#DRIVE Rally
Naśladownictwo to najwyższa forma uznania.
Ścigałki indie od zawsze są dla mnie pozycjami, do których podchodzę z bardzo dużą rezerwą. Nie inaczej było w przypadku #DRIVE Rally – polskiej odpowiedzi na niekwestionowanego króla niezależnych gier rajdowych, czyli Art of Rally. Rzucenie rękawicy arcydziełu Kanadyjczyków z Funselektor Labs wymagało – i to delikatnie mówiąc – nie lada odwagi, ale developerzy znad Wisły najwyraźniej postanowili spaść z wysokiego konia… albo też mieli plan, jak się na nim utrzymać. Sprawdźmy!
Podobnie jak w przypadku pierwowzoru, polscy programiści postawili na w pełni kreskówkowy styl, przy czym zastosowaną przez nich stylistykę wyróżnia dużo bardziej zdecydowany charakter. Cała rajdowa otoczka uległa w recenzowanym tytule wręcz karykaturalnemu przeobrażeniu. Dotyczy to nie tylko zaimplementowanych maszyn (o czym szerzej za moment), ale również postaci przewijających się przez tytuł. Głównie mam tutaj na myśli towarzyszących nam w rajdówkach pilotów – są komiksowo przejaskrawieni zarówno w kwestii aparycji, jak również w sferze zachowania. Nasi partnerzy nie tylko bardzo żywiołowo dyktują opis trasy, ale niejednokrotnie też komentują nasze poczynania (nierzadko uszczypliwie) czy też zwyczajnie zagadują prowadzącego – a to w realnej walce na trasie nie ma zazwyczaj miejsca. Niespodzianką nie jest za to cel rozgrywki, czyli jak najszybsze pokonanie trasy z punktu A do B. Odcinki specjalne rozlokowano w Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Finlandii oraz w bliżej niesprecyzowanym państwie azjatyckim. Podobnie jak w Art of Rally, tutaj oesy również są fragmentami czterech dużych map, a połacie tego terenu możemy w osobnym trybie swobodnie eksplorować, dodatkowo zbierając przy tym znajdźki. Emocji wielkich ta opcja nie gwarantuje, ale pozwala porelaksować się przez parędziesiąt minut w ramach odpoczynku od walki na odcinkach specjalnych.
Naturalnie, esencją każdego rajdu jest walka z czasem oraz trasą, a tego tutaj nie brakuje. Poszczególne próby są zróżnicowane, jeśli idzie o ich długość, poza tym na samej drodze zazwyczaj dość dużo się dzieje. Innowacją względem Art of Rally jest możliwość wyboru kamery zza pojazdu lub z jego wnętrza, choć dla miłośników staroszkolnego podejścia pozostawiono także perspektywę znad auta. Model jazdy jest intuicyjny, zachowanie aut na trasie takie jak powinno być, a sama gra jest „uczciwa” wobec obsługującego gamepada. Oznacza to chociażby, że inne konsekwencje czekają nas po najechaniu na przeszkodę złożoną z opon, a jeszcze inne np. po kontakcie z siatką ochronną czy metalową barierką. O dodatkowy dreszczyk emocji dbają samochody, które bardzo mocno różnią się pomiędzy sobą prowadzeniem, przez co na nudę nie można narzekać. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to zbyt dużo zakrętów prostopadłych i ostrych nawrotów na każdym z odcinków, a także brak jakichkolwiek zniszczeń pojazdów, dzięki czemu możemy podejmować większe ryzyko bez obawiania się o konsekwencje. Brakowało mi też wręcz obowiązkowych w tym gatunku piktogramów ze strzałkami opisującymi stopień zakrętu. Opis trasy poznajemy tylko ze wskazówek słownych pilota, a to z kolei oznacza, że zawsze musimy grać z włączonym dźwiękiem. Wprawdzie na ekranie dostajemy je także w formie pisemnej, ale ich odczytanie nie jest łatwe z uwagi na to, że na trasie zwykle jest co robić.
Narzekać nie można za to na park maszyn. Teoretycznie, aut jest 12, ale każde z nich występuje w trzech wariantach różniących się osiągami, charakterem prowadzenia oraz wyglądem. Samochody są oczywiście nielicencjonowane, ale każdy, kto ma choć nutę oparów benzyny we krwi, rozpozna bez problemu legendy rajdowych tras z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nawet minimalnie sprawne oko zidentyfikuje odpowiedniki chociażby Lancii Delty, Audi Quattro, BMW M3 czy też… naszego rodzimego Poloneza. Dodatkowo, każdy wóz możemy poddać indywidualizacji, a zmieniać możemy nie tylko malowanie czy zdobywane za wysokie wyniki części nadwozia, ale nawet takie elementy, jak gadżety do wnętrza stawiane na kokpicie czy też wieszane na lusterku.
Wszystko to zostało podane w surowej, ale przyjemnej dla oka oprawie graficznej oraz z miłą dla uszu warstwą dźwiękową. Część graczy może narzekać w sferze wizualnej na mało efektowne trasy (niekiedy rzeczywiście są one słabo rozbudowane graficznie), ale wszystko nadrabiają rewelacyjnie odwzorowane rajdówki. Widać, że grę zaprojektowali miłośnicy sportów motorowych, którzy dodatkowo na każdym kroku puszczają oko do fanów motoryzacji. Nazwanie Alfabettą wspomnianą już Deltę, czy też nadanie nazwy Holzwagen samochodowi do złudzenia przypominającemu Golfa to tylko jedne z wielu tego typu smaczków.
Podsumowujące, #DRIVE Rally to kolejny, piękny hołd oddany złotej erze rajdów z dwóch ostatnich dekad minionego stulecia i w pełni mnie to ujęło. Jestem jednak pewny, że ci ci mniej wkręceni w tę dyscyplinę sportu gracze również będą świetnie się bawić!
Serdecznie dziękujemy Pixel Perfect Dude
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Pixel Perfect Dude
Wydawca: Pixel Perfect Dude
Data wydania: 16 kwietnia 2025 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 5 GB
Cena: 69,99 PLN
Platformy: PC, Nintendo Switch
Najnowsze komentarze