RIVE: Ultimate Edition
Pamiętam, że gdy RIVE był jeszcze w fazie produkcji, ludzie pytali Two Tribes na Twitterze, czy jest szansa na wydanie na Vitę, i sam byłem jednym z nich. Niestety twórcy odpowiedzieli, że musieliby znacznie zrzucić jakość grafiki. Z PSV nie wyszło, ale za to Switch dostał swój port i po ograniu muszę przyznać, że nie było przesady w tekście o zrzucie.
Oczywiście nie mówimy o produkcji typu AAA, ale trzeba oddać dewom, że włożyli w swoje dzieło dużo wysiłku. Zarówno pierwszy, jak i drugi plan wyglądają bardzo dobrze i świetnie oddają klimat opuszczonej stacji kosmicznej. Nie brakuje w niej też kilku typów lokacji, dzięki czemu mamy lepsze poczucie, że jest naprawdę spora i od dawna nieużywana (przynajmniej przez ludzi). To wszystko jest jednak dopiero wstępem, ponieważ gdy dochodzi do walki, zaczyna się konkretny rozpierdol! Ilość wybuchów, szybkość przeciwników, czasem ich ilość i pozostałe efekty wizualne sprawiają, że można dostać oczopląsu przy co intensywniejszych pojedynkach. PSV naprawdę nie uciągnęłaby tego wszystkiego. Skoro zacząłem od grafiki, to od razu wskoczę do audio. Jest genialne! Odpowiada za nie SonicPicnic, kimkolwiek jest/są, i dostosowali je do każdej sytuacji, która rozgrywa się w grze. Gdy tylko chodzimy, muza jest bardziej stonowana, ale gdy ma dojść do nawalanki, robi się intensywniejsza, a potem ostrzejsza. Przez „ostrzejszą” nie mam na myśli tylko gitarowych brzmień. Twórcy OST-a wykorzystali wiele gatunków, a każdy z nich idealnie siedzi. Podobnie zresztą jest z efektami dźwiękowymi, żaden nie drażni i się nie nudzą. Poza tym gra posiada pełny, bardzo dobry dubbing.
Wszystko to obrazuje rozgrywkę, która jest miksem twin stick shootera ze zręcznościówką, tudzież platformówką. Będziemy się tak bawić przede wszystkim w kampanii fabularnej, która składa się z dwunastu misji i epilogu. Wcielamy się w kosmicznego szabrownika, któremu kończy się paliwo. Traf chciał, że na jego drodze pojawiła się opuszczona stacja, więc postanowił skorzystać z okazji do napełnienia baku i być może wyrwania czegoś jeszcze. Okazało się jednak, że miejsce to nie jest tak całkiem opuszczone – kontrolę nad nim ma AI, które potem często wchodzi z nim w interakcje. Nie ma co więcej zdradzać z rozwoju wypadków, ale za to trzeba wspomnieć, że przez cały czas słuchamy komentarzy naszego brodatego bohatera oraz jego dialogów z AI. Wszystko to zostało podane w najczęściej humorystycznym tonie oraz pojawia się masa nawiązań do gier i nie tylko. Dzięki temu znacznie przyjemniej przechodzi się całą produkcję.
Aby dotrzeć do końca gry, będziemy musieli zmierzyć się z wieloma różnorodnymi przeszkodami. Przede wszystkim przyjdzie nam zestrzelić od groma wrogich robotów, które występują w kilku typach. Nie ma ich wiele, a ostatnią nowość zobaczymy gdzieś w połowie kampanii, ale za to ich mieszanka w kolejnych falach nie pozwala narzekać na brak większej różnorodności. Po prostu będziemy zbyt zajęcie masakrą, jaką nam zaserwują. Bronić się będziemy w kilku wariantach: czasem będziemy lecieć, innym razem poruszać się po stałym podłożu. Nie zabraknie jednak przeróżnych urozmaiceń tych podstawowych opcji. Dla przykładu, utkniemy np. w grawitacyjnej bańce i zestrzelimy wroga, mając bardzo ograniczone pole ruchu. Na stałym podłożu też jest ciekawie, chociażby w momencie, gdy przyjdzie nam nie tylko strzelać, ale jeszcze w odpowiednim momencie podskakiwać, żeby nas pociąg nie rozjechał! Część fal jest tak intensywna, że momentami już nie wiemy, co się dzieje i kilka zgonów zajmuje obranie odpowiedniej strategii. Wszystko to jest jednak przeplatane spokojniejszymi chwilami, gdy np. trzeba tylko wykazać się zręcznością, aby dostać się do konkretnych miejsc. Pewnym urozmaiceniem zabawy jest też możliwość hakowania, przede wszystkim różnych mechanizmów blokujących drzwi, ale też z czasem wrogich jednostek. Co do arsenału, to przede wszystkim mamy do dyspozycji karabinek, jednak za zabieraną lokalną walutę możemy kupić kilka upgrade’ów. Są nimi cztery typy ataku specjalnego oraz dwukrotne ulepszenie pancerza i magnesu do przyciągania kasy.
Samą kampanię można przejść na normalu oraz hardzie. Sam grałem w pierwszej opcji i była tam taka sieka, że trudniejszej opcji nawet sobie nie wyobrażam… Wszystkie misje są punktowane (na hardzie podwójnie) i zbieramy też jeden wynik całościowy, a wszystko to ląduje na serwerze w rankingach sieciowych. Po kampanii możemy bawić się dalej w opcji „zdobędę więcej punktów”, powtarzając konkretne misje, czy też spróbować przejść całą grę na jednym życiu lub w formie speedruna, ale obie lecą już domyślnie na hardzie. Następnym urozmaiceniem jest 18 wyzwań, każde odblokowywane wraz z zaliczeniem poprzedniego i w trzech opcjach trudności. Pośród nich znajdziemy np., dotarcie do danego punktu w określonym czasie czy przetrwanie określonej ilości czasu. Kolejna forma zabawy to zdobycie jak największej liczby punktów na jednej z trzech aren wziętych z kampanii. Z kolei jeśli chcecie pograć z kimś, to twórcy przygotowali następującą formę co-opa – jedna osoba prowadzi pająkowy statek, druga strzela, a gdy zginiecie, role się odwracają. Wielbiciele trofeów znajdą je zaimplementowane bezpośrednio w grze, więc jeśli dodatkowo Was motywują, pomogą pobawić się z produkcją dłużej.
Co tu dużo mówić, Two Tribes odwaliło kawał świetnej roboty. Gatunkowy miks sprawdza się bardzo dobrze i dodaje gameplayowi różnorodności. Przeróżne nawiązania, czy to w samej rozgrywce, czy w dialogach, również cieszą i często rzeczywiście bawią. Kampania, w której bohater naprawdę bierze w niej udział, a nie jest tylko niemym pilotem, również robi grze bardzo dobrze. Kilka różnych dodatkowych opcji przedłużenia czasu z produkcją da szansę na to każdemu, nawet jeśli nie wszystko będzie gracza interesowało. Do tego dochodzi świetna oprawa AV. Żeby nie było idealnie, w samej grze można zauważyć dwa ewentualne problemy. Pierwszy to dodatkowe ataki, spośród czterech tylko dwa (samonaprowadzające rakiety i shotgun) były rzeczywiście przydane. Drugi to poziom trudności. Niektóre partie wymagały ode mnie nawet kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu powtórzeń, co może frustrować. Z drugiej strony za każdym razem widziałem, że da się to przejść, więc zawsze wracałem, choć czasem po kilkugodzinnej przerwie. Osobną kwestią jest sam Switch. Skok na L2 na joy-conie jest średnio wygodny, głównie z racji jego konstrukcji i tego, że wymaga mocniejszego nacisku. Gorzej jednak wygląda ogólnie sam fakt grania w twin sticka w handheldowej wersji konsoli. Jest to po prostu mało wygodne na dłuższą metę. Przy dwóch walkach, w tym jednej z bossem, które były cholernie intensywne, aż musiałem wyciągnąć z pudełka tego śmiesznego gripa na joy’e, a Słicza postawić na biurku, żeby ogarnąć te fragmenty. Mimo wszystko RIVE dostaje ode mnie bardzo wysoką notę i polecam go wszystkim, którym przyszło na myśl: „To może być gra dla mnie”.
Ocena: 9/10
Serdecznie dziękujemy Two Tribes
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Two Tribes
Wydawca: Two Tribes
Data wydania: 17 listopada 2017 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 807 MB
Cena dla Switcha: 60 PLN
Dziękuję za recenzję i chętnie bym zakupił tylko cena powala 🙁
Promo jest właśnie w eShopie, 4,20 PLN do 17 listopada 😀 Warto sprawdzać dekudeals.com.