Killer Queen Black

“Według wszystkich znanych prawideł awioniki pszczoły w ogóle nie powinny latać. Mają za małe skrzydełka, żeby oderwać te małe grube ciałka od ziemi. Oczywiście pszczoły mimo to latają, ponieważ nie obchodzi je, co ludzie uważają za niemożliwe.” No i dochodzi też kwestia gladiatorskich walk na śmierć i życie.

No dobra, nie jestem pewny, czy awatary w Killer Queen Black to te same rzucające krótkimi żartami owady, co w filmie Jerry’ego Seinfelda. Niemniej to właśnie wokół walk insektów obraca się wydany w 2013 roku na automaty Killer Queen, który nie tak dawno doczekał się portu/sequela/remake’u z dopiskiem Black na komputery osobiste i Switcha. No i nie powinno dziwić, że gra mająca swoje początki właśnie w salonach arcade najbardziej bawi w towarzystwie znajomych.

A dokładnie w towarzystwie przynajmniej ośmiu znajomych i takiej samej ilości kontrolerów. Killer Queen Black to tytuł stricte multiplayerowy, w którym dwie drużyny złożone z czterech owadów (trzech robotnic i królowej) walczą ze sobą na dwuwymiarowej arenie o chwałę. O przez chwałę rozumiem ujeżdżanie ślimaka lub zbieranie jagód. Każdy mecz można wygrać bowiem na trzy sposoby. Pierwszy to wspomniany ślimak, którego jeden z graczy może poprowadzić do mety. W tym czasie jest on jednak całkowicie bezbronny i musi polegać na asekuracji ze strony przyjaciół. Drugi sposób to zwycięstwo ekonomiczne, czyli zebranie odpowiedniej ilości jagód i przeniesienie jej do przyjaznej bazy. Ostatnia metoda jest natomiast najbardziej agresywna – trzykrotne zabicie wrogiej królowej. Wygrywa oczywiście drużyna, która pierwsza wykona jeden z trzech celów.

Dwa pierwsze warunki mogą zostać spełnione przez zwykłe robotnice – tylko one są w stanie ujeżdżać ślimaka i przenosić owoce. Nie oznacza to jednak, że na tym ich rola się musi kończyć. Każda mapa zawiera trzy wrota, które robotnice mogą wykorzystać do zmiany w wojownika. Wojownicy sami dzielą się na kilka klas różniących się rodzajem wyekwipowanej broni (np. miecz lub blaster), a ich celami może być obrona robotnic, które akurat zajmują się wykonywaniem celu lub atakowanie wrogiej królowej.

Kluczem do zwycięstwa jest więc odpowiednia komunikacja w drużynie i zwracanie uwagi na działania wroga. Co z tego, że nasz zespół będzie prowadzić w zbieraniu owoców, jeśli wcześniej wrogowie doprowadzą ślimaka do swojej mety. Największa odpowiedzialność spada oczywiście na królowe. Z jednej strony są one najszybszymi i najbardziej śmiercionośnymi jednostkami w całej grze, a dodatkowo mogą zmieniać kolory wrót, blokując dostęp do nich przeciwnikom. Jeden kiepski ruch może jednak oznaczać stratę życia królowej (każda postać umiera po otrzymaniu jednego ciosu) i ogromną niekorzyść dla reszty drużyny. W tej niepozornym zlepku pikseli kryje się więc naprawdę sporo głębi. Z czystym sumieniem mogę więc polecić Killer Queen Black, jeśli szukacie solidnej gry do kanapowej zabawy (na jednym ekranie lub łącząc ze sobą kilka konsol jednocześnie) albo razem z grupą znajomych wspólnie szukacie czegoś ciekawego do grania po sieci.

Problem w tym, że jeśli nie macie z kim grać, Killer Queen Black nie ma do zaoferowania zbyt dużo. Tryb gry jest tylko jeden, pula sześciu map do wyboru nie powala, a samotnie i bez połączenia z internetem możemy jedynie przejść samouczek i pobawić się z botami. Odpowiedzią jest oczywiście tryb sieciowy. Ten dzieli się tylko na szybką grę oraz tryb rankingowy. I choć nie mogę powiedzieć, aby serwery na ten moment były martwe (pomaga obecność cross-play między Switchem, PC, sprzętem Apple, a w przyszłości również Xboxem One), ale znalezienie gry, w której wszystkie role są zapełnione żywymi przeciwnikami, to niestety rzadkość. Najczęściej toczymy więc bitwy 1v1 lub 2v2, a w najgorszym razie 1v2, gdzie para graczy znajduje się w oczywistej przewadze. No i dochodzi też kwestia komunikacji. Na pochwałę zasługuje obecność własnego systemu zapraszania znajomych i tworzenia zespołów, a także voice chat z poziomu konsoli. Przypadkowi gracze raczej niechętnie korzystają jednak z tej możliwości i choć rekompensuje to nieco obecność komend wyprowadzanych padem, to jednak nie to samo co rozmowa głosowa.

Nadzieją Killer Queen Black wydają się być więc dalsze aktualizacje. Twórcy mają w planach cały szereg darmowych dodatków, poprawek związanych z balansem, nowych map i trybów. I całe szczęście, bo to gra, która desperacko potrzebuje dodatkowej zawartości. Na ten moment niestety mięso z gry wycisną tylko osoby bawiące się ze znajomymi. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę jej automatowy rodowód, być może nie jest to aż tak ogromna wada.


Ocena: 7/10


Producent: Liquid Bit, BumbleBear Games
Wydawca: Liquid Bit, BumbleBear Games
Data wydania: 11 października 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 784 MB
Cena: 79,15 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *