Tesla vs Lovecraft

Lovecrafta uwielbiam, więc gdy tylko zobaczyłem, że 10tons robi shootera z nim i odniesieniami do jego twórczości, byłem kupiony. Oczywiście pomógł też w tym Neon Chrome, którego ograłem wcześniej na Vicie. Efekt jest taki, że się nie zawiodłem.

Fabuła nie została zbytnio rozwinięta. Na wstępie zobaczymy, jak H.P. przerywa pokaz Nikoli i zarzuca mu igranie z siłami, których nie rozumie. Następnie dostajemy już powód, dla którego Tesla staje do walki z hordami złowieszczych istot. I jak nie ma się co rozpisywać o opowieści, tak warto napisać kilka rzeczy o settingu. Wątpliwe jest, by obaj panowie poznali się w rzeczywistości, ale faktem jest, że okres ich życia się zazębia, więc scenarzyści 10tons nie musieli mieszać w historii. Akcja gry została osadzona w Arkham, czyli fikcyjnym mieście z twórczości Lovecrafta, i to tam naukowiec będzie podejmował się walki z przedwiecznymi siłami. O samych broniach i innych elementach walki napiszę później, ale to dobry czas, by zaznaczyć, że pakiet, jaki Tesla wykorzystuje do przetrwania, idzie w parze z jego wynalazkami z rzeczywistości i nawet zamyślona ich część na potrzeby gry dobrze pasuje do myśli inżyniera (ale czy myślał już o mechu?!). W kwestii Lovecrafta, poza miastem, w głównej mierze zobaczymy stworzone przez niego potwory i kosmiczne byty. Przy tak kolorowej grafice trudno mówić o prawdziwym koszmarze, jaki zawsze był przedstawiony w prozie, ale nadal mają to coś. Ogólnie mówiąc, mariaż naukowego świata Tesli z grozą z wyobraźni Lovecrafta został przemyślany przez twórców i otrzymaliśmy bardzo dobry związek.

Gameplay to twin stick shooter z widokiem z góry, czyli gatunek, który 10tons ma opanowany. Do zaliczenia dostajemy niemal sto plansz, które zostały umieszczone w trzech płaszczyznach Arkham. Oznacza to, że miejsca i zadania przeplatają się, ale są też między nimi różnice, więc trudno mówić o lenistwie twórców i pełnym wykorzystaniu metody Copy-Paste’a. Cele misji zasadniczo dzielą się na dwa typy – wybić wszystko, co nas zaatakuje, oraz zniszczyć pojawiające się statuy Cthulhu. Dla odmiany czasem musimy ubić bossa, a końcowa walka będzie już bardziej etapowa. Każdą planszę zaczynamy z pistoletem, ale potem możemy na niej znaleźć nową broń oraz dodatkową zdolność. Jest w czym przebierać, bo pojawiają się rewolwer, różne typu shotgunów, karabiny itp. Z dodatkowych zdolności są to mgła z wyładowaniami elektrostatycznymi, która unieruchamia przeciwnika; latające ostrza czy wybuchowa beczka. Oczywiście nie jest to wszystko dostępne od razu, z czasem odblokowujemy kolejne przedmioty. Podobnie jest z bonusami, które możemy wybierać za każdy zdobyty poziom. W trakcie podbijania plansz za zabijanie przeciwników dostajemy punkty ekspa, które dają levele, a za każdy zdobyty poziom możemy wybrać jedno ułatwienie. Pośród nich są klasyczne, typu przyspieszenie ruchów czy szybsze przeładowanie, ale też pojawiają się inne, jak rażenie wroga piorunem po otrzymaniu obrażeń czy zwiększenie częstotliwości działania teleportu. Tak, Tesla może przemieszczać się po planszy teleportem, co pozwala głównie unikać ataków, ale, naturalnie, w ograniczonym zakresie. Ostatnim już ułatwieniem jest mech. Aby z niego skorzystać, zbieramy jego części i gdy już wszystkie dorwiemy, możemy go użyć. Po upływie kilku sekund rozpadnie się i znowu możemy zabierać te części.

Poza przechodzeniem kampanii przyjdzie nam wykonywać dodatkowe, dzienne zadania (potrzeba połączenia z netem do tego). Są różne, a to trzeba ubić ileś pająkowych ghuli, a to zebrać ileś tam dodatkowych zdolności. W nagrodę dostaniemy specjalne kryształy, które są niezbędne do dodatkowego rozwinięcia możliwości Tesli. Bo w końcu bez większej liczby baterii w teleporcie czy zaczęcia poziomu z bonusem trudno byłoby sobie radzić w coraz trudniejszych misjach. Swoją drogą, dzienne zadania są niezbędne, żeby tego rozwoju w ogóle dokonać, bo nie nazbieramy na planszach dość kryształów, podobnie jest z liczbą zabitych stworów. Gdyby misje nam się tymczasowo znudziły, możemy bawić się w survival w każdej z płaszczyzn. Dostępna jest też opcja co-opa, ale tu należy zaznaczyć, że nie można grać na pojedynczych joy’ach, potrzebna jest para na osobę, a grać można nawet w czwórkę. Plansze dla tego trybu to zadania, które do tej pory odblokowaliśmy w kampanii. Co ciekawe, w grze są trofea, ale nie znalazłem miejsca, gdzie można by je podejrzeć, a więc bez sensu.

Grafika, jak już wspomniałem, nie idzie w stronę poważnej grozy, bardziej ma charakter kreskówkowy, choć wciąż utrzymuje klimat. Kolorowe, dość złowieszcze projekty przeciwników (niestety niewielu, bo raptem ośmiu) dobrze współgrają z miejscówkami, pośród których znajdują się i tereny miejskie, i dzikie. Naturalnie część z nich będzie luźniejsza, inne ciaśniejsze, a więc i trudniejsze w opanowaniu przy większych falach. Przemieszczanie się po nich i mordowanie hord wroga jest przyjemne, a ponad to efektowne, bo gdy zbierze się konkretne bonusy, robi się niezły rozpiździel na planszy. I w tym miejscu można wspomnieć, że gra przez 99,9% czasu działa bez zarzutu, a ta jedna dziesiąta to drobniutkie zakrztuszenia, gdy na ekranie nazbiera się za dużo efektów. Co ciekawe, dotyczy to i wersji ręcznej, i dockowej, może dlatego, że różni je w sumie tylko fps, a grafika wygląda na taką samą. Równie przyjemna jest oprawa audio, od efektów, po muzykę. Utwory w ogóle są ciekawe, bo składają się z przekroju gatunków – usłyszymy zarówno mroczną muzykę orkiestrową, jak i podkłady z motywami elektro i nawet ciężki rock.

Bawiłem się z tą grą bardzo dobrze i dała mi niemałe wyzwanie, choć obstawiam, że dla części graczy okaże się łatwiejsza. Motyw lekkiego zrandomowania pojedynków dzięki losowym bonusom wzmacniającym i dzienne wyzwania zdecydowanie wpływają na korzyść tej produkcji, podobnie jest z ulepszaniem dodatkowego ekwipunku. Co-op i survival też pomogą zwiększyć ilość czasu z grą, więc można siedzieć przy niej więcej niż dziesięć godzin. Szkoda tylko, że jest mało potworów, choć z drugiej strony i te osiem w mieszanych kombinacjach potrafi zajść za skórę. Muszę też ponownie zaznaczyć, że Switch ssie w twin stickach – już po około pół godzinie rozbolał mnie skazujący palec i źle mi się trzymało konsolę. Jeśli chcecie grać poza domem, to tylko w miejscu, gdzie możecie wypiąć joy’e i postawić tablet. Jeśli będziecie mieli to na uwadze lub planujecie grać na większym ekranie, to bierzcie śmiało.


Ocena: 8,5/10


Serdecznie dziękujemy 10tons
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: 10tons
Wydawca: 10tons
Data wydania: 16 marca 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 398 MB
Cena dla Switcha: 59 PLN

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Robert Pepe pisze:

    po cholere po angielsku cos piszecie np. continue reading? takie bezsensowne to chyba ze sie chwalicie znajomoscia angielskiego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *