The Alliance Alive HD Remastered

The Alliance Alive na 3DS-a powstało dzięki merytorycznemu wsparciu graczy. Studio Cattle Call wzięło sobie do serca ich uwagi, by następna produkcja była o wiele lepsza. Po ograniu zremasterowanej wersji na Switcha zastanawiam się, czy mój gust różni się tak bardzo od ogółu, czy jednak deweloperzy zawalili sprawę.

Recenzję napisał Krowen

Zacznijmy od fabuły, która w tym 20-godzinnym erpegu odgrywa dość kluczową rolę. Pojawiamy się w uniwersum, w którym ludzie wieki temu przegrali walkę z Daemonami. W skutek porażki władzę nad krainą objęła rasa Beastfolk (dosłownie są to humanoidalne zwierzęta), niebo przykryte zostało chmurami zsyłającymi niekończący się deszcz, a morską ekspansję zatrzymała ściana mroku, przez którą nikt nie wrócił.

W tym oto świecie dwójka bohaterów wyrusza na poszukiwanie mitycznego obrazu przedstawiającego czyste niebo. Los poprowadzi ich jednak dużo dalej, splatając z kolejnymi bohaterami, powoli odkrywając tajemnice świata i historii. Te proste założenia fabularne poruszyły coś w moim serduszku – bardzo dobrze rozumiałem motywację bohaterów i kibicowałem im przez całą długość przygody, przeżywając z nimi wzloty i upadki, poznając nowe osoby czy walcząc o to „czyste niebo”. Świat gry jest bowiem dużo większy niż na pierwszy rzut oka się to wydaje i jest to świetnie pokazane nie tylko wizualnie, ale też i fabularnie – postacie z różnych części globu inaczej podchodzą do życia, inaczej się ubierają, mają inne zwyczaje, mimo to całość jest spójna i zrozumiała dla odbiorcy.

Niestety kuleje wszystko inne. System walki premiuje używanie jednego typu broni – tak zdobywamy nowe umiejętności. Umiejętności zwiększają swoje statystyki poprzez ich używanie i jest to jak najbardziej OK. Dlaczego jednak czary leczące mają statystykę ataku? Albo dlaczego szarża mieczem posiada statystyki defensywne, jeśli nie mają one żadnego odzwierciedlenia w trakcie rozgrywki? Nie jest też jasne, który czar jest potężniejszy – ten, który podstawowo ma 10 ataku i 20 poziom, czy ten który ma 20 ataku, ale 4 poziom… Bohaterowie rozwijają się tylko za pomocą ekwipunku lub „talentów” (które głównie zmniejszają koszt specjalnych punktów przy używaniu umiejętności), więc nie mamy tutaj tradycyjnych poziomów. Zwiększają się jednak cyferki przy maksymalnej liczbie zdrowia – losowo po walkach, obstawiam więc, że levele postaci istnieją, nie są jednak graczowi przekazywane. Ważne mechaniki, takie jak budowanie gildii czy formacje zostają wprowadzone lub rozbudowane zbyt późno. Potencjalnych mistrzów gildii możemy teoretycznie znaleźć wszędzie, wymaga to jednak backtrackingu (który i tak się pojawia) i lizania ścian, które znamy już bardzo dobrze z wcześniejszych etapów gry.

No to może poziom trudności jest wyrównany? A gdzie tam – przez pierwszą połowę gry walki toczyłem automatycznie w trybie przyspieszonym (postacie używają ostatnio użytych umiejętności), potem natrafiłem na bossa, przy którym płakałem z bezsilności (miałem na sobie najlepszy dostępny w tamtym czasie ekwipunek, grindować nie było jak, bo save został zrobiony przed samym bossem po 40 minutach innych fabularnych walk, gra nie pozwalała mi opuścić lokacji, no i przecież rozwój postaci w tej grze niemalże nie istnieje), po czym znów walki toczyłem w trybie automatycznym. Dopiero ostatnie trzy godziny gry stanowiły większe wyzwanie.

A grafika jest chociaż ładna? Styl owszem, jest ładny – bardzo podobny do dobrze przyjętego Braverly Default. Niestety słowo „Remastered” dotyczy tylko rozdzielczości, zarówno tekstur, jak i całej gry – na ekranie Switcha doskonale widać prostą geometrię i pojawiający się na horyzoncie świat – na poniższym screenie możecie zobaczyć dziwną konstrukcję w tle. To mur, który w rzeczywistości jest ogromny, ale ograniczenia przeniesione z 3DS-a nie pozwalają w pełni go „narysować”.

Interfejs musiał zostać przeniesiony z dwóch ekranów na jeden i nie zostało to wykonane zbyt dobrze – by w trakcie walki podejrzeć opis skilla, musimy kliknąć w przycisk, a połowa ekranu zostanie zalana tekstem – niewiele nam mówiącym, należy dodać (patrz akapit o umiejętnościach). Minimapa bywa przydatna, mapa niekoniecznie – zasłania 1/3 ekranu, a po pewnym czasie staje się tak bardzo ogólna, że aż nieczytelna. Nie mamy też żadnych wskaźników pokazujących, gdzie mamy się udać czy czego szukać – jeśli nie czytałeś dialogów lub odłożyłeś konsolę na kilka dni jesteś zgubiony. Poza tym w grze nie ma żadnego zapisu dialogów czy celów, więc albo szukasz po całym świecie gry, co masz zrobić, albo wklepujesz „The Alliance Alive walkthrough” w google’a.

Napiszę teraz coś, czego się wstydzę, czym gardzę i do czego nigdy potem się nie przyznam – jeśli bardzo Was ta gra interesuje, obejrzyjcie skrót fabuły na YouTube. System RPG w tej produkcji jest na tyle nieintuicyjny, nieinteresujący i niesatysfakcjonujący, że odrzuci Was po kilku godzinach zabawy. A szkoda, bo potencjał fabularny jest.


Plusy:

  • fabuła
  • spójność świata

Minusy:

  • warstwa RPG to gruz
  • niezbalansowany poziom trudności
  • bardzo leniwy port

Ocena: 4/10


Serdecznie dziękujemy NIS America
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Cattle Call, FuRyu
Wydawca: NIS America
Data wydania: 11 października 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 5,6 GB
Cena: 200 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *