Steam Deck

Przenośny Xbox Series S.

Przenośne komputery w obudowie konsol to temat, którym interesuje się od dawna, bo już od premiery pierwszej wersji GPD Win. Mimo mizernych osiągów i ogromnych kosztów byłem oczarowany wizją przeniesienia do kieszeni biblioteki swojego niezbyt przenośnego peceta. Lata mijały, wydajność takich sprzętów rosła, nie spadała natomiast cena. Aż do momentu gdy Gabe Newell, jakby zawiedziony, że Switch Pro to tak naprawdę wersja OLED, zapowiedział Steam Decka niemalże w tej samej cenie.

Hardware przede wszystkim

Steam Deck jest wyraźnie większy niż Switch, ale nadal wygodny – to głównie zasługa zaokrąglonego uchwytu.

Pierwsze wrażenie jest piorunujące. Sprzęt jest ogromny, większy od Switcha pod każdym względem. Mimo ogromnych rozmiarów trzyma się go dość wygodnie dzięki zaokrąglonym uchwytom, których Switchowi bardzo brakuje. Przy dłuższych posiedzeniach męczą się ręce, warto więc mieć oparcie na łokcie. Standardowy zestaw przycisków (opisany dość specyficznie, bo przyciski akcji i pauza/opcje oznaczono jak na Xboxie, ale górne przyciski to inspiracja PlayStation) umieszczony został dość niestandardowo – d-pada, analogi i przyciski mamy w jednej linii. Niestandardowe podejście wymuszone konstrukcją, ale nie sprawia ono najmniejszych problemów – przyzwyczaiłem się momentalnie i przestałem na to zwracać uwagę.

Valve bardzo chciało, by Steam Deck przypominał ich chwalony Steam Controller. Dodano więc z przodu dwa trackpady oraz przyciski funkcyjne do zarządzania systemem, a także cztery „łopatki” z tyłu urządzenia. Jeśli podoba nam się celowanie ruchem spopularyzowane przez Switcha, możemy je wymusić w każdej grze – jeśli mamy palec na prawym analogu, możemy „docelowywać” ruchem całej konsoli. Całość sterowania działa bez zarzutu i jest w pełni konfigurowalna z poziomu systemu operacyjnego. Pozytywnych wrażeń dostarczają również haptyczne wibracje na touchpadach, dość solidny ekran dotykowy w rozdzielczości 800p, bardzo dobre głośniki i mikrofon.

A w środku? Zasilacz 45W, 4-rdzeniowy procek od AMD, grafa 1,6 słynnego „teraflopsa” wykonana w tej samej technologii, co układ w PS5/Xbox Series X. Jest też slot na karty Micro SD, dysk SSD i 16 giga RAM-u. Co ten potencjał oznacza w praktyce? Moc potencjalnie zbliżoną do PlayStation 4, ale dzięki kilku bajerom i niższej rozdzielczości natywnej osiągnąć możemy zdecydowanie lepsze rezultaty.

Przykłady? Steamowa wersja Horizon: Zero Dawn nie imponuje optymalizacją, a popyla w ponad 40 klatkach na sekundę. God of War możemy odpalić w 60 klatkach na sekundę, podobnie jak Forzę Horizon 5. Borderlands 3 – przez którego sprzedałem laptopa z 1050Ti i kupiłem kompa (szczęśliwie jeszcze przed podwyżkami cen kart) – na średnich ustawieniach graficznych lata w 45 klatkach na sekundę, a obniżając rozdzielczość i detale dobijamy spokojnie do 60 FPS. A nasza narodowa duma, POTĘŻNY WIEDŹMIN 3, na średnich lata zazwyczaj w płynnych 60 klatkach (spadek do 50 w mieście) i 30 klatkach przy ustawieniach Uber. Switch krztusi się w dynamicznym 720p przy ustawieniach niższych niż najniższe pecetowetowe. Moc Decka jest nieosiągalna nawet dla laptopów w tej półce cenowej, a przypomnę tylko, że konsola Valve jest odrobinę droższa od OLEDa od Nintendo.

Firma z Kioto pokazała też, że standardem nie jest obsługa peryferii takich jak słuchawki bluetooth – tutaj nie ma problemów, by podpiąć przez niego nawet klawiaturę i mysz. Jeśli jesteśmy zdeterminowani, możemy dokupić stację dokującą (wymóg to obsługa technologii Power Delivery) i podpiąć Steam Decka do telewizora czy monitora.

Minusy? Właściwie dwa – bateria w wymagających grach nie wytrzyma dwóch godzin (chociaż z tym da się kombinować), a wiatraki potrafią dać czadu. Nie jest to poziom laptopów gamingowych czy PS4 „odpalającego helikopter”, ale jest to szum słyszalny, podobno dla niektórych irytujący, na pewno zmuszający do zwiększenia głośności w trakcie gry. Valve odrobiło pracę domową i dostarczyło naprawdę solidny sprzęt do grania – potężny, wygodny, trochę ciężki i głośny, ale konfigurowalny. Brawo.

Trochę jak konsola…

Valve chciało, żeby interfejs Decka był jak najbardziej przejrzysty – i to się (w miarę) udało.

Valve bardzo chciało wyróżnić swój produkt na tle innych „komputerowych konsol” i zdecydował się porzucić Windowsa na rzecz SteamOS – systemu operacyjnego opartego o Linuksa, który zezwolił na kilka rzeczy potencjalnie bardzo trudnych do zrobienia na systemie od Microsoftu. Tryb uśpienia, czyli coś co znamy już nawet z DS-a czy PSP, nie jest taki łatwy do implementacji w środowisku Windowsa. Tutaj działa znakomicie, a czuwająca konsola praktycznie nie zjada baterii.

Mamy dostęp do zdecydowanej większości funkcji Steama, więc za zapisy w chmurze czy granie online nie trzeba płacić (wcale nie tak oczywiste w świecie konsol). Daje nam to w pełni funkcjonalny moduł społecznościowy z działającymi czatami, zaproszeniami do gry czy rozmową głosową, a nawet wyszukiwarkę gier w bibliotece. Ba! Możemy korzystać z funkcjonalności Steam Link, aby bezprzewodowo połączyć się z PC i streamować z niego obraz, jak i… puszczać ze Steam Decka obraz na telewizor.

Do Steam Decka logujemy się kontem Steam i możemy odpalać tytuły już wcześniej posiadane na tej platformie. Baza gier zbieranych przez lata potrafi być dość potężna – nie gram tylko na kompie, a mam 422 gry. Jako że gramy na Linuxie, a Valve chciało jak najbardziej uprościć podstawowe funkcje, każda gra posiada ocenę. Zweryfikowane gry (tych mam 65) powinny działać bez problemu od samego początku, tytuły oznaczone jako grywalne mogą mieć drobne mankamenty (trzeba lekko zmienić ustawienia, napisać coś na klawiaturze ekranowej), a nieobsługiwane… różnie. Czasem nie odpalają się wcale, czasem mają jeden problematyczny moment, gdy gra się wysypuje, przez co nie da się jej przejść od początku do końca na Steam Decku. Tak oznaczony został Tekken 7, z którym bawiłem się znakomicie w trybach Treasure Mode oraz online – po zmniejszeniu ustawień graficznych do minimum nie natrafiłem na żadne większe błędy czy tragiczne zacięcia ekranowe. Ważne jest, że system weryfikacji jest dobrze widoczny również w sklepie – zostaniemy ostrzeżeni, jeśli chcemy kupić grę nieobsługiwaną lub niesprawdzoną, a znakomity system zwrotów (możemy zwrócić grę do 2 tygodni od zakupu jeśli nie graliśmy w nią dłużej niż 2 godziny) sprawia, że nie musimy obawiać się baboli typu WWE 2k19.

…bardziej jak laptop

Jako że to PC, możemy zmieniać ustawienia graficzne czy monitorować wydajność konsoli – i to bez dodatkowych instalacji.

I wszystko działa dobrze, póki siedzimy w handheldzie, gramy w zweryfikowane tytuły i to nam wystarczy. Zapaleńcy mogą odpalić nakładkę wydajności wskazującą klatki na sekundę, temperaturę procesora czy grafiki, a nawet obciążenie poszczególnych wątków CPU. Chcąc oszczędzić baterię, możemy systemowo zablokować klatkaż na 30 FPS, zmniejszyć moc jednostki, a nawet użyć technik „sztucznego” podbijania rozdzielczości (FSR na poziomie systemu, chociaż lepiej używać go prosto z gry, jeśli jest obsługiwany).

Nie licząc sieciowych lagów w Rocket League (które ustały po dwóch restartach i przejęciu lobby ze znajomym) nie trafiłem na większe problemy. Te zaczęły się, gdy zacząłem kombinować. Bo skoro to PC, to Valve udostępniło też tryb pulpitu, który zmienia Steam Decka w PC na Linuxie. A skoro to PC na Linuxie, to można wgrać inne launchery, emulatory, pobawić się. Jako osoba z Linuxem mająca do czynienia dość mało (w technikum i na studiach), ale grzebiąca „w komputerach” od lat młodzieńczych, rozpocząłem wielki plan instalacji wszystkiego co się da.

Emulatory? Proszę bardzo! Od Amigi po PSXa odpalicie wszystko. Większość biblioteki PS2 działa bez zarzutu, PS3 to loteria. Steam Deck jest na tyle mocny, że odpali przy pełnej prędkości nawet część gier na Switcha! Co więcej, instalatory na Linuxa są łatwo dostępne i nie ma większych problemów, by uruchamiać je nie tylko w trybie pulpitu, ale też w dużo wygodniejszym dla obsługi padem trybie „gamingowym”.

Windows Master Race

To nie konsola – nie wszystkie gry dostosowano pod pada. A że działamy na Linuxie, to nie wszystkie gry nam zadziałają.

Znacznie trudniej jest z innymi launcherami, bowiem nie działają podstawowo na Linuxie. Jest niby heroic odpalający GOGa i Epic Games Store, ale po tym, jak pobrał mi Wiedźmina 3 z angielskim dubbingiem, szybko go odinstalowałem 🙂

Proces dodania launchera też nie jest łatwy – trzeba pobrać instalator, podpiąć go pod Steam, zainstalować launcher, znaleźć zainstalowany plik w ukrytym folderze i zmienić ścieżkę uruchamiania programu na Steam. Tak to przynajmniej działa w przypadku Origina, Ubisoft Connect czy Epic Games Store. Wtedy przez Steam uruchamiamy przykładowo Ubisoft Connect, z poziomu którego pobieramy i odpalamy Assassin’s Creed. Niewygodne, ale działa. Gorzej z GOG-iem. Ten działa i pobiera gry, jednak przy uruchomieniu launcher się nie minimalizuje i ekran nieznośnie migocze uniemożliwiając rozgrywkę. Da się to obejść, znajdując pliki exe gier i podpinając pod Steam, ale wtedy tracimy zapisy w chmurze i te już pobrane musimy szukać i kopiować między folderami.

O tym, że pecetowy Game Pass jest wspierany tylko w formie xCloud przez przeglądarkę nie wspomnę – nie zainstalujemy tutaj nawet części obsługiwanej w formie EA Play. Z xCloudem zresztą też miałem przygody. Instrukcję z Reddita po 2h walki miałem w małym palcu,  po czym okazało się, że całość zadziałała dopiero po zignorowaniu połowy kroków. Rozwiązaniem jest instalacja Windowsa, ale jak na razie nie mamy możliwości zachowania SteamOS po przejściu na system Microsoftu. Tracimy wtedy benefity, jak efektywne uśpienie czy proste sterowanie poborem energii. Nie wspominając o tym, że na moment pisania tego testu nie ma sterowników audio, więc nie działają głośniki czy wyjście audio.

Całości problemów niech dopełnią Wam konkretne obrazy – podpinając Steam Decka pod TV 4K po HDMI nie byłem w stanie uruchomić Herosów V. Odpaliłem ich za to Steam Linkiem, ale myszka nie działała na części ekranu. Następnego dnia nie było najmniejszego problemu.

Wiedźmin 3 streamowany na telewizor po WiFi wyglądał lepiej niż Switchowy po kablu, ale gdy bateria padała, podpiąłem go do ładowarki. Następnie podłączyłem pada po bluetooth i zonk – nie mogłem nim sterować, bowiem każdy podpięty pad podstawowo wykrywany jest jako pad numer 2 – da się to zmienić, ale nie w ustawieniach. Za to klawiatura i myszka bezprzewodowo działają bez zarzutu. Nie wspomnę o tym, że gdy gra jest włączona to system głupieje i nawet jeśli chcemy się podpiąć pod Wi-Fi w trakcie gry, klawiatura nie akceptuje naszych wciśnięć. To znaczy akceptuje, ale nie w wyświetlanym menu połączenia, a pod spodem – w samej grze.

Pogromca Switcha?

Ogarniecie Heroski na Switchu, przesyłając obraz na TV bezprzewodowo? Nie. Na Steam Decku najprawdopodobniej Wam się prędzej odechce grzebać niż to robić, ale teoretycznie się da.

Wiele osób w momencie zapowiedzi pisało, że Steam Deck ma konkurować i zamordować Nintendo Switch. Wyraźnie jednak te osoby nie pojmowały czym właściwie Switch jest. Bo jasne, na Steam Decku znacznie lepiej gra się w Borderlandsy, Saints’ Row czy inne tytuły multiplatformowe. Switch to jednak dla mnie exy i tytuły imprezowe, które na Steam Decku nie mają racji bytu. Valve celuje w zupełnie inną grupę graczy, i to nawet nie komputerowych, bo tych irytować będzie niepełna kompatybilność (niektóre głośne premiery są nieobsługiwane, jak ostatnie LEGO Star Wars), problemy z wydajnością w niektórych grach (Elden Ring na premierę był niegrywalny) i Linux sam w sobie. To konsola idealnie wpasowana dla mnie – osoby która pokombinuje, by odpalić część gier, zainstaluje Discorda, ale jeśli coś nie będzie działać, to machnie ręką, bo ma inne konsole czy dość sprawnego peceta.

Steam Deck to kawał przemyślanego i potężnego sprzętu z nie do końca działającym oprogramowaniem. Lepiej iść w tę stronę, bo oprogramowanie można ulepszać, a raz wysłany sprzęt ciężko później zupgradować. Kocham tę komputero-konsolę, a cena podstawowej wersji przy obecnej sytuacji na rynku jest nieprawdopodobnie atrakcyjna. Droższych modeli nie opłaca się kupować – lepiej zaopatrzyć się w SSD osobno (wymiana może sprawić problemy), ale granie z karty pamięci też daje radę. Gdyby Valve ograniczyło się do podstaw i zaoferowało tylko gry zweryfikowane i udawało, że to nie PC, to polecałbym Steam Decka każdemu. Ale że opcji jest więcej, ale też (jak na razie) nie każda działa tak jak powinna, ostateczna ocena musi być odpowiednio zmieniona.


Polecamy!


Producent: Valve Corporation
Data wydania: 25 lutego 2022 r.
Wymiary: 117 x 298 x 49 mm
Waga: 669 g
Cena: 1899 zł (64 GB MMC), 2499 zł (256 GB SSD), 3099 zł (512 GB SSD)


Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Steam deck pisze:

    Jaka firma kurierska dostarczała steam deck.
    Czy były jakieś problemy z kurierem.

    • Krowen pisze:

      Mój egzemplarz dotarł poprzez firmę GLS – paczka wysyłana była z Holandii.
      Z kurierem nie było absolutnie żadnych problemów, paczka dotarła około tydzień po opłaceniu przesyłki.
      Mimo braku folii bąbelkowej lub innego zabezpieczenia całość dotarła w idealnym stanie – paczka była jednocześnie opakowaniem w którym była konsola w pokrowcu i ładowarka, całość spasowana tak idealnie że nic w środku „nie latało”.

  2. Jakin pisze:

    Jeśli gra, która nie jest oceniona przez Steam wam nie działa albo ma błędy graficzne to w pierwszej kolejności sprawdzacie, czy zmiana wersji protona pomoże. W drugiej jest instalacja Protona GE jest to banalnie proste. Tutaj macie poradnik https://www.youtube.com/watch?v=6doaQNnHR60.
    U mnie wiele gier po tej zmianie zaczęło działać albo odzyskiwało filmiki, które były zamieniane na plansze błędu i pomijane. Tak przeszedłem bez problemu np. Resident Evil Revelations, który miał właśnie problem z odtwarzaniem filmów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *