Wonder Boy: The Dragon’s Trap
To wręcz fascynujące, że 8-bitowe piksele tak wpłynęły na DotEmu, że firma postanowiła zrobić remaster gry sprzed niemal 30 lat. Na szczęście w pełni odświeżyli przy tym oprawę AV, szkoda tylko, że nie pogrzebali w mechanice…
Fabuły w tej produkcji zbytnio nie ma. Co prawda zacząłem ją dwa dni przed napisaniem tej recenzji, a już kompletnie nie pamiętam, jakie teksty pojawiły się na początkowych kilku planszach. Ważne jest jednak to, ze wcielamy się w tytułowego cudownego chłopca, który wyrusza pokonać smoka. Gdy już mu się to udaje, zostaje rzucona na niego klątwa, która zmienia go… w smoka! Nie zostaje nam więc nic innego, niż przemierzać kolejne lokacje w szukaniu sposobu na odczynienie uroku.
Bazową rozgrywkę tworzą reguły wiekowego platformera 2D… Niestety ekipa odpowiedzialna za odświeżoną wersję gry zdecydowała się pozostawić mechanikę, więc wszystko to, co teraz wydaje nam się strasznie irytujące w starych grach, jest tutaj. Zacznijmy od ruchu. Nasza postać, obojętnie w jakiej formie, porusza się bardzo płynnie, co jest bardzo zwodnicze. Przede wszystkim jest mylące przy skokach, bo, aby wykonać dłuższy, musimy wziąć choć krok rozbiegu. Natomiast przeciwnicy mają określony schemat poruszania się i, co zadziwiające, bardzo często potrafią wbić się w nas podczas próby uniku czy zaatakowania ich. Serio, nie mam pojęcia, jak to się działo, że tak ciężko było mi wyczuć ich schematy. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to właśnie ta rozbieżność niby współczesnego ruchu, który jednak wcale tak nie działa… Nie lepiej wygląda sytuacja z rozłożeniem przeszkód, przede wszystkim strzelających głów. Są tak poustawiane, że w połączeniu z przeciwnikami robią idealną pułapkę, którą bardzo ciężko ominąć, nawet jeśli pamięta się ich rozmieszczenie. W końcu trzy głowy i z dwóch latających wrogów tworzą bardzo ciasną przestrzeń do manewru. Co więcej, gdy już oberwiemy lub wpakujemy się na coś, zostajemy odrzuceni do tytułu, a gdy mamy pecha (najczęściej przy bossach), to wręcz możemy tak przewędrować do jednego z końców ekranów.
To była ta mniej przyjemna część rozgrywki. Tą lepszą jest eksploracja i zmiana chłopaka w różne antropomorficzne stworzenia. Do pokonania mamy do dziesięciu lokacji, w których pięć kończy się bossami. Pozostałe na swoim końcu skrywają specjalny przedmiot potrzebny do dalszej eksploracji (albo i nie, dalej nie wiem, do czego służą dwa znalezione kamienie). Poza tym w ukrytych miejscach możemy znaleźć dodatkowe serduszka. Nie brakuje również broni, zbroi i tarcz do kupienia. Walutę na to otrzymamy głównie z pokonanych wrogów. Dbanie o kupowanie nowych rzeczy będzie niezbędne, bo konkretnie wpłyną na statystyki obrony i ataku, a oczywiście im dalej, tym przeciwnicy będą mocniejsi. Poza tym niektóre towary mogą dawać lepsze efekty danej zwierzęcej postaci lub dodatkowe efekty, jak odporność na lawę. Mimo tych różnych ułatwień nie ma najważniejszego, czyli check pointów. Jeśli zginiemy, co nie jest trudne na normalu, to lądujemy w wiosce, a więc musimy pokonać na nowo całą przebytą do bossa czy przedmiotu drogę. Auć, bo, naturalnie, im dalej, tym ciężej i droga dłuższa (choć w tej drugiej kwestii nie ma przesady).
A teraz to, co w tej wersji gry przyciąga najbardziej, czyli oprawa. W kwestii grafiki, jak już wspominałem, oryginalnie mieliśmy 8-bitowego, obecnie trochę nawet potworka. Trzeba jednak przyznać, że twórcy starali się tam wepchnąć jak najwięcej i zrobić grę możliwe najbardziej różnorodną. I w pełni widać to we współczesnej interpretacji, która została przegotowana w pięknie narysowanym 2D! Każda plansza jest pełna przeróżnych detali i nie ma pustek w tłach z lenistwa. Zobaczymy pięknie przygotowaną plażę, piramidę czy zamek. Przeciwnicy również są interesujący, choć ich modeli nie ma zbyt wiele, ale to bardziej kwestia oryginału i długości gry. Formy, jakie przyjmuje nasz bohater, sprawiają, że od razu je lubimy. Poza tym muszę zwrócić uwagę na animację ruchów, bo są bardzo dobre, a szczególnie zwraca uwagę praca nóg człowieka piranii podczas pływania – majstersztyk! W kwestii audio jest równie wspaniale. Interpretacje oryginalnych utworów wypadły świetnie i cieszą dźwiękami prawdziwych instrumentów, których jest naprawdę wiele, od gitary, przez fortepian po obój. Słucha się tego i ogląda niezwykle przyjemnie, dzięki czemu ma się też wrażenia wejścia w tę baśniową przygodę. Czapki z głów!
Do tego wydania Wonder Boya przyciągnęła mnie wspaniała szata graficzna i nie będę tego ukrywał. Oczywiście to, że jest to platformówka 2D, też działało na plus. Miło było potem odkryć również, że są w produkcji elementy metroidvanii, które przez większość czasu nie nastręczały kłopotów, a urozmaicały formułę. Dopiero na koniec robi się małe zamieszanie, bo trzeba mieć odpowiedni miecz, żeby odblokować nowe drzwi, i to musiałem sobie wygooglać. Same elementy zręcznościowe w znacznej mierze też są w porządku, choć w dalszej części można trafić na takie zastawy, że zostaje tylko rwać włosy z głowy. I tu do pakietu powodującego irytację dochodzi jeszcze stara mechanika ruchów i brak check pointów. Mówicie, co chcecie, ale jednak wolę współczesne rozwiązania, więc już przy drugim bossie stwierdziłem, że nie warto się męczyć i zacząłem grę od nowa na easy zamiast mordować się na normalu. I był to wybór dobry, bo zobaczyłem wspaniale odnowioną, starą produkcję, która już 30 lat temu miała w sobie ciekawą zawartość, która spokojnie może dzisiaj dawać frajdę. Polecę więc tę grę każdemu, bo warto ją poznać z różnych względów i warto to zrobić nawet w łatwiejsze formie rozgrywki, gdyby komuś nie podeszły te stare mechaniki.
Ocena: 7,5/10
Producent: Lizardcube
Wydawca: DotEmu
Data wydania: 18 kwietnia 2017 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 889 MB
Cena: 80 PLN
Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier
Najnowsze komentarze