Lost Sphear

Niektóre gry są po prostu nudne i cierpi też na to Lost Sphear.

Problemy zaczynają się już z fabułą. Nie dostajemy żadnego ciekawego wstępu, ani w CG, ani rysowanego, ani nawet w formie prezentacji z Power Pointa. Za to widzimy jakiegoś faceta, który pokonał żołnierzy i czeka go jeszcze jedna walka. Z całego tekstu, który wypowiedział, nie zapamiętałem nic, choć czytałem go trzy, cztery dni temu. Potem nastąpiła walka, chyba drzwi się otworzyły i… akcja przeskoczyła do jakiejś wioski, gdzie jakieś dzieciaki gadały jakieś głupoty. Też już nawet nie wiem, o co im chodziło. W pewnym momencie poszli poza miasto coś załatwić, a wkrótce potem okazało się, że część świata zniknęła – część gór, łąk, jezior czy miast zastąpiły białe dziury. Co wywołało ten fenomen, nie wiadomo, ale wiadomo, kto się dowie, oczywiście nasi bohaterowie, a jeden z nich nawet naprawi świat. Szkoda tylko, że bardzo szybko widzimy, jak ślamazarny jest rozwój akcji, mimo że dialogów jest sporo. Niestety są też strasznie typowe, podobnie jak i bohaterowie. Przy jednym do tej pory nie jestem pewny, czy była to postać męska czy żeńska. Duża ilość dialogów nie byłaby problemem, gdyby nie wypełniły większość z pięciu godzin, które przemęczyłem z grą. Poza tym cały proces scen dialogowych strasznie się ślimaczy przez rozstawianie się bohaterów, czasem wolną zmianą ich miejsca, nawet dymki pojawiają się i znikają wolno, co zwyczajnie męczy. Poza tym nie brakuje głupot typu: w pewnym momencie bohaterowie gonią za smarkatym kieszonkowcem. Gdy go w końcu łapią, opieprzają go z góry na dół, że nie wolno kraść. Następnie chodzą po mieście, wchodzą do domów i zabierają z nich rzeczy. W jednym w nich znaleźli trzy tysiące gili, które radośnie przygarnęli, mimo że w rzeczywistości okradli parę staruszków…

Mam dowody na tę kradzież!

Nie jest lepiej z rozgrywką. Miasta, czasem nawet rozbudowane, oferują typowe, bezwartościowe dialogi z NPC-mi oraz zgubienie się – z kilkanaście minut szukałem jednych drzwi w większym mieście. Na mapie świata nawet nie ma walk, tylko biegniemy przez nią, zbierając po drodze jakieś pierdoły, choć czasem są to kawałki wspomnień albo artefakty. Kawałki wspomnień, które dostajemy też po walkach, potrzebne są do przywrócenia wymazanego świata. Często zabieg ten jest potrzebny do popchnięcia fabuły, więc trzeba wtedy biegać w te i nazot i wyciągać takie kawałki z NPC-ów. Oczywiście w lochach też zdarzy się, że trzeba będzie jakieś kawałki wspomnień znaleźć, żeby ruszyć dalej. Przy jednym takim przypadku już całkiem odbiłem się od tej gry, bo trzy razy przeleciałem całą lokację i go nie znalazłem, a miał wypaść z potwora. No cóż. Artefakty z kolei dają drugą ciekawą opcję w Lost Sphear, a jest nią tworzenie punktów na mapie, które nas wspomogą. Na przykład można przyspieszyć bieganie po świecie, zwiększyć szybkość nabijania się paska rozpędu itp. To, co stworzymy, zależy od naszego wyboru oraz artefaktów, które znajdziemy. I nie powiem, to akurat jest konkretną zachętą do zaglądania w różne zakamarki.

Dzik był drugim bossem, padł wraz z dwoma członkami drużyny (i tak dostali ekspa), ale to było przed zakupem nowej broni. Walk z mobkami było wcześniej raptem kilka.

A walka… Na normalu jest niedorzeczna przez skoki trudności – albo jest banalnie, albo wygrywa się na styk z bossem. Do lepszego radzenia sobie z ze zwykłymi przeciwnikami zasadniczo wystarczy kupowanie nowych broni, i to nie cały czas nawet. W związku z tym nawet nie wiem, po co do gry został dodany system ulepszania ekwipunku. Levelowanie też idzie szybko, a wystarczy właściwie raz przelecieć lokalizację, by na mobki starczyło z zapasem. Jednak kuriozalna wręcz były świątynia, w której porzuciłem tę grę. Otóż w przeciągu góra pięciu minut poziom postaci został podniesiony dwukrotnie, a wystarczyło do tego pokonanie trzech sztuk przeciwnika, który daje dużo ekspa. Co śmieszne, nie trzeba nawet było go specjalnie szukać, pojawiał się jak inni. Jakby się uprzeć, to raz dwa można by tak dobić do trzydziestego levelu i z jeszcze większą łatwością lecieć przez grę. Jednak sam system walki nie jest zły, choć jest podatny na eksploatację, np. strzelaniem jedną postacią w kilku przeciwników na raz, gdy tylko jest ku temu okazja, a całkiem łatwo o nią, bo możemy poruszać naszymi postaciami po arenie walki. Szkoda tylko, że trzeba przy tym używać obu analogów (prawego do obracania), bo są trochę zbyt czułe i zanim ustawimy odpowiednio postać, to przeciwnik może zaatakować. Dodatkowo w odpowiednim momencie przed atakiem naszego ludka musimy w odpowiednim momencie nacisnąć Y, aby wykorzystać uzbierany rozpęd. Oczywiście większość z tych momentów przegapia się przez wybieranie działań dla reszty drużyny. System skilli (pięć godzin gry i nie miałem ani jednego leczącego…) wydaje się ciekawy, podobnie używanie przedmiotów, ale co nam po nich, skoro zdecydowaną większość przecinków pokonuje się ot tak.

Bieda mapa.

Byłem ciekaw, jak Kwadratowi eksploatują nostalgię za pomocą Tokyo RPG Factory i w tym przypadku zobaczyłem, że robią to źle. W Lost Sphear jest kilka ciekawych pomysłów, ale cała reszta sypie się przez nijakość i zwyczajną nudę. W ostatniej godzinie najbardziej zwracałem uwagę na muzykę, bo jest naprawdę dobra – orkiestrowe utwory  świetnie pasują do tej dość luźnej misji ratowania świata. Natomiast grafika i świat nie ma żadnego konkretnego ducha, mimo że widać, że nawiązują do starych jRPG-ów. Natomiast mapa świata to pokaz lenistwa i braku pomysłu na coś ciekawego i dobrze wyglądającego. Arst dał I am Setsuna i Oninaki po 6,5/10 z zaznaczeniem, ze obie mają różne wady, ale mają też coś, co zachęca do gry. Lost Sphear, oprócz wydanej na nią kasy, nie ma niczego, co by mogło zachęcić do zostania z grą. Z kolei osoba, która wpadła na pomysł, żeby wycenić ten twór na 209 PLN, wcześniej musiała upaść na głowę. I takie są moje pierwsze wrażenia z tej produkcji, nie polecam, nawet po dużej obniżce ceny.


Producent: Tokyo RPG Factory
Wydawca: Square Enix
Data wydania: 23 stycznia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2,5 GB
Cena: 209 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *