Rayman 2: The Great Escape (PSOne)

Po wpadce z pierwszym Raymanem z rezerwą podszedłem do dwójki. Na szczęście przy okazji przejścia z 2D na 3D twórcy postanowili także złagodzić poziom trudności, więc tę część już przeszedłem, czyli będzie ocena!

Problemy w świecie Raymana się nie kończą. Po tym, jak jedno niebezpieczeństwo zostało zażegnane, przybyło kolejne. Tym razem jest nim kapitan Brzytwobrody, który przypłynął na swoich powietrznych statkach z, zdaje się, innego wymiaru czy tam nawet kosmosu. Tak czy inaczej, zdołał zniewolić cały świat oraz pojmać bohatera o lewitujących kończynach i odebrać mu moc. Oczywiście, mimo wszystko, wciąż tylko on może przegonić złych piratów, o czym wie wróżka Ly i jego przyjaciel Globox. Udaje im się przemycić Raymanowi do celi dość mocy, by mógł się wydostać i rozpocząć nowe ratowanie świata. Aby tego dokonać, musi odnaleźć cztery maski, które pozwolą mu zdobyć dość sił, by stanąć naprzeciw herszta piratów. Co ciekawe, dialogów jest sporo i są wystarczająco w porządku, by je śledzić, co daje poczucie, że rzeczywiście jesteśmy w trakcie przygody, a nie tylko zaliczamy kolejne etapy. Interesujące przy tym jest to, że scenarzyści się nie patyczkowali z tekstami o mordowaniu czy torturowaniu, mimo że na pewno mieli świadomość, że młodzi gracze też siądą to tej gry. Ach, te stare czasy!

Pod względem rozgrywki ponownie dostajemy platformera, ale tym razem w 3D. Areny są dość małe i jasno wytyczają ścieżkę, którą musimy podążać. Ma to sens, bo nie musimy bez celu biegać po pustych terenach. Poza tym wystarczy przysłuchiwać się, czy nie dobiega z głośników „Help” oraz szybko rozejrzeć za alternatywną półką czy czymś takim, co może ewentualnie zaprowadzić nas do lumów. Co do tych dwóch elementów, to wołanie o pomoc ponownie wiąże się z uwalnianiem pozamykanych w klatkach istot. Tym razem są to jakieś wróżki i inne cosie, które troszkę wydłużą pasek zdrowia, więc warto ich szukać. Natomiast lumy, czyli żółte kulki ze skrzydełkami, należy zbierać, ponieważ będą niezbędne do otwarcia wrót na mapie wyboru plansz. Twórcy byli jednak litościwi i nie trzeba zawsze zbierać wszystkich, jeśli się nie chce, ponieważ margines braku jest w miarę duży.

Gameplay jest typowy dla tego gatunku, a więc w znacznej mierze omijamy różne przeszkody. Nie brakuje przepaści, jakichś ruchomych elementów, jak kręcące się miotacze ognia, nad których płomieniem trzeba przeskoczyć, czy łapania się kolejnych obręczy, aby dostać się gdzieś dalej. Pojawiają się także takie zabawy, jak uciekanie przed goniącym nas pająkiem, czy jeżdżenie na rakiecie po często wąskich lub pełnych przeszkód trasach. Z racji tego, że świat Raymana najechali piraci, od czasu do czasu pojawia się walka. W tym celu korzystamy z rzucania kulek energii w przeciwników. Biorąc więc pod uwagę to, że gra zajmuje jakieś 8 godzin z zebraniem większości klatek i lumów, na nudę na pewno narzekać nie można. Pojawi się jednak kilka irytacji. Główną jest dość topornie działająca kamera (wolno się obraca), sterowanie rakietą jest albo przeczulone (analog), albo za mało czułe (d-pad). To jednak pikuś przy planszy, w której włosy Raymana zamieniają się w śmigło. Musimy przyjąć tam pozycję celowania (R2 czyli prawy górny róg touchpada) i następnie regulować nie tylko kierunek, ale także wysokość lotu. Jak całą grę uznaję za przyjemną, tak ten etap jest designerską porażką.

Oprawa wizualna jest wciąż przyjemna, co może wynikać z jej prostoty, patrząc z obecnej perspektywy. Widać, że twórcy starali się, by produkcja wyglądała jak najlepiej, więc dostaliśmy całkiem różnorodny świat, w którym są zwykłe tereny łąkowe, jakieś świątynie czy jaskinie pełne lawy. I tak na dobrą sprawę rażą tylko takie rzeczy, jak na przykład korytarze, które niby mają się składać się z kolczastych pnączy – zostały uformowane z płaskiej tekstury i to po prostu zabawne, gdy się na taką wpadnie, a ona nas zabija. W kwestii dźwiękowej również jest całkiem dobrze. Muzyka pasuje do klimatu gry i plansz, choć nie mogę powiedzieć, żeby się jakoś bardzo wybijała. Efekty dźwiękowe pasują, i, co ważne przy starszej pozycji, nie denerwują. Zabawny jest za to dubbing. Słychać, że aktorzy się starali i całkiem pasują do postaci, ale tak właściwie wszyscy, poza Brzytwobrodym, wydają się mówić bardzo ospale.

Jeżeli lubicie platformówki 3D, a Rayman 2: The Great Escape Was ominął, to polecam go nadrobić. Bez promocji (co jakiś czas do nich trafia) gra kosztuje 21 złotych i za tę cenę może dać nawet 8 godzin przyjemnej zabawy. Fakt, zdarzają się bardziej irytujące miejsca, co nieraz wynika ze starości gry, ale nie powodują, że chce się ją porzucić. Nie jest też jakoś super łatwo – kilka miejsc będzie wymagało powtarzania, szczególnie te z lotem czy ujeżdżaniem rakiety. Jednak, w przeciwieństwie do jedynki, dwójka jest przyjemnie wybaczająca i trzeba zginąć wiele razy, żeby zacząć poziom całkiem od początku. Ciekawostką jest też to, że po ubiciu finałowego bossa dostajemy szansę zagrania w jakiś poziom 2D. Nie jestem jednak w stanie stwierdzić, jakie to długie i co ma dawać, bo jest dokładnie tak samo denerwujące jak pierwsza gra z serii… Ale to 3D jak najbardziej polecam.


Ocena: 8/10


Producent: Ubi Pictures
Wydawca: Ubisoft
Data wydania: 8 września 2000 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 377 MB
Cena: 21 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *