Cat Quest

Koteły… Sam mam dwa, ale jakiejś obsesji na punkcie tych zwierząt nie mam. To znaczy, że nie zawaliłem mieszkania durnostojkami z nimi czy innymi poduszkami (za to żwirek i sierść są wszędzie…). W związku z tym nie rzucam się na każde medium, gdzie są te sierściuchy, ale Cat Quest jednak zwrócił moją uwagę.

Grę zacząłem od obejrzenia scenki, w której bezimienny protagonista został zaatakowany. Znajdował się wtedy na morzu i była z nim jego siostra, która następnie została porwana przez złego maga. Oczywiście nie może być tak, że bohater od razu ginie, więc chwilę później zostaje wyrzucony na brzeg nieznanego mu lądu. Tam znajduje go niebieski koci jakby duszek i już razem biorą się za uratowanie zaginionej siostry. Fabuła jest troszkę bardziej skomplikowana, niż sugerowałby to powyższy opis, ale zbyt łatwo zdradzić za dużo, więc więcej o wydarzeniach nie napiszę. Za to zapewnię Was, że całość śledzi się przyjemnie, a to dlatego, że historia z dwa razy zaskoczy, została zbudowana wokół ciekawego pomysłu na zwiedzany świat i jest zabawna. Poza głównym wątkiem warto też czytać teksy, które są dodane do zadań pobocznych. Każde z nich to osobna opowiastka, która albo ma humorystyczny wydźwięk, albo poszerza trochę wiedzę o świecie. Niestety zawodzi zakończenie, bo równie dobrze może służyć za etap gry. Zresztą, sami zobaczycie.

Pod względem zabawy Cat Quest serwuje actionRPG-a z widokiem w rzucie izometrycznym, czyli nawiązanie do klasyki gatunku. Jak przystało na gatunek, trzeba zwiedzać mapę, ubijać wrogów i rozwijać swoją postać. Sama mapa jest całkiem obszerna i zawiera trochę ukrytych rzeczy (mam tu na myśli skrzynie i lokacje), z czego część zostaje nam udostępniona po prostu z czasem, gdy np. zdobędziemy zdolność chodzenia po wodzie. Co ciekawe, gra nie zawiera żadnych zagadek, a nawet jeśli były, to po około miesiącu od jej ogrania żadna nie została mi w pamięci (dla przykładu kilka z Blossom Tales wciąż pamiętam, a grałem w to wcześniej). Skoro więc zagadki nas nie rozpraszają, to skupiamy się na walkach, zbieraniu różnego rodzaju pancerzy i oręża oraz czarów. Twórcy nie próżnowali z projektowaniem wrogów, więc czeka na nas kilkanaście ich rodzajów, i każdy z nich cechuje się innym stopniem upierdliwości. Żeby nadal nie było za łatwo, nieraz zostaniemy napadnięci przez grupkę potworów, która składa się kilku gatunków i trzeba wtedy narobić trochę uskoków, żeby wygrać. I tu właśnie przydaje się świadome dobieranie ekwipunku. Pod względem pancerza możemy stworzyć sobie zestaw, który albo będzie szedł bardzo w obronę, albo np. pozwoli efektowniej korzystać z magii. Sęk jednak w tym, że zabrakło dodatkowych statystyk, które rzeczywiście wpłynąłby na sens robienia stroju chociażby ninja. Bo co nam po takim zestawie, skoro daje mniejszą ochronę, ale nie podnosi prędkości czy ulepsza unik? Trochę podobnie wygląda kwestia broni. Dostajemy tylko oręż, którym można atakować z bliska, nie ma ani jednego dalekiego lub chociażby średniego zasięgu. Tak więc różnorodność jest dobra, ale poszła nie w tę stronę, co trzeba. Za to lepiej wygląda już motyw czarów. Standardowo są w niej ataki oparte na żywiołach o różnym zakresie działania, ale także leczenie czy stanie się gigantem. W tej kwestii i różnorodność, i efektywność zostały lepiej przemyślane.

Cat Quest ogólnie jest bardzo dobrą produkcją, w której nie zagrały pojedyncze elementy. Zawiódł mnie ending, a właściwie jego zbyt duża otwartość, brakuje broni o większym zasięgu i to, że jest kilka typów ekwipunku nie oznacza, że jest sens go używać (chyba że dla zmiany wyglądu). Mimo tego gra się przyjemnie przez cały czas, bo zestawy potworów potrafią wymusić trochę wysiłku i walki z bossami też są w porządku. Dodatkowo zadania poboczne motywują nie tylko podbiciem levelu postaci, ale także ciekawymi historyjkami.  Do tego dochodzi miła w odbiorze fabuła i oprawa AV. A gdyby komuś było mało po zakończeniu głównego wątku, to ma trzy wyjścia. Pierwsze to dalsze bieganie i robienie pozostałych questów i zbieranie reszty rzeczy; drugie to zaczęcie gry od nowa z tym, co już zdobyliśmy; trzecie pozwala utrudnić sobie życie różnymi opcjami, jak np. granie bez ekwipunku (trzeba zaktualizować grę do tego!). Za te 46,99 PLN warto się z tą produkcją zapoznać, bo to co najmniej sześć godzin fajnej zabawy.


Ocena: 7,5/10


Producent: The Gentlebros
Wydawca: PQube
Data wydania: 10 listopada 2017 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 381 MB
Cena dla Switcha: 46,99 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier na Słciza 🙂

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. bagienny pisze:

    Grałem w demo, coś tak czułem, że krótka (w moim wykonaniu, może być i 2h).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *