The House in Fata Morgana: Dreams of the Revenants Edition

Fani gier visual novel posiadający Vitę nie mogą narzekać na nudę. W ciągu swojego cyklu życia, system ten został obdarowany wieloma wspaniałymi produkcjami z tego gatunku. Tytuły takie jak: Danganronpa, Virtue Last Reward, Code Realize i, przede wszystkim, Steins; Gate na dobre wpisały się w kanon najlepszych gier VN na PSV. Szczególnie ten ostatni tytuł wydaje się być najbardziej rozpoznawalny wśród posiadaczy konsoli, gdyż weterani gatunku często uważają go za numer jeden. W roku 2019, czyli w okresie, gdy PS Vita była już uważana za porzuconą konsolę, światło dzienne ujrzała jeszcze jedna novelka z aspiracją dołączenia do kanonu. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że chęć dołączenia do kanonu to zbyt mało dla tej pozycji, gdyż jej ambicje sięgają o wiele dalej. Tą pozycją jest The House in Fata Morgana.

Recenzję napisał alf

Przed przystąpieniem do wnikliwej analizy rozgrywki, warto najpierw poznać kilka faktów o grze. Pierwszym i najważniejszym jest ten, że The House in Fata Morgana jest produkcją dostępną na rynku już dość długo, choć dopiero od niedawna mogą cieszyć się nią zachodni posiadacze konsol SONY. Pierwotnie pozycja ta ukazała się w Kraju Kwitnącej Wiśni już w roku 2012, i to tylko na komputery osobiste z systemem Windows. W roku 2014 (również tylko w Japonii) stworzono port na system iOS, po raz pierwszy zapewniając rozgrywkę graczom mobilnym. Dwa lata później, czyli w 2016, swoją premierę miała wersja na Nintendo 3DS oraz w 2017 na PlayStation Vita. Niestety wciąż z ograniczeniem tylko do regionu japońskiego.

Przełomowym wydarzeniem było wprowadzenie na rynek światowy w roku 2016 wersji anglojęzycznej. Wtedy to po raz pierwszy zachodni odbiorca mógł zapoznać się z The House in Fata Morgana w zrozumiałej wersji językowej. Szkoda tylko, że jedyną platformą, na której dostępna była angielska wersja, był komputer. Umożliwienie obcowania z tytułem na rynku zachodnim szybko przyniosło Fata Morganie nowe grono oddanych fanów. Gra dostępna w formie cyfrowej na platformie Steam zyskała mnóstwo niebywale przychylnych recenzji, by po dziś dzień cieszyć się średnią ocen rzędu 10/10.

Sukces The House In Fata Morgana został zauważony przez innych wydawców, co spowodowało, że w maju 2019 roku, produkcja nareszcie doczekała się premiery na konsolach marki Sony: PlayStation 4 oraz PlayStation Vita. I to nie byle jakiej premiery, ponieważ na potrzeby tego wydania zdecydowano się odświeżyć przestarzałą już oprawę wizualną (zaktualizowano art worki oraz zwiększono rozdzielczość do 4k dla PS4), a także zamieszczono wszystkie możliwe dodatki, które zdążyły się ukazać w ciągu kilku lat istnienia tytułu. Tak przygotowaną wersję gry wydano na konsolę PlayStation pod nazwą The House in Fata Morgana: Dreams of the Revenants Edition. Niniejsza recenzja oparta jest właśnie o to najbardziej kompletne dotychczas wydanie.

Kominek – początkowo jedyne źródło światła w rezydencji.

Po bardzo ogólnikowym opisie na okładce oraz w sklepie cyfrowym, niebywale trudno wywnioskować, o czym jest Fata Morgana. Sprowadza się on tylko do określenia gry jako „gotyckiej, trzymającej w napięciu, opowieści o ludzkiej tragedii”. Przyznam szczerze, że sam, zanim rozpocząłem zabawę, nie miałem najmniejszego pojęcia, co tak właściwie zaoferuje mi ten tytuł i czy rzeczywiście będzie to doświadczenie odzwierciedlające wysokie noty przypisane tej pozycji w internecie. Na szczęście cała moja niepewność ustąpiła w chwili gdy uruchomiłem grę i na dobre rozpocząłem swoją przygodę w tym mistycznym uniwersum.

Opowieść zaczyna się w tytułowej posiadłości w której budzimy się z amnezją, zupełnie nie pamiętając, kim jesteśmy i jak się tam znaleźliśmy. Uczucie przygnębienia i osamotnienia towarzyszą nam już podczas pierwszych kroków stawianych w ogromnym, spowitym mrokiem przedsionku. Co to za miejsce? Po co tu jestem? Na te pytania odpowiedź poznajemy, przechadzając się w kierunku kominka, którego rozpalony, lekko tlący się ogień wydaje się być jedynym źródłem światła w całej posiadłości. W tym momencie okazuje się, że w budynku nie jesteśmy sami, gdyż naszym oczom ukazuje się pokojówka. Przyodziana w fioletowy uniform, charakterystycznąy dla służby rodem z XVII wieku, wita nas zupełnym brakiem uśmiechu na swej bladej jak płyta cmentarna twarzy. Mimo specyficznej aparycji i pozbawionego emocji głosu, kobieta z odpowiednią dla służby manierą nawiązuje z nami konwersację. Zdradza nam, że to my jesteśmy panem tego dworu i że oczekiwała na nasze przybycie już od dłuższego czasu. Ponieważ nie pamiętamy, kim jesteśmy, kobieta wyciąga ku nam swą chłodną dłoń, oferując pomoc w odzyskaniu świadomości.

Pokojówka pełniąca rolę naszego przewodnika w mroku.

Tym sposobem, prowadzeni za rękę po mrocznej posiadłości, docieramy do „pierwszych drzwi”. Pokojówka informuje nas, że to, co za nimi zastaniemy, jest odzwierciedleniem wydarzeń z przeszłości. Wydarzenia te mają związek nie tylko z nami, ale i z posiadłością oraz ludźmi, którzy ją zamieszkiwali na przestrzeni wieków. Otwierając pierwsze drzwi, przenosimy się do roku 1603. W towarzystwie naszej przewodniczki poznajemy historię omawianego dworu w czasach, gdy zamieszkiwała ją brytyjska rodzina arystokratów, posiadająca dwójkę pięknych dzieci. Rodzeństwo w postaci młodego chłopca imieniem Mell i młodszej siostry Nellie spędza całe dnie na zabawach w przepięknym ogrodzie otaczającym posiadłość. Łatwo zauważyć, że w tym okresie posesja jest bardzo zadbana i emanuje pozytywną energią w opozycji do jej obecnego przygnębiającego stanu. Początkowo wydaje się, że pełne radości i spokoju życie rodzeństwa nie jest niczym wyjątkowym i pozostanie takie już na zawsze. Pokojówka, widząc nasze zauroczenie sielską sytuacją, uchyla pierwszy rąbek tajemnicy związanej z posiadłością. Okazuje się, że każda rodzina czy właściciel ją zamieszkujący, prędzej czy później mierzy się z jakąś tragedią. Podobno związane jest to z klątwą od wieków ciążącą na tym miejscu. Można zatem domyślać się, że i rodzeństwo jest skazane na nieuchronną katastrofę. Ponieważ przedmiotem tej recenzji nie jest szczegółowy opis fabuły, odkrycie dalszych losów tych postaci pozostawiam Tobie, drogi czytelniku.

Nellie – bohaterka, którą poznajemy za “pierwszymi drzwiami”.

Historię można podzielić na rozdziały, które początkowo sprowadzają się do sprawdzania kolejnych drzwi przenoszących nas do różnych wydarzeń z przeszłości. Wyprawy odbywają się chronologicznie, tj. do 1603, 1707 i 1869 roku, lecz w czwartym rozdziale poznamy wydarzenia z bardzo odległej przeszłości, umiejscowionej prawdopodobnie aż w średniowieczu.

Każde drzwi skrywają inną, nietuzinkową historię oraz niezwykłe postacie. Początkowo mogłoby się wydawać, że wydarzenia rozgrywające się w bardzo oddalonych od siebie czasach, w których co rusz poznajemy nowych bohaterów oraz ich dramaty, nie łączą się ze sobą. Geniusz Fata Morgany ujawnia się w rozdziale czwartym, gdy gra powoli zaczyna zdradzać „coś więcej”, a poznane wydarzenia zaczynają układać się w całość. W recenzji jednak lepiej nie będę zdradzał, kto tak naprawdę odgrywa rolę główną w grze. Po pierwsze, mogłoby być to potężnym spojlerem. Po drugie, bieg wydarzeń poprowadzony jest w tak fantastyczny sposób i z wielu różnych perspektyw, że każdy czytelnik znajdzie w grze postać dla siebie, i to jej wątek będzie dla niego pierwszorzędny. Oczywiście niektórym postaciom poświęcono więcej czasu z uwagi na większą dramaturgię, z którą się borykają.

Ogólnie fabuła jest czymś, co wyróżnia ten tytuł na tle innych. Kiedy zaczynamy nabierać już pewnych podejrzeń, czy też po prostu przewidujemy, co może się wydarzyć, dzieje się coś, czego zupełnie się nie spodziewaliśmy. I tak naprawdę ciężko tu cokolwiek dobrze przewidzieć. Próbowałem niejeden raz i niemal za każdym razem okazywało się, że byłem w błędzie. Twisty fabularne są tu na porządku dziennym, lecz są dawkowane w odpowiedni, równomierny sposób, tak, aby nie zanudzić gracza i zatrzymać go przy konsoli.

Przedstawione ludzkie dramaty są w stanie przyprawić o łzy nawet najtwardszych graczy.

Wrócę jeszcze do dramaturgii. Trzeba zaznaczyć, że opowieść jest pełna scen przesiąkniętych nią, co też tłumaczy melancholijny klimat towarzyszący nam przez całą przygodę. Nie oznacza to jednak, że nie ma radosnych momentów. Zachowano odpowiedni balans pomiędzy szczytami tragedii (które naprawdę potrafią doprowadzić do łez), a humorystycznymi scenkami czy wypowiedziami. Dzięki temu podczas czytania nie popada się w zupełną rozpacz, lecz wciąż z zapartym tchem chce się poznawać kolejne losy bohaterów. Jest w tej opowieści coś, co sprawia, że ciężko odstawić konsolę, gdy już na dobre zadomowimy się w tym niesamowitym świecie

Tytuł jest dość poważny, ponieważ podejmuje wiele trudnych tematów życiowych. Odnajdziemy tutaj masę różnych motywów, m.in.: fizyczne i psychiczne znęcanie się nad drugim człowiekiem, problem tożsamości płciowej czy też pojedynek z własnym sumieniem na temat słuszności podejmowanych czynów. Nie zabrakło również motywu religii i Boga oraz nienawidzenia ludzi. Na szczęście dzięki balansowi, o którym wspominałem wcześniej, poznajemy też radosne aspekty życia, poczynając od przyjaźni, a na miłości zdolnej przetrwać wszystko kończąc.

Zawarte przyjaźnie pomagają przetrwać trudne chwile.

Towarzyszące opowieści tło muzyczne to majstersztyk sam w sobie. Świadczy o tym m.in. to, że wydawca zdecydował się wydać edycję kolekcjonerską gry w pakiecie z aż sześcioma płytami CD zawierającymi kompletny soundtrack. Ścieżka dźwiękowa jest dość różnorodna i zawiera sporą dawkę utworów stricte akustycznych, ale są i takie z wokalem. Wiele z nich posiada wplecione przyśpiewy chórków, co zwiększa immersję i podniosłość scen, którym towarzyszą. Nie wszystkie wykonania wokalne są w języku angielskim. Wiele z nich jest w języku portugalskim i francuskim. Zakładam, że autorzy wiedzieli, że większość odbiorców ich nie zrozumie, a jednak zdecydowali się na tak odważny krok, za co należy się pochwała. Okazuje się bowiem, że zrozumienie tekstu wcale nie jest potrzebne, aby zanurzyć się w płynącej z nich melancholii. Ten niezwykły zabieg potęgujący wrażenia z odbioru całości jednocześnie dodaje grze swoistej unikalności.

Przy okazji omawiania oprawy dźwiękowej, należy zaznaczyć dość istotny fakt – w grze nie ma aktorów głosowych. Początkowo uważałem to za wadę, ponieważ w dobie dzisiejszych gier nadanie głosu postaciom jest raczej standardem. Kiedy jednak rozpocząłem rozgrywkę, szybko zorientowałem się, że ten brak zupełnie mi nie przeszkadza. Wskazałbym wręcz, że pozytywnie wpływa on na odbiór muzyki, która nie jest zakłócona wypowiedziami głosowymi bohaterów, co tak naprawdę wysuwa ścieżkę dźwiękową na pierwszy plan.

Oprawa wizualna wraz z udźwiękowieniem tworzy niespotykaną nigdzie indziej atmosferę.

Na początku wspomniałem, że w grze odnowiono oprawę wizualną. Składają się na nią głównie statyczne obrazy, na które nakładani są bohaterowie. Postacie również są całkowicie statyczne, tzn. nie zobaczymy poruszających się ust czy falujących na wietrze ubrań. Brak tego typu dynamiki nie jest odbierany w sposób negatywny, ponieważ rysunki zostały przygotowane w staranny sposób. Obrazy zawarte w grze idealnie oddają posępny klimat, kiedy jest potrzebny, wprowadza też gracza w zadumę w chwilach rozterek bohaterów. Co więcej, oprawa wizualna została przygotowana tak, że w pierwszej chwili myślałem, że gra pochodzi od zachodniego developera, podczas gdy w rzeczywistości studio Novectacle jest z Japonii. Kreska z tego kraju kojarzy mi się zupełnie inaczej i droga, którą obrali twórcy, bardzo mnie zaskoczyła.

Wygląd głównego menu The House in Fata Morgana: Dreams of The Revenants Edition.

Z punktu widzenia gameplayowego, tytuł wpasowuje się w dzisiejsze standardy gier visual novel. Po uruchomieniu gry wita nas skromne, ale gustowne menu, z którego możemy rozpocząć nową grę lub zmienić ustawienia. Sterowanie w rozgrywce jest uproszczone do minimum i sprowadza się niemal jedynie do klikania jednego przycisku, aby popychać bieg historii do przodu. Na PS Vita zaimplementowano obsługę ekranu dotykowego, którego naciskanie zastępuje wspomniany wyżej przycisk (bardzo wygodne, jeżeli ktoś trzyma handhelda w lewej ręce). Gra oferuje możliwość zapisu w dowolnym momencie i udostępnia aż kilkadziesiąt slotów, zapewniając graczowi możliwość zapisania i szybkiego odtworzenia niemal dowolnego punktu w grze.

Możliwość załadowania wybranego punktu jest przydatna, ponieważ w grze jest aż 8 zakończeń, a ich obejrzenie zależy od dokonywanych wyborów. Tych jest niewiele, można powiedzieć, że dosłownie kilka, dzięki czemu zdobycie definitywnego zakończenia (tzw. true ending) jest proste i nie wymaga korzystania z poradników. Pierwsze zakończenie można otrzymać już po kilku godzinach gry, lecz aby dotrzeć do upragnionego finału, należy spędzić z produkcją kilkadziesiąt godzin (w moim przypadku zajęło to minimum 30). W grze można zobaczyć też napis „Game Over”, jeżeli dokona się totalnie nieprawidłowego wyboru, ale nie jest on traktowany jako jedno z zakończeń. Całość skonstruowana jest tak, że wystarczy posługiwać się logicznym myśleniem i intuicją, a bez problemu dojdzie się do końca.

Oprócz podstawowej wersji gry z poziomu menu można uruchomić również dodatki, które odblokowują się dopiero po ukończeniu podstawki. Zdecydowano się na taki krok, ponieważ zawierają spojlery, które mogłyby zakłócić odbiór właściwej gry, jeżeli ktoś uruchomiłby je w pierwszej kolejności. Autorzy wykonali jednak pewien ukłon w stronę osób, które znają już podstawkę i zależy im tylko na dodatkach. Mowa tutaj o dodatkowej opcji o specyficznej nazwie „Back Door”, która pozwala dobrać się do dodatków bez ukończenia podstawki, ale wymaga od gracza potwierdzenia jej znajomości. Sprowadza się to do odpowiedzi na szereg pytań odnośnie fabuły, które powinien znać każdy, kto ukończył już kiedyś grę.

Obok króciutkich dodatków w postaci „Short Stories” produkcja oferuje dwa duże rozszerzenia, które w znaczący sposób odnoszą się do głównej historii. Pierwszy z nich – „Requiem for Innocence” – uzupełnia wydarzenia z przeszłości pewnych istotnych postaci, na które zabrakło czasu w podstawce. Jest to dość konkretny kawałek fabuły, gdyż jego ukończenie zajmie co najmniej kilkanaście godzin. Drugi dodatek – „Reincarnation” – przedstawia dalsze wydarzenia mające miejsce po zakończeniu tych głównych. Interesujący jest też fakt, że „Reincarnation” wyróżnia się inną stylistyką wizualną oraz pojawieniem się japońskich aktorów głosowych. Wymaga to chwili, aby się przyzwyczaić, ponieważ różnica stylistyki względem podstawki jest dość spora. Generalnie oba dodatki są istotne i każdy, kto zachwycił się podstawową wersją gry, powinien je ukończyć i równie świetnie się przy nich bawić.

Scena z dodatku “Reincarnation”. Ma inną stylistykę, ale ten sam wysoki poziom fabularny.

Na zakończenie dodam, że The House in Fata Morgana to opowieść, obok której żaden fan visual novel nie może przejść obojętnie. Nie da się w żadnej recenzji w pełni oddać niezwykłości tej produkcji, dlatego większość opinii i artykułów na jej temat jest bardzo ogólnikowa. Wynika to z faktu, że jednym niewłaściwym zdaniem lub opisem można łatwo zaspojlerować istotne wydarzenia, niszcząc przyszłym odbiorcom rozgrywkę. W przypadku tego tytułu trzeba po prostu uwierzyć, że warto i samemu dać się ponieść magicznej przygodzie którą oferuje. Niestety dostanie wersji na PSV jest problematyczne. Wydanie fizyczne zostało wydane przez Limited Run Games w bardzo ograniczonej ilości. Natomiast wydanie cyfrowe dostępne jest tylko w północnoamerykańskim PS Store, do Europy gra jeszcze nie dotarła. Jeśli jednak pokonacie trudy zdobycia swojej kopii, zobaczycie, że było warto!


Plusy:

  • fenomenalna fabuła;
  • unikalna oprawa audio-wizualna;
  • sporo godzin świetnej zabawy.

Minusy:

  • brak głosowej gry aktorskiej może być dla niektórych wadą;
  • produkcja nasycona jest dramatem w iście szekspirowskim stylu, więc tytuł może okazać się trudny w odbiorze dla niektórych osób.

Ocena: 9,5 /10


Producent: Novectacle
Wydawca: Mighty Rabbit Studios
Data Wydania: 28 maja 2019 r. (NA)
Dystrybucja: cyfrowa (tylko PSN NA) i fizyczna (wydanie limitowane)
Waga: 6,77 GB
Cena: 39,99 USD

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 140 PLN.


Recenzja została przysłana na konkurs „Zrecenzuj mnie! 2”
i zajęła w nim pierwsze miejsce.


Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Wagabunga pisze:

    Dobra recenzja, podoba mi się ta szczegółowość – dużo niuansów zostały wyjaśnionych, bardzo fajny tekst. A co do gry – legenda, must have dla fanów VN.

  2. Manifesto pisze:

    Przeczytałem z ogromnym zainteresowaniem, cieszę się, że Alf postanowił napisać tą recenzję, ta gra tego wartuje po stokroć. Recenzja jest bardzo obszerna i plus za dokładne wytłumaczenie niuansów związanych z wydaniem gry i jej wersjami. Natomiast nie zgodzę się z oceną – ta gra powinna otrzymać 10/10, jest idealna i praktycznie pozbawiona wad. Wielkie dzieło.

    • alf pisze:

      Pierwszą moją myślą było 10/10, ale potem pomyślałem sobie, że na świecie nie ma rzeczy idealnych więc zdecydowałem się na 9,5/10
      😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *