Milanoir

Ciekawa oprawa AV i nieźle zapowiadająca się rozgrywka – takie wrażenia sprawiał Milanoir  trailerem.  Zacząłem grać i… klops.

Zanim przejdę do zepsutej części, standardowo informacje podstawowe. Rozgrywka została podzielona na osiem rozdziałów, które odkrywamy dzięki sprawnie poprowadzonej i konkretnej fabule. Twórcy wzięli sobie za punkt honoru nie zmarnować użytego w tytule określenia „noire”, w związku z czym dostajemy brutalną historię w mafijnych środowisku. Akcja dzieje się we Włoszech w latach 70., a naszym antybohaterem jest Piero, który pracuje dla rodziny Lanzettów. Zaczynamy od tego, że cudem unikamy zabójstwa, a potem jest już tylko bardziej pod górkę. Historia nie jest długa, więc nie będę więcej zdradzał, ale zdecydowanie jest plusem tej produkcji. Ma kilka zwrotów akcji, ciekawie się rozwija, a chęć poznania jej zakończenia motywuje do skończenia gry. Przy okazji do worka plusów mogę od razu wrzucić oprawę AV, która ciekawie wpływa na klimat. Muzyka najbardziej gra z opowieścią, ponieważ utrzymuje ton akcji lub chwilowego spokoju, czyli zgodnie pod to, co się akurat dzieje. Podkład łączy w sobie żywe instrumenty z lekką elektroniką, dając dobry miks pod miejsce osadzenia akcji. Z kolei grafika interesująco kontrastuje z mroczniejszymi założeniami fabuły. Jest bardzo kolorowa i karykaturalna, ale już przy zbliżeniach na wizerunki postaci wychodzi ten „zły” klimat. Ciekawe jest jednak to, że taka, a nie i inna oprawa wizualna świetnie idzie w parze z pozostałymi założeniami produkcji.

W kwestii rozgrywki dostaliśmy strzelankę, która łączy kilkoma form zabawy. Przede wszystkim poruszamy się w 2D w rzucie izometrycznym, ale pojawiają się też czyściejsze chwile 2D. Poza tym, co jakiś czas, prowadzimy jakiś pojazd. W znacznej mierze podczas tych przejść strzelamy z pistoletu, który za każdym razem musimy sami przeładować. Potem dochodzi automat, bywa też, że wpadnie jakiś koktajl mołotowa. Sporadycznie zdarzy się, że jakiś etap trzeba wykonać w formie skradanki, czyli odpowiednio zajść wroga i go udusić. To jednak najmniejszy problem, bo Milanoir rozkłada się podczas najczęstszej czynności, czyli strzelania…

Ogólny pomysł na rozgrywkę muszę pochwalić, bo z zasady jest wymagająca i trzeba poznać rozkład wrogów oraz planszy, aby przejść dany kawałek. Interesujące są też starcia z bossami. Ale… o tym wszystkim bardziej przekonałem się dopiero po pół roku od premiery. Grę dostałem, gdy wyszła, szybko ją odpaliłem i odpadłem przy pierwszym starciu z bossem, w którym musiałem celować w znaki. Zanim jednak nawet do tego etapu doszedłem, to przeżywałem męki, bo Italo Games wpadli na świetny pomysł zrobienia z prawego analoga myszki… W związku z tym gałka do celowania nie działa, jak przystało na twin stickowy gatunek, czyli gładko obraca postacią, bo celownik jest ustawiony w stałej odległości. Po tym frustrującym starcie zdecydowałem się poczekać i wrócić do gry później. Wkrótce potem wyszedł patch na PC, który dodawał zaznaczenie celu i trochę innych opcji. Kiedy łatka pojawiła się na Switchu, nie wiem, ale w końcu wróciłem do gry i już tam była.

Tak dużo czasu minęło, że musiałem zacząć od nowa. Nie pamiętam już, czy grałem wtedy na easy (poziom trudności można zmienić w trakcie gry), ale zacząłem od ustawienia go. Potem kombinowałem z czułością celownika, a i tak nie ustawiłem sensownej, bo cholernik wciąż odlatywał, zamiast się kręcić… No ale, w końcu doszło najważniejsze, czyli zaznaczenie celu po naciśnięciu przycisku. I z tym wszystkim już jakoś poszło. Oczywiście nieraz czułem frustrację z próby ustawiania celownika, bo, oczywiście, auto aim nie mógł działać poprawnie… Kursor musi być bliżej wroga, a on w zasięgu naszych kul, jeśli jest dalej, to nic nie złapie; natomiast gdy zabije się cel, to kursor i tak na nim wisi… Ponieważ głównie musiałem skupiać się na celowniku, zamiast kierowaniu postacią, by unikać wrogich kul, nie raz zahaczyłem o jakiś wystający kawałek muru czy tym podobne, przez co postać mi się zatrzymywała, a ja dowiadywałem się o tym dopiero, gdy zginąłem. Wciąż jednak robiłem postępy i udało mi się dojść do piątego rozdziału. Już myślałem, że skończę grę, gdy czarę goryczy przelał drugi etap walki z bossem. Trafiłem do kościoła, w którym przez ławki bardzo trudno było się poruszać. Co więcej, przeciwnik biegał gdzieś w mroku, więc najpierw musiałem  porozrzucać świeczki, strzelając w ich zgrupowania. Ponieważ celowanie jest jakie jest, auto aim nie działa na przedmiotach i bossach oraz nie miałem dobrej kontroli nad ruchem Piero, to po kilku próbach stwierdziłem, że to chrzanię.

Strasznie szkoda mi tej gry, bo ma wiele bardzo dobrych elementów i może dać sporo frajdy z ogrywania jej. Jest nawet opcja zabawy dla dwóch osób. Jednak przez ten skopany system celowania cholernie ciężko się w to gra, co rodzi więcej niepotrzebnej frustracji niż daje jakiejkolwiek przyjemności.  I przez to nie wiem, co mam zrobić z oceną… Podobną sytuację z różnymi nietrafionymi rozwiązaniami oraz dobrą resztą miałem przy Corpse Party: Blood Drive, więc dam taką samą ocenę, co tam.


Ocena: 4/10


Serdecznie dziękujemy  Good Shepherd Entertainment
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Italo Games
Wydawca: Good Shepherd Entertainment
Data wydania: 31 maja 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,3 GB
Cena: 52 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *