Ultimate Ski Jumping 2020

Skoki narciarskie w tamtym czasie były niezwykle popularne dzięki skoczkowi z Wisły, a w Deluxe Ski Jumping 2 grali absolutnie wszyscy – w domu, w pracy, w szkole. Jeśli gdzieś znajdował się komputer ze stacją dyskietek, miałeś pewność, że ktoś odpalił tam słynną „desejotkę”. Studio Blue Sunset Games swoim Ultimate Ski Jumping 2020 ewidentnie chciało nawiązać do tamtych czasów, ale… Eh, nawet nie wiem, od czego zacząć.

Gra „poszczycić” się może trybem kampanii. Kierujemy w niej Andrzejem Struckiem, który bardzo chce zostać skoczkiem. Skaczemy najpierw na ulicy, by potem wystartować w zawodach letnich i zimowych. Kampania jest jedynie ciągiem zawodów, które przerywają tablice z suchym tekstem. Nie ma tu klasyfikacji generalnej, nie ma też żadnego Pucharu Świata czy Turnieju Czterech Skoczni. Gdy wykonamy zadanie fabularne (skończyć w chociażby pierwszej dziesiątce), gramy dalej. Historia przekazywana na tablicach nie porywa i po trzech rundach tekst po prostu przeklikiwałem.

Same skoki… są dziwne. Wyobraźcie sobie, że łapiecie za obrazek skoczka lewym przyciskiem myszy w Paincie i przesuwacie go po rozbiegu – tak właśnie wygląda animacja rozpędzania się skoczka i niestety wygląda komicznie. Wybicie i lot nie byłyby złe, gdyby nie fakt, że od razu po skoku możemy wcisnąć przycisk odpowiedzialny za lądowanie. W DSJ 2, lądując wysoko w powietrzu, skoczek spadał i wywracał się, tutaj kary za takie zachowanie praktycznie brak. Nawet więcej, zawodnik po rozpoczęciu lądowania może przelecieć jeszcze ze 100 metrów. Po wybiciu się kamera bardzo oddala się od zawodnika, przez co na małym ekranie Switcha prawie go nie widać. Przycisk lądowania wystarczy wcisnąć, zanim skoczek dotknie ziemi, bo i nie ma tutaj żadnego przygotowania się do lądowania. Mamy dwa tryby sterowania – normalny jednym przyciskiem i realistyczny dwoma. W normalnym telemark wykonuje się lądując dosłownie kilka pikseli nad ziemią – trudne, ale do wykonania. W realistycznym musimy wcisnąć najpierw jeden, potem drugi przycisk i ta sztuka nie udała mi się ani razu.

Ultimate Ski Jumping 2020 nie pomaga też otoczka i czasy ładowania. Dla przykładu, skoczkowie na belce powinni czekać na zielone światło – my w grze czekamy aż zniknie wielka na cały ekran ikona. Po skoku czekamy aż reszta zawodników „zasymuluje” swój skok. Wiem, że Switch nie jest najmocniejszym urządzeniem, ale moim zadaniem takie obliczenia powinny być wykonywane w tle. Rozumiem za to brak licencji i zmianę nazwisk, można jednak było zostawić oryginalne narodowości skoczków. Szkoda również, że jakiekolwiek imiona pojawiają się tylko w trybie kariery, bo w zwykłych skokach przeciwników mamy po prostu ponumerowanych (w opcjach sami możemy ich nazwać, ale jakieś losowo predefiniowane imiona by się przydały). Poza tym gra kpi z wszelkich zasad skoków narciarskich, nie mamy rekompensaty punktów za wiatr, nie mówiąc o 50 skoczkach biorących udział w drugiej rundzie zawodów (w rzeczywistości jest ich 30). Skoczni zimowych dostaliśmy dziewięć, do tego trzy letnie i trzy specjalne. Faktycznie widać różnicę między skoczniami – w USA (K100) na rozbiegu spędzamy więcej czasu niż w Czechach (K224), w których lot trwa dwa razy krócej niż w Słowenii (K245). Gra obdarta jest z jakichkolwiek proporcji, na czym tracą również emocje.

Zadanie specjalne – znajdź skoczka na screenie

Grafika jest bardzo nierówna. Rozpikselowane tła potrafią być OK, ale skoczek wygląda, jakby był wyjęty z zupełnie innej gry. Fajnie, że możemy zmieniać kolor stroju swojego zawodnika, ale musimy za to zapłacić hajsem zarobionym na skokach. Dziwny rzut kamery utrudnia ocenienie momentu wybicia. Kibice są wręcz karykaturalni, na skoczniach często brakuje jakiegokolwiek oznaczenia odległości. Nie wiemy nawet, jak daleko musimy skoczyć, by objąć prowadzenie w danej serii. Wygląda na to, że w grze nie ma wcale czegoś takiego, jak kolejność skoczków – wszystko dzieje się w loadingu po naszym skoku. Audio to żart – muzyka pojawia się tylko w menu, a efekty dźwiękowe dostały tylko opuszczenie belki, rozbieg, wyskok, lądowanie. Natomiast reakcja kibiców uruchamia się LOSOWO i jedynie po lądowaniu… Na skoczniach mamucich usłyszymy głośny wicher, ale jest bardziej denerwujący niż cisza na mniejszych skoczniach.

Gdy usuwam grę z karty pamięci, zawsze ją archiwizuję, by wiedzieć, co mam i móc pokazać znajomym, gdyby coś przykuło ich oko. Ultimate Ski Jumping 2020 usunę, by nikt nie poprosił mnie o pokazanie tego tworu. Rok 2020 w tytule jest baitem na klienta, gra bowiem zarówno technicznie, jak i merytoryczne ląduje we wczesnych latach 90. Pobrałem na PC demo DSJ 2 (rok produkcji 2001) i grało mi się o niebo przyjemniej. Drżę z przerażenia, bowiem kilkunastoosobowe Blue Sunset Games stworzyło grę gorszą niż jedna osoba 19 lat temu, a mają przecież pieczę nad kontynuacją Franko. Smutno mi, bo Forever Entertainment wydaje czasem wciągające, tanie indyki (Timberman chociażby) i ktoś zachęcony tytułem może nadziać się na ogromną minę, którą wydali. Ostatecznie Ultimate tota gra na pewno jest, to chyba odniesienie do czasów przed Chrystusem. Ski Jumpingmoże – ale skoków tutaj nie oddaje Kamil Stoch, a Eddie Edwards.

PS. Gra ma tryb sieciowy, ale nie udało mi się znaleźć ani jednej zagubionej duszy, która grałaby w ten tytuł.


Plusy:

  • skocznie są zróżnicowane wizualnie;
  • gra działa i nie wyłącza się sama z siebie;
  • czy coś jeszcze… język polski?

Minusy:

  • pogwałcenie zasad skoków;
  • audio wywołuje śmiech politowania;
  • brak proporcji na poszczególnych skoczniach;
  • loadingi;
  • za mało skoczni, by rozegrać pełen sezon;
  • kampania to plansze z suchym tekstem;
  • skopana fizyka.

Ocena: 2/10


Serdecznie dziękujemy Forever Entertainment
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Blue Sunset Games
Wydawca: Forever Entertainment S.A.
Data wydania: 19 marca 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1.3 GB
Cena: 35,99 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *