prostu mam za mało cierpliwości do czekania, przemykania itd. Steel Seed z kolei ma być skradanką pełną gębą i rzeczywiście kładzie mocny nacisk na tę formę eliminacji przeciwników. Zacząłem grać na normalu i otwarte walki potrafią dać po dupie. Przeciwnicy są znacznie mocniejsi niż Zoe, więc o ile nie zostaje nam narzucone bezpośrednie starcie, zdecydowanie lepiej jest pozbywać się wrogów po cichu. I to też nie jest proste, ponieważ roboty, jak to roboty, mają dość podniesione staty sensorów – czyli nie tylko zobaczą nas z większej odległości, ale czasem też usłyszą. Trochę lepiej mógłby działać system zabójczego ataku, a konkretnie spokojnie szybciej mogłoby się pojawiać wskazanie, że możemy to zrobić. Ile razy za szybko nacisnąłem atak, a potem zginąłem w walce, to nawet nie zliczę. Wszystko przez to, że w wielu tych przypadkach Zoe spokojnie mogła już zabić, a zamiast tego wykonywała zwykły atak, co nieraz prowadziło do potyczki z nawet czterema zaalarmowanymi robotami. A gdy pojawiła się wśród nich jednostka samobójcza, śmierć właściwie była gwarantowana. Niby można ją odepchnąć, ale trzeba w tym celu wcisnąć sekwencję składającą się z sześciu losowych przycisków (A,B,X,Y) – nie dość, że nie można się pomylić, bo trzeba wtedy klepać od początku, to jeszcze czasu na to jest bardzo mało… KOBY też bywa niepomocny, bo potrafi zaalarmować strażników swoją obecnością, gdy swobodnie sobie lata. Ale bywa też, że wrogowie kompletnie go ignorują, nawet gdy unosi się w powietrzu tuż przed nimi. Generalnie system reakcji na drona działa dość specyficznie, ale ostatecznie zbytnio mi to nie przeszkadzało.

Zbyt częste powtarzanie większych sekcji (w połączeniu z problemami technicznymi) w końcu zmusiło mnie do zejścia na łatwiejszy poziom trudności zwany „story”.  Mam wrażenie, że na nim wytrzymałość przeciwników jest dokładnie taka sama, jak na normalu, ale za to staty obrony Zoe są zauważalnie zwiększone. Nie oznacza to jednak, że można już lecieć w pełni na głupa i wycinać wszystkich wrogów, zamiast ściągać ich po cichu, ale za to jest o wiele większa szansa na przetrwanie trudnych chwil, czyli walki z nawet czterema robotami. Natomiast te samobójcze złomy łatwiej odrzucić (trzeba wcisnąć tylko cztery przyciski), a nawet jeśli się to nie uda, wtedy Zoe ma sporą szansę przeżyć detonację. Mimo generalnego uproszczenia walk, łatwiejszy poziom wciąż zachęcał mnie do prób pozbywania się wrogów po cichu. Wszystko dlatego, że twórcy dodali różne możliwości wspomagające takie działania. Oczywiście można przytulić się do ściany, ale czasem przeciwnik jest za daleko do chwycenia go i po zakręcie nas zobaczy. Generalnie pole chwytu do cichego zabójstwa jest dość niekonsekwentnie ustawione. Można też standardowo po cichu zajść wroga od tyłu. Ale, mamy również dostęp do różnych narzędzi, które odblokujemy z czasem. Potrzebne są do tego waluta oraz wypełnienie zadania, jak np. zabicie dwóch przeciwników wybuchem jednej beczki. Pośród narzędzi znajdzie się granat dźwiękowy, mina przeciwpiechotna (zrzucanie jej z wysokości na grupę wrogów bardzo się sprawdza) czy stworzenie pola niewidzialności (ale nie można zostać dostrzeżonym przed wejściem na nie, czasem KOBY też pokrzyżuje nam skorzystanie z niego). Myślę, że fani skradankowego wyzwania znajdą tu dobrą rozrywkę, szczególnie że jest też opcja harda w poziomach trudności. Ja, jako okazjonalny ogrywacz takich pozycji, byłem zadowolony i chętnie pociągnąłbym ją do końca, no ale…

Drugim ważnym elementem rozgrywki jest eksploracja. Jak już wspomniałem, Storm in a Teacup przyłożyło dużo uwagi do stworzenia środowiska gry dzięki wielkim strukturom, przez które musimy się, czasem nawet dosłownie, przebić. Jest tu sporo różnych znajdziek, a część z nich jest dobrze ukryta i za pierwszym przejściem trudno wyłapać je wszystkie. Po skończeniu pierwszego etapu spojrzałem na listę tego, co znalazłem i co zostało, i zastanawiałem się, gdzie ta cała reszta była skitrana… Całkiem możliwe, że miejscami za szybko pobiegłem we właściwie miejsce, mogłem nie zauważyć jakiejś półki, na którą można wskoczyć czy tp. A skoro o skakaniu mowa, jedną z zalet Steel Seed ma być parkour. Myślę, że to za duże określenie na różne akrobacje, które Zoe musi wykonać. Są miejsca, gdzie trzeba zrobić dwa, trzy skoki po sobie, ale jednak dla parkouru potrzeba więcej. Co nie znaczy, że sekcje platformowe nie są przyjemne – ogólnie są, szczególnie, gdy znajdujemy się w sytuacji, w której otoczenie wokół nas wybucha czy rozpada się, a my musimy szybko działać, aby uniknąć zgonu. Jest tu też sporo wspinaczki czy trochę biegania po tablicach umieszczonych na ścianach. Akurat z tymi drugimi mam spory problem – nie wiem, dlaczego, ale zbyt łatwo wskoczyć na nie za nisko, w efekcie czego przeskoczenie dalej z końca tablicy kończy się niedoskoczeniem, gdzie trzeba. Wybicie się z samego krańca wszelkich półek też nie działa najlepiej – zwykle kończy się spadnięciem, bo trzeba wcisnąć przycisk skoku odpowiednio wcześniej, a to nie jest mile widziane w pozycji, która kładzie duży nacisk na platformową rozgrywkę. Na szczęście widać, że Zoe jest czasem dociągana do powierzchni, na którą skaczemy, co daje swego rodzaju ulgę przy wąskich belkach, których tu nie brakuje. Wciąż, mimo pewnych technicznych  niedociągnięć, platformówkowa eksploracja wielkich struktur jest w tej pozycji plusem i bardzo pasuje do ogólnej koncepcji gry.

Z ciekawości spojrzałem, jakie produkcje studio Storm in a Teacup ma w portfolio i zobaczyłem, że ogólnie ma tendencję do przygotowywania interesujący, pełnych detali lokacji. W Steel Seed udało im się stworzyć mechaniczono-dystopiczny klimat, który wciąga i chce się zobaczyć więcej. Mnie tylko udało się zwiedzić pierwszą lokację z montażownią i część drugiej z kopalnią odkrywkową. Obie są pełne detali, ruchomych elementów i nieraz mają szeroki zakres horyzontu, który zdecydowanie nie świeci pustkami. Jest tu też sporo ciemnych miejsc ze sporą ilością świetlnych punktów i myślę, że to wszystko razem jest właśnie zbyt krztuszące dla moich PC handheldów, a przynajmniej niektóre sekcje. Jak już wspomniałem na początku, na Decku i Go gra zasadniczo działa dobrze w spokojniejszych i mniejszych miejscach. Trzeba posiłkować się wyższym TDP, maks średnimi ustawieniami grafiki i upscalingiem (najlepiej działał ten od Unreal Engine, ale jest też od AMD i Intela). W efekcie jakość grafiki miejscami pozostawia nawet wiele do życzenia, a postać Zoe potrafi się zbyt rozpikselować w ruchu, ale muszę też przyznać, że dopóki rozgrywka szła płynnie, nawet mi to specjalnie nie przeszkadzało, bo zaintrygowanie tym światem miało większą siłę niż oglądanie niedoskonałości graficznych. Tak więc gdyby nie te crashe, grę spokojnie można by przejść na przenośnych pecetach. Są też różne bugi, jak utykanie w teksturach, zarówno przy eksploracji, jak i przytulaniu się do ścian, ale nie były na tyle częste, żeby konkretnie irytowały i przymykałem na to oko.

Pod kątem dźwiękowym gra stoi na wysokim poziomie. Angielski dubbing został dobrze przygotowany i przyjemnie słucha się głosu Zoe oraz kilku innych, dodatkowych osób. Zabawnie za to było z dźwiękiem silników KOBY’ego, ponieważ podczas gry na Legionie ciągle łapałem się na zastanawianiu, czy ten szum to wiatrak sprzętu, ale nie, to był dron xD W sumie to był jedyny „niepasujący” dźwięk z wszystkich efektów dźwiękowych – cała reszta jest odpowiednio dostosowana i pasuje do sytuacji, począwszy od odgłosów wydawanych przez przeróżnej maści maszyny po wybuchy. Natomiast to, co najbardziej zwraca uwagę w sferze audio, to ścieżka dźwiękowa. Studio postanowiło postawić na porządną, najczęściej orkiestrową muzykę, której celem było podbicie monumentalności robotycznego świata – efekt został jak najbardziej osiągnięty i zdecydowanie mogę stwierdzić, że wzmacnia doświadczenie poznawania tego świata dalekiej przyszłości.

O, zero klatek na sekundę xD

Według Steama ze Steel Seed spędziłem 11 godzin (licznik w grze nie idzie w parze z hibernacją/uśpieniem, bo dolicza długość przerwy). Część z tego czasu zostało nabite przez wymuszone problemami technicznymi powtórzenia, kombinowanie z ustawieniami itd. Jednak gdyby nie one, jak już kilka razy napisałem, z chęcią zostałbym z grą do samego końca. Ogólnie szacuję, że z gładko idącą rozgrywką bez próby maksowania zajęłaby mi 15-20 godzin, co daje całkiem niezły wynik, szczególnie przy premierowej cenie (około 200 PLN). Byłby to czas przyjemnie spędzony pod różnymi względami – od cieszenia się koncepcją AV po wymagającą rozgrywkę (zakładając kontynuację na normalu). Widać, że ekipa z włoskiego studia miała konkretny pomysł na tę produkcję i starała się jak najlepiej go wykonać. Tak, jest tu trochę niedociągnięć (wspomniane bugi), ale pasja twórców przekazana w grze pozwala przymknąć na nie oko. Projekt na pewno będzie jeszcze łatany, jak wszystkie gry w obecnych czasach, więc rozgrywka na pewno będzie jeszcze wygładzona. Jeśli macie solidniejszy sprzęt niż PC handheldy (lepszy komp, PS5 lub Xbox), to spokojnie mogę Wam polecić zainteresowanie się tą grą, szczególnie jeśli lubicie wizje dystopicznej przyszłości. Konkretni wielbiciele skradanek mogą mieć inne odczucia względem rozgrywki, ale z perspektywy okazjonalnego skrytobójcy została ona dobrze przygotowana i daje frajdę, zarówno jeśli chce się podbić trudność, ale i w łatwiejszej opcji wciąż chce się załatwiać wrogów cichaczem.

Przed rozpoczęciem pisania recenzji zastanawiałem się, jak podejść do oceny Steel Seed. Problem z pecetowymi handeldami jest taki, że z różnych względów gry mogą mieć na nich wszelkiej maści problemy. A już na pewno będzie to dotyczyć nowych produkcji, szczególnie gdy celują w bardziej zaawansowaną grafikę. Stąd też dwie oceny – początkowa dla testowego sprzętu i ogólna dla gry. Mam nadzieję, że twórcy i wydawca pomyślą o optymalizacji dla słabszych sprzętów, tymczasem odradzam Steel Seed, jeśli nie macie czegoś mocniejszego do odpalenia go. Jeśli macie lepszą maszynę do grania, warto zainteresować się tą pozycją, więc…


Polecamy


Serdecznie dziękujemy ESDigital Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Storm in a Teacup
Wydawca:  ESDigital Games
Data wydania: 22 kwietnia 2025 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 50 GB
Cena: 184,99 PLN
Platformy: PC, PS5, Xbox Series X|S

Screeny z Legiona Go:

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *