Nippon Marathon

Gra nie zawsze musi być technologicznym majstersztykiem. Jeśli twórcy zrobią to z wyczuciem, to różne niedoróbki mogą stać się elementem produkcji, i tak też jest w Nippon Marathon.

Akcja produkcji, jak tytuł wskazuje, dzieje się w Japonii. Pomysł twórców był taki, aby na przestrzeni tego kraju rozmieścić osiem wyścigów, które zebrane w ciąg stworzą tytułowy maraton. Zabawa polega na dobiegnięciu do mety i, najlepiej, pokonaniu przy tym pozostałych trzech uczestników. „Najlepiej”, ponieważ na przestrzeni wszystkich tras można zaliczyć kilka potknięć, bo najistotniejsze są zdobywane w trakcie wyścigu punkty. Dostajemy je za wykonywane akcje, np. trafienie pozostałych arbuzami czy przebiegniecie najdłuższego dystansu bez rozwalenia się. Przewrócić się i rozwalić sobie głupi ryj można bez problemu, ponieważ na trasach czekach na nas masa różnych przeszkód. Pośród nich znajdą się deski, pod którymi trzeba przebiec, czy dziury do przeskoczenia. Nie brakuje także piesełów, które z chęcią dziabną nas w łydkę, czy toczących się beczek. Naturalnie mamy też do dyspozycji zbierane po drodze roślinne pomoce, jak ananas wydłużający skok czy skórka z banana. Jeśli za kiepsko nam pójdzie, czyli wpadniemy na rzeczy za wiele razy, czy wylecimy z trasy, to odpadamy, przynajmniej dopóki reszta też się nie rozkraczy. Wtedy kończy się etap, a jego zwycięzca dostaje gwiazdkę, która wpłynie na popularność i punkty.  Rozwiązanie to ma spory sens, ponieważ dzięki temu gra się jakby resetuje i można dalej biec z pozostałymi. Ostatnim elementem wyścigów są pojawiające się raz na jakiś czas minigierki, jak wybiegnięcie z labiryntu czy stworzenie odpowiedzi na pytanie, co wpłynie na popularność.

Dla pojedynczego gracza twórcy przygotowali całkiem długie „Story Mode”. Aby je przejść, musimy wygrać osiem wyścigów z rzędu, czyli jeśli w jakimś wyścigu zajmiemy miejsce drugie, trzecie lub czwarte, to musimy go powtórzyć. Jest to dość upierdliwe, bo nie możemy ustawić poziomu trudności, trasy są dość długie, a cały wyścig jest jednym wielkim bałaganem, w którym zarówno nas, jak i komputer spowolnią różne celowe lub odpuszczone od poprawy niedoróbki. W związku z tym nigdy nie wiemy, co pójdzie nie tak. Taka zabawa częściowo niwelująca umiejętności ma swój urok, ale potrafi też dobić, gdy właśnie trzeba powtarzać cały wyścig. Do poznania mamy cztery historie, które są nieźle powalone… No bo w końcu co może być normalnego w poznaniu chłopaka, który chodzi w stroju pomarańczowego homara czy psa z ludzkim ciałem? Dla większości będzie to po prostu coś do przeklikania i lekkiego znużenia loadingami, ale przypuszczam, że osoby gustujące w totalnie abstrakcyjnym humorze i uwielbiające Japonię znajdą tu coś dla siebie.

Dla nawet ośmiu graczy na raz są dwie opcje na wspólną rozgrywkę. Pierwsza to „Versus Mode”, gdzie możemy wybrać, w jakiej formie będziemy biec z innymi. Każda osoba bierze po Joy-Conie i wybieramy, czy chcemy pojedynczy wyścig (wybieramy trasę), pierwszą czy drugą połówkę maratonu (czyli cztery trasy w każdej), czy pełny (osiem wyścigów). Zabawa w tej opcji jest przednia! Gra to jeden wielki chaos, i, jako że produkcja nie bazuje w pełni na umiejętnościach, to każdy ma szanse. Poza tym wspomniany już system podziału trasy na etapy też bardzo pomaga przy wspólnej zabawie, bo osoby, które odpadły, nie muszą zbyt długo czekać na powrót do gry.

Drugą opcją zabawy dla wielu graczy jest „Party Games”. Znajdziemy tam „L.O.B.S.T.E.R.”,  w którym musimy pokonać trasę niemal jak z „Zamku Takashiego”. Trzeba więc będzie skakać, schylać się i lawirować. Wygra osoba, która pokona największy dystans. Drugą i ostatnią rozrywką jest „Go-Go Trolley”, czyli kręgle z użyciem wózka na zakupy. Najpierw musimy ustawiać wózek, potem bierzemy rozpęd i wskakujemy do niego, bo to on z nami robi za kulę. Oczywiście tor jest zwykłym torem tylko raz, na pozostałych pojawiają się różne utrudnienia. W obu przypadkach gierek wspólna zabawa jest przyjemna, wzbudza poczucie rywalizacji i daje powody do śmiechu. Niby za plus można uznać to, że potrzebne są tylko dwa Joy’ie nawet dla czterech osób, bo przekazuje się je, ale obsługa czterech byłaby mile widziana.

W menu są jeszcze trzy pozycje. Tutorial oczywiście wyjaśnia zasady gry. „Travel Guide” powoli odblokowujemy, znajdując jego karty na trasach. W sumie do znalezienia są 23 strony, a znajdują się na nich porady, co zrobić, by lepiej sobie poradzić w grze czy jak zdobyć większą popularność. Ostatnia opcja to „In-Game Store”. Tam za zdobywane po każdym wyścigu fundusze można kupić kilka rzeczy. Przede wszystkim są to cztery dodatkowe postaci do prowadzenia w multi. Można też kupić przyspieszenie, opcją wyłączenia minigierk i ustawienia przedmiotów, a wszystko to do wykorzystania w „Versus Mode”. Większość cen jest jednak wysoka, a kasa tak łatwo nie wpada, więc trzeba będzie poświeci trochę więcej czasu, najlepiej wspólnie, żeby wszystko odblokować.

Grafika jest… stosunkowo prostym wyrobem z Unity. O ile same trasy wyglądają w miarę dobrze, to różne szczegóły już mniej. Szczególnie słabą jakością cieszą się cutscenki. Poza 3D w grze są też obrazki z postaciami w 2D, które zostały narysowane na modłę osoby z zachodu imitującej styl mangowy. Całość przypomina gar czegoś niezbyt strawnego, a przyprawiono to jeszcze od czapy fizyką. Zabawne jest jednak to, że wszystko to całkiem nieźle siedzi w ogólnie porąbanej konwencji, którą przyjęli twórcy. Jeśli chodzi o audio, to niezbyt się wybija. W sumie głównym tego powodem jest komentator wyścigu, który mówi łamaną japońską angielszczyzną, co brzmi zabawnie.

Nippon Marathon to jeden wielki cyrk, beka i jazda bez trzymanki utrzymywana w konwencji porąbanych japońskich teleturniejów, typu „Zamek Takashiego”. Poza tym, aby jeszcze lepiej oddać ten klimat, również technicznie gra jest bałaganem. Wszystko to jednak ze sobą gra i przyzwoicie działa (poza loadingami, mogłyby być krótsze), i daje sporo zabawy przy konkurowaniu w cztery osoby przy piwie. Choć może warto tu wspomnieć, że ja i moi towarzysze jesteśmy jako tako oblatani w mango światku, a więc i kulturze Japonii, więc może dzięki temu lepiej zharmonizowaliśmy się z grą. Myślę jednak, że nie trzeba jakoś specjalnie lubić czy znać Japonii, by dobrze bawić się w multi. Odbiór gry gorzej wygląda  przy „Story Mode”, zarówno pod względem fabuły, jak i samych wyścigów. W tym przypadku trzeba już lubić i podpsute gry, i powalone, wręcz głupie teksty. Gra nie wydaje się droga, jak na ilość zawartości, więc jeśli potrzebujecie czegoś nietypowego na spotkania, to i te 52 złote mogą się zwrócić, choć lepiej jednak poczekać na jakąś obniżkę.


Ocena: 6,5/10


Serdecznie dziękujemy PQube
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Onion Soup Interactive
Wydawca: PQube
Data wydania: 17 grudnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga:  3,4 GB
Cena: 52 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *