Cupid Parasite

Oto fantazyjne wyobrażenie tego, jak  komedie romantyczne funkcjonowałyby w politeistycznym świecie.

Pomimo stosunkowo niemałego doświadczenia z grami otome, zawiązanie akcji w nich nadal potrafi mnie zaskoczyć. Przytrafiło się to też w tym przypadku – w Cupid Parasite przyjdzie wcielić się w Kupidyna (Kupidynkę? niestety język  polski nie przewidział neutralnych płciowo imion dla bogów rzymskich), który po kłótni z rodzicami na temat coraz mniejszej stałości małżeństw, niewypełnianiu swoich obowiązków a także wartości człowieczeństwa postanawia zejść na ziemię, aby tatusiowi coś udowodnić. Ściślej rzecz ujmując, zamierza w tym celu stać się przodowniczką pracy w agencji matrymonialnej i wykazać, że bez boskich mocy ludzie poradzą sobie równie dobrze. Niestety, nie wszystko idzie jak po maśle. Przed ostatecznym awansem boginię miłości czeka również ostateczne wyzwanie – wspomóc w ożenku piątkę najbardziej kłopotliwych członków Cupid Corporation.

Twórcy gier otome zawsze starają się sprawić, by każdy miał coś dla siebie, i nie inaczej jest tym razem;  przy czym “pasożytnicza piątka” nie bez powodu tak się nazywa i pewne ich cechy potrafią życie utrudnić. Pierwszy z nich, Gill Lovecraft od imponujących sześciu lat nie potrafi uwolnić się od wspomnień swojej pierwszej miłości. Kolejni to Raul Aconite, aktor oraz fanatyk mitologii wszelakich, którego wywody dogłębnie uświadomiły mi, jak bardzo żenująca  musiała być dla osób postronnych moja podstawówkowa faza na “bycie otaku” oraz Ryuki Keiisain, wnuk bardzo znanej designerki mody z bardzo wysokimi standardami piękna narzucanymi wszystkim dookoła. Grupę  domykają Allan Mellvile, którego celem wydaje się być jedynie rozbijanie szczęśliwych związków oraz Shelby Snail, sam szef agencji, którego reputacja „oddanego małżonka” nie do końca odpowiada faktom oraz mającym co nieco wspólnego z tym stanem rzeczy pracoholizmem.

Common route opowiada przede wszystkim o wysiłkach głównej bohaterki związanych z przyszłością matrymonialną pasożytniczej piątki, które eskalują do punktu stworzenia reality show, w ramach którego panowie mają zamieszkać razem i nauczyć się miłości (brak zamierzonych podtekstów homoerotycznych), co kończy się raczej mizernymi skutkami. Fabularnie jest to część czysto komediowa, ale niepozbawiona uroku zbudowanego przede wszystkim na dobrym wykorzystaniu humorystycznego zderzenia osobowości. Mogłabym się doczepić jedynie do tego, że jakiekolwiek pogłębienie charakterów postaci następuje dopiero na etapie późniejszym, a do tego czasu trochę godzin mija – godzin, które można spędzić na denerwowaniu się powtarzającymi się gagami opartymi na przerysowanych cechach osobowości.

Z kolei ścieżki poszczególnych postaci są już naprawdę dobre i ciężko powiedzieć, żeby któraś mi się nie podobała (może oprócz Ryukiego – nie dość, że fabuła nie zawiera w sobie zbyt wiele dramaturgii, to do tego konflikt w rodzinie został potraktowany zbyt lekko nawet jak na komedię, i na dobrą sprawę ciężko mówić o rozwoju postaci). Są zbudowane na greckiej (choć zinterpretowanej przez autorów dośc luźno) koncepcji sześciu rodzajów miłości, stąd też rzeczywiście romans ma inny charakter w każdej z nich; do tego. Twórcy nie ograniczają się też współczesnego settingu i pozwalają sobie na flirt z mitologią (który w dodatkowej ścieżce staje się wręcz pierwszoplanowy) oraz schematami „gatunkowymi”; stąd w ścieżce Raula trochę kina przygodowego klasy B, u Allana paranormal romance przypominający o słodkich czasach popularności Zmierzchu i jego kopistów, etc. Bawią się kiczem i dzięki samoświadomości rzeczywiście wychodzi to historii na dobre. Potrafiłam się też przekonać do ścieżek, po których niczego dobrego się nie spodziewałam, zaskoczyć się sprytnym przełamaniem schematu  – tym samym Cupid Parasite jako całość wychodzi fabularnie bardzo równo, zabawnie, i co ważne, nie płytko.

Dobrze zorganizowano poruszanie się po fabule, wzbogacając standardowe elementy gier otome o chociażby flowchart, czyli rozparcelowanie historii na krótkie fragmenty (i możliwość natychmiastowego przejścia do nich) czy skip bezpośrednio do części nieprzeczytanej/wyborów, bez konieczności przewijania wszystkich dialogów po drodze. To dodatkowo uprzyjemnia rozgrywkę, i tak już uprzyjemnioną świetną oprawą wizualną. Intensywne kolory świetnie się sprawdzają przy lekko uproszczonych tłach, a projekty postaci naprawdę dostarczają (do tego te stylówy! Niesamowite). Ilustracje wykonane z niezwykłą dbałością, po prostu można lizać ekran. Szkoda w takim układzie, że soundtrack trochę nie dorównuje – wiem co prawda, że może się podobać, ale mnie przede wszystkim irytował ze swoimi „rockowymi” dżinglami niczym z reklamy. Ciekawym jest wykorzystanie również kawałków wokalnych, ale cały walor potrafi runąć, jeśli się to psuje banalną „orientalizacją” i efektami dźwiękowymi jak ze stocka (tu próbka). Miałabym ochotę wyciszać, gdyby nie świetny voice acting, chyba jeden z najlepszych, jaki słyszałam w otome.

Krótko  mówiąc, Cupid Parasite świata nie zmieni, ale może zdecydowanie uprzyjemnić życie – to świetnie wykonany kawałek lekkiej komedii romantycznej z intrygującym twistem i dobrym klimatem. Polecam każdemu, kto czasem ma ochotę poromansować z dwuwymiarowymi panami.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Idea Factory Int.
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Otomate
Wydawca: Idea Factory Int.
Data wydania: 2 listopada 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 6 Gb
Cena: 200 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *