TEVI

Jeszcze zanim przeszedłem TEVI, trafiła do mojego top 5 2023 roku.

Akurat tak się złożyło, że zacząłem tę grę pod koniec roku, a że okazała się zaskakująco długa, nie dałbym rady jej skończyć. Poza tym nie grałem w wiele nowości w tamtym roku, a ta pozycja wyróżniała się pośród sprawdzonych. Za pisanie tej recki wziąłem się ponad dwa tygodnie po zakończeniu TEVI. Zaraz po niej mocno wciągnąłem się w kończenie Chaos;Head Noah, a tuż po nim Borderlands 2. Przez ten okres wcale nie myślałem o uroczej metroidvanii, tym bardziej że głowę zaprzątał mi jeszcze chaos związany z wylotem gdzieś w kenijskie góry… W związku z tym w tym tekście nie będę wdawał się w detale, skupię się bardziej na ogólnych wrażeniach z gry i tym, co mi z niej zapadło mi w pamięci. Liczę, że wyjdzie z tego bardziej kompaktowa recka niż na przykład rozpisanie się o fotelu na pięć stron xD

To oczywiście także historia o przyjaźni!

Klasycznie na początek fabuła. Musiałem sprawdzić imiona dwojga pozostałych bohaterów, bo Tevi trudno byłoby nie zapamiętać. Pozostała dwójka to: Celia (Ciel mi chodziło po głowie, więc byłem blisko), która jest teknoaniołem, i Sable, który jest tekno(a może magi)diabłem. Generalnie cały ten świat jest pokręcony, jest tu kilka różnych ras, a akcja dzieje się w świecie po wielkiej wojnie, której echa wciąż rozbrzmiewają w całym rejonie.Jak się potem okaże, z wojną tą jest też związana fabuła, choć zaczyna się niewinnie, bo od szukania pewnych artefaktów. Twórcom udało się przekazać całkiem szeroko zakrojoną historię, w której opowiedzieli nie tylko aktualne losy świata i bohaterów, ale też dali sporo informacji o wydarzeniach z przeszłości. Właściwie informacji jest tyle, że można się poczuć jak w jakiejś powieści będącej miksem fantasy ze steampunkiem. Gdy teraz o tym myślę, to nawet się nie dziwię, bo połowa z ponad 30 godzin, które spędziłem z produkcją, poświęcona była na czytanie dialogów. Tak, aż tyle ich jest. Właściwie każda postać w niemal każdej porcji tekstu ma dużo do powiedzenia. Wciąż, czyta się to z zainteresowaniem, więc dopiero potem gracza nachodzi, że gatunkowo TEVI to w połowie visual novela. Żeby nie było, że wszystko jest tu super poważne (choć już grafiki sugerują, że nie jest), scenarzyści nie szczędzili humorystycznych scenek, które czasem rzeczywiście śmieszą, innym razem są żenujące (jak ojciec protagonistki, który ma niezdrową obsesję na punkcie króliczków), ale mimo wszystko wprawiają w dobry humor w przerwach od powagi i czasem nawet grozy (jak przy szalonym doktorze eksperymentującym na żywych humanoidach). Wszystko to zostało zamknięte w ośmiu rozdziałach. Po przejściu gry jesteśmy cofani do siódmego, żeby pozbierać różne znajdźki.

Ojciec Tevi może i jest creepem, ale dający mu głos Tomokazu Sugita (Gintoki, Ragna) zawsze na propsie!

Drugie 15 godzin to część już typowo gameplayowa. Bazą jest metroidvania, w której standardowo odkrywamy coraz więcej mapy, aby za każdym razem przekonać się, że wiele ścieżek na niej jest zablokowanych. Wraz z postępami zdobywamy coraz to nowe, dobrze znane zdolności, jak podwójny skok czy odbijanie się od ścian, ale także przedmioty, które pozwolą dłużej przetrwać w toksycznym lesie czy przy złożach magmy. Lokacji jest od groma i trzeba przyznać, że są różnorodne nie tylko pod kątem wyglądu, ale też lokalnych przeszkód do omijania. Wspólne za to bywają formy łamigłówek, które często wiążą się z odpowiednim rozwalaniem bloków, aby odblokować sobie dostęp do ulepszeń. Jest tu też baaardzo dużo skakania. Zasadniczo wszystko w tym temacie działa sprawnie pod kątem technicznym, tylko gdyby jeszcze zostało poprawione skakanie po ścianach byłoby super – działa dość topornie przez co trudno ten ruch sprawnie wykonywać. W trakcie mojego ogrywania gry twórcy wydali patcha i np. poprawili w nim wygląd mapy, która w końcu pokazywała przejścia. Wcześniej bloki były gładkie i nawigacja była bardziej na zasadzie idź i se sprawdź. Właściwie nie byłby to problem, gdyby nie naprawdę spora przestrzeń, którą mamy do odkrycia, a bardzo łatwo wpaść na chęć pójścia w inną stronę niż sugeruje znacznik misji.

Nie da rady na jednym screenie zmieścić całej mapy.

Eksploracja kolejnych krain i ich poszczególnych części wiąże się z wytłuczeniem maaaasy wrogów. Przez cały czas prowadzimy Tevi, która ma dwie główne formy ataku. Pierwszą jest ciachanie z bliska za pomocą sztyletu przy dość pokaźnej liczbie ciosów, które są nam udostępniane wraz z kolejnymi poziomami postaci i postępami w fabule. Drugi typ ataku pochodzi z kulek, które latają wokół bohaterki. W jednej siedzi Celia, a w drugiej Sable, dzięki czemu każdy orbital ma inne, ostatecznie trzy formy ataku. Poza tym oboje potrafią przywołać tarczę i atak specjalny, które okazją się nieraz bardzo przydatne. Połączenie wszystkich tych form ataku, podkładania bomb i uniku (dość mało intuicyjny do wykonania) potrafi dawać spektakularne i długie combosy, gdy tylko uda nam się spamiętać wszystkie dostępne ruchy (o kilku notorycznie zapominałem). Szczególnie fajne i długie wiązanki ciosów można sprzedawać bossom, którzy mają zawsze dużo HP. Dobrze więc, że dostaliśmy jeszcze możliwość ulepszania zdolności nie tylko przez crafting (musi być! ale nie jest jakiś grindowy) oraz, przede wszystkim, pieczęci. Pieczęci jest od zajebania (to najlepsze słowo) – większość znajdujemy, a resztę tworzymy i kupujemy. Potrafią podkręcić liczbę ciosów w danym typie ataku, zwiększyć moc, obronę czy dać nam ciastko za wejście w nową lokację. Zarządzanie nimi jest dość wymagające, gdyby naprawdę chcieć się zagłębić w zrobienie jakiegoś konkretnego bulidu. Natomiast przy grze na normalnym poziomie trudności tak właściwie wystarczy dbać o to, żeby zwiększać punkty SP do tych pieczęci (tak, są też pieczęci, które dają dodatkowe SP za posiadanie aktywnych pieczęci) i ustawiać sobie na bieżąco to, na co nas stać i co nam pasuje. Jednak gdzieś tak w 2/3 gry i tak trzeba się bardziej zagłębić, bo wybór możliwych ulepszeń do aktywacji robi się coraz węższy, a zaznaczanie na chybił trafił mija się z celem. Jeśli chodzi o trudności, to przez około połowę gry poziom normalny jest w miarę wymagający i przy bossach można zginąć nawet kilka razy. Potem albo ja byłem zbyt wydajny w levelowaniu i zdobywaniu ulepszeń, albo twórcy nie przyłożyli się do odpowiedniego podnoszenia wyzwania. Ostatecznie w pewnym momencie wystarczyło, żebym miał kilka przedmiotów leczących, żeby wszystkich tłuc bez zgonu. Ale może to i lepiej, bo już bliżej 25 godziny na liczniku TEVI zaczęła mi się dłużyć.

W sumie jakoś nie złożyło się w tekście, żeby wspomnieć, że jest tu trochę bullet hella.

W kwestii grafiki wystarcz napisać, że jest miksem ślicznego piksel artu w części gameplayowej i świetnych grafik w części novelowej. Jest w tej beczce miodu jednak troszkę dziegciu, a konkretnie spadającej co jakiś czas płynności. Czasem dzieje się to podczas eksplozji efektów wizualnych w trakcie walk z bossami, a reszta to wybuchające serie bloków na planszach… Zasadniczo nie wpływa to na sam gameplay, po prostu jest zauważalne. Liczę jednak, że twórcom uda się to załatać, bo pojawia się i na handheldzie, i w doku. Co do audio, również jest tak świetnie, jak grafika. Tu warto na początek zaznaczyć, że wszystkie dialogi są w pełni udźwiękowione, a że postaci jest dużo i tekstu mają dużo, liczba japońskich aktorów głosowych (jest wielu znanych) i ich zaangażowanie robi wrażanie, gdy weźmiemy pod uwagę, że to bardziej pozycja niezależna. Muzyka natomiast to miks współczesnych brzmień z każdego możliwego gatunku muzycznego z retro klimatami, aby podkład dobrze siedział z piksel artem; i trzeba przyznać, że siedzi, także w oddaniu ducha lokacji i przedstawianych wydarzeń.

Jedna z dwóch najupierdliwszych lokacji pod kątem pułapek…

Miała być kompaktowa recka, ale i tak wyjdzie 2,5 strony. W sumie miałem takie przeczucie, gdy pisałem wstęp. Starałem się streszczać, wielu rzeczy nie rozpisałem bardziej, a i tak trochę wyszło. Okazuje się też, że mimo kompletnego nie myślenia o tej produkcji przez ponad pół miesiąca od jej zakończeniu sporo zostało mi w pamięci. Wszystko wyżej poleciało w jednym ciągu bez sprawdzania czegokolwiek w grze, czy w necie. I, jak widzicie, w znacznej mierze są to pozytywne wspomnienia. Fakt, te trochę ponad 30 godzin (a nie celowałem w zebranie wszystkiego) mogłoby być trochę obcięte, ale mimo lekkiego zmęczenia pod koniec chce się poznać do końca historię Tevi. Poza tym mam wrażenie, że twórcy trochę przesadzili chociażby z ulepszeniami, co odbija się na balansie trudności. Nie mieli również zahamowań przy pisaniu dialogów. Może gdybym od początku wiedział, że gra będzie tak długa, trochę inaczej bym do niej podszedł. Serio, po trailerze myślałem, że kilkanaście godzin i będzie po wszystkim. Z drugiej strony dostaliśmy jednak zaskakująco rozbudowaną metroidvanię, która mimo pewnych małych niedostatków jednak cieszy aż do końca. Swoją drogą, na drugi dzień po skończeniu gry zastał mnie ból prawej dłoni od klepania bossa (ile trzeba się tu naklikać w trakcie walk!!!), ale przypuszczam, że to głównie wina kontrolera GuliKit King Kong 2. Za to na pewno ogólnie radzę Wam bawić się na wygodnym padzie, bo walki bywają tak intensywne, że handheld z Joy-Conami potrafi szybko zmęczyć dłonie. Tak więc, jeśli czujecie choć trochę przyciągania do TEVI, to poddajcie się mu i grajcie!


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Neverland Entertainment
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: CreSpirit
Wydawca: Neverland Entertainment, PM Studios
Data wydania: 21 grudnia 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,5 GB
Cena: 132 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *