Hi-Fi Rush
Rytmiczne zbieranie śrubek.
Hi-Fi Rush zostało wydane znienacka. Na trailerze wyglądało bardzo fajnie, ale jestem cienki w gry rytmiczne. Jako że rock jest tam jednym z filarów, Maniak zaczął grać dzięki Game Passowi i tak mu się spodobało, że zaczął mnie namawiać do sprawdzenia. Co prawda nie udało mi się tego zrobić na steamowej wersji, ale obszedłem system i wciąż zagrałem na Steam Decku, tylko że w xboksowej chmurze. Taka gra idealnie pokazuje, jak ważna jest płynność rozgrywki i dobrze działający input, więc bez jako tako sensownego łącza nawet nie ma co do niej podchodzić. Na szczęście u mnie działało wszystko płynnie przez jakieś 97% czasu, więc (w znacznej mierze) z przyjemnością przechodziłem tę produkcję.
Głównym bohaterem Hi-Fi Rush jest Chai, młody wielbiciel rocka, który ma niesprawną prawą rękę. Na jego szczęście zostaje uruchomiony program Armstrong, dzięki któremu może otrzymać mechaniczną protezę. W trakcie zabiegu coś jednak poszło nie tak i został mu też doczepiony odtwarzacz plików muzycznych. Jako defekt zostaje skazany na utylizację, ale udaje mu się uciec z placówki. Pomogła mu w tym Peppermint, która akurat prowadziła tam przeszpiegi za pomocą robota o wyglądzie kota. W efekcie tego spotkania Chai przyłącza się do uprzednio jednoosobowego ruchu oporu, którego celem jest powstrzymanie korporacji o niecnych zamiarach. Oczywiście jej złowieszczym planem jest wykorzystanie AI do manipulowania klientami. Fabuła jest prostolinijna, ale ta gra nie potrzebuje niczego bardziej wyrafinowanego. Wystarczy spojrzeć na komiksową grafikę, by wiedzieć, że to tytuł luźniejszy. Naturalnie pojawia się tam trochę poważniejszych momentów, jednak bardziej zwraca na siebie uwagę cała komediowa otoczka. Dialogi ferajny są naturalnie napisane, a humorystyczne teksty rzeczywiście potrafią rozbawić. Do tego dochodzi sporo fizycznych gagów, które dodatkowo rozluźniają co jakiś czas napiętą atmosferę. Wisienką na komediowym torcie jest robot CNMN, który został stworzony do psychoanalizy. Jako że chce się uczyć, być pomocny i nawiązać jak najlepszy kontakt z ludźmi, co chwilę rysuje markerem na blaszanej twarzy kolejne emotki, co nieustannie bawi.
Bawi też gameplay, choć miewa potknięcia. Hi-Fi Rush można określić jako muzyczny slasher. Co jakiś czas wpadniemy na grupę wrogich robotów, których musimy zatłuc gitarą. Twórcy wymyślili sobie, że cała walka zostanie oparta o naciskanie dwóch przycisków ataku w rytm grającej w tle muzyki. I tu wrócimy do tego, że jestem bardzo kiepski w grach rytmicznych. Niejednokrotnie próbowałem dostosować się do tego rytmu, który niby tam w tle jest, ale jakoś mi to nie wychodziło. Można sobie włączyć specjalny pasek, który go pokazuje, otocznie rusza się też do niego, także latający wokół nas kot wysyła wizualny sygnał bitu. Ale prawda jest taka, że nie zwraca się na to uwagi, gdy ma się do utłuczenia wielkiego robota… Na pomoc przyszło mi moje uwielbienie do slasherów – po prostu chlastałem przeciwników tak, jakbym to robił w każdej innej takiej grze. Może i nie wchodziły mi różne kombosy, które trzeba wbić z odpowiednimi pauzami między wciskaniem przycisków, ale większość walk wygrywałem na luzie. Co zabawne, w ocenach każdej potyczki miałem minimum ocenę A, a często nawet S, za trafianie w ten rytm, którego nie czułem…
Chai potrafi nie tylko sam atakować, ale też przywoływać towarzyszy, co może tworzyć niezłe combosy. Można też tej opcji nadużywać, spamując je po sobie. Opcją jest także robienie uników i parowanie. Uniki to nie problem, natomiast parowanie jest mocno irytujące, bo też niby idzie pod rytm. Gdy pojawił się tutorial, to przez może nawet 20 minut próbowałem go zaliczyć… W końcu, gdy kapnąłem się, że trzeba do pierwszego ataku dwa razy nacisnąć przycisk, a nie tylko trafić w inicjujące kółko, jakoś to już szło, choć bywały problemy, szczególnie przy bossie z siódmego rozdziału, gdy tylko się paruje. Wrogowie mają sekwencje ataków, które trzeba odbić w konkretnej sekwencji, np. klik, klik, pauza, klik, pauza, klik, klik. Potem jeszcze są w to wplatane uniki… Co śmieszne, właściwie wszystkie parowania bez uniku da się zaliczyć po prostu napieprzając w przycisk B i żadnych bitów wtedy nie trzeba. Jeśli ktoś lubi tytuły rytmiczne, pewnie pójdzie mu łatwiej. Jeśli ktoś nie lubi, to też da się cieszyć walką, i był to też mój przypadek. Szczególnie interesujące były pojedynki z bossami, którzy mieli po kilka etapów i potrafili być wymagający. Widać nawet, że twórcy byli tego świadomi i jeśli poległo się w trakcie, to nie trzeba było powtarzać całej walki od początku – a byłoby to niemałe wyzwanie.
Pomiędzy walkami mamy podane we wstępnie zbieranie śrubek. Jest ich masa, nie są przyciągane, trzeba być bardzo blisko, żeby je złapać. Z jednej strony wyznaczają ścieżkę, po której mamy iść, a z drugiej walają się wszędzie wokół, co też prowokuje do kręcenia się po lokacjach i przeszukiwania zakamarków. Oczywiście OCD mi się włączało i szperałem, gdzie się dało. Dodatkową korzyścią było zbieranie dodatkowych rzeczy, które rozwijają życie i energię Chaia, choć nie mogę stwierdzić, żeby stopień tego był znaczny, ba, był nawet minimalny. Ale za to śrubki są niezbędne do kupowania kombosów, ataków specjalnych, ataków postaci wspomagających, rozwijania kilku cech Chaia i do wzmocnień. Wszystko to kosztuje w cholerę złomowej waluty i większość z tego jest tak właściwie albo niepotrzebna, albo za droga, żeby przy pierwszym przejściu je zdobyć. Mam wrażenie, że to dodatek bardziej dla calakujących niż osób, które po prostu chcą grę przejść. Ewentualnie nie do końca zostały przemyślane ceny… A jeśli chodzi o treści dodatkowe, to skończeniu gry będzie jeszcze co robić, wracając do już sprawdzonych poziomów.
Dość ważną częścią poruszania się po planszach są etapy platformowe. Jest tutaj dużo skakania po znikających półkach czy unikania różnych pułapek. Czasem skoki nie działają jak należy – niby bohater powinien doskoczyć do platformy, ale nie, spadł; choć to w sumie pojawia się w każdej platformówce 3D. W tym elemencie twórcy również byli wyrozumiali i nie trzeba powtarzać żadnych większych sesji, jeśli się spadnie i zginie; karą jest tylko strata malutkiej ilości zdrowia. Generalnie skakanie i jeżdżenie na szynie są dobrymi częściami składową tej pozycji i ogólnie cieszą. Natomiast to, co mnie bardzo nie cieszyło, to konkretne sekcje rytmiczne. Na przykład, żeby otworzyć niektóre skrzynie czy uruchomić generator, trzeba naciskać odpowiednie przyciski w odpowiednim czasie. Ile ja czasu na tym straciłem! To oczywiście mój problem, a wszyscy, którzy lubią takie wstawki, będą ukontentowani. Gdyby jednak trafiła się jakaś rytmiczna łamaga mojego pokroju, to mogę tylko zapewnić, że wszystko to da się zaliczyć przy odpowiednim skupieniu i cierpliwości. W pewnym momencie zacząłem te sekcje traktować jako po prostu dobry trening reakcji (nie, żebym stał się po nim lepszy, ale warto co jakiś czas coś takiego zaliczyć).
Oprawa wizualna, co dobrze widać na screenach, przypomina interaktywny komiks. Nie tylko dzięki kolorowej, detalicznej kresce, ale także przez cały slapstick, którego jest pełno przez wszystkie dwanaście rozdziałów gry. Wygląd plansz głównie kręci się wokół wnętrz biurowców, hal magazynowych czy miejsc budowy, ale jest też kilka odskoczni, jak podziemie pełne lawy. Interesujące są też miejsca, gdzie musimy przemieszczać się na szynie, a świetnie została przy tym oddana dynamika tego ruchu. Jeszcze bardziej zwracają uwagę ciekawe projekty postaci, a w szczególności bossów i lokacje, w których walczymy. Pojedynek z wilkołakiem w skarbcu pełnym złotych monet czy walka na scenie z piosenkarką zostaną mi w pamięci na jakiś czas. Bardzo dobrze też wypada część audio, co nie powinno dziwić przy muzycznej bazie Hi-Fi Rush. Oryginalne utwory wpadają w ucho, a te na licencji dobrze pasują do rozgrywki. Natomiast gdy w jednej z walk (nie będę zdradzał której), w tło wbił NIN z „The Perfect Drug” aż podskoczyłem z radości. Jeśli chodzi o głosy postaci, to wypadają na plus, przynajmniej angielskie, bo taki dub miałem włączony. Efekty dźwiękowe również ładnie siedzą.
W tym miejscu powinienem wspomnieć, jak gra działa na Decku, ale… cóż, nie wiem. Wiem, że produkcja jest zweryfikowana. Widziałem też opinie, że działa bez problemów, więc spokojnie można grę wziąć na np. Steamie.
Cieszę się, że mimo wstępnego odrzucenia Hi-Fi Rush dałem się przekonać do sięgnięcia po niego. Pomijając już bolące mnie sekcje rytmiczne, które rozciągnęły mi czas z grą do około dwunastu godzin, generalnie bawiłem się dobrze. Właściwie najbardziej przeszkadzało mi to czasem zbyt rozwleczone bieganie po lokacjach tylko po to, żeby zebrać wszystkie śrubki. W ogóle cały ten złomowy motyw przypomniał mi Ratcheta i Clanka, co było ogólnie dobrym wspomnieniem, także z racji sekcji platformowych. Mimo że trochę pomarudziłem na przygodę Chaia i wskazałem kilka niedoróbek w systemach, to miło spędziłem przy Hi-Fi Rush. W związku z tym polecam Wam zapoznać się z nim, nawet jeśli lamicie w tytułach rytmicznych – w końcu żeby coś osiągnąć, trzeba ciągle ćwiczyć i dać z siebie wszystko!
Serdecznie dziękujemy Microsoft Polska
za udostępnienie Game Passa do testów
Producent: Tango Gameworks
Wydawca: Bethesda Softworks
Data wydania: 25 stycznia 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 20 GB
Cena na Steamie: 129 PLN
Najnowsze komentarze