A Space for The Unbound

Koniec liceum jako koniec świata, czyli zawiedzione nadzieje, bucket listy, gniew destabilizujący wszechświat oraz dużo tajemnic przysłoniętych nostalgią.

Dawno, dawno temu, żyła sobie mała dziewczynka, która uwielbiała pisać opowieści ze swoim starszym kolegą, Atmą. Mieli razem pewną czerwoną księgę baśni, dzięki której mogli zajrzeć w głąb ludzkiej psychiki i zadziałać w niej tak, by zmienić czyjąś teraźniejszość. Jednak gdy szukali zakończenia dla historii, traf losu sprawił, że powieść ląduje w porywistej rzece, a w trakcie pomocy Atma stracił przytomność… i wybudził się wiele lat później z drzemki na swojej szkolnej ławce. To był tylko sen – nie zna tej dziewczynki. Zna za to swoją dziewczynę, Rayę, z którą chce jeszcze zrobić mnóstwo rzeczy, zanim oddany nauczycielowi plan przyszłości wejdzie w życie. A zatem ahoj przygodo! Ale czy na pewno?

Zaczyna się beztrosko, w słonecznej, niewielkiej mieścinie w Indonezji z lat 90., której stałym elementem są budy z automatami do gier, kawiarenki internetowe, głoszący zagładę świata szaleńcy na ulicy i mnóstwo bezdomnych kotków. Szybko okazuje się, że ten sielankowy obraz jest nie do końca spójny z rzeczywistością. Coraz więcej szczegółów zdaje się rozszarpywać pozornie spójną normalność. Atma, wrzucony w swego rodzaju pętlę czasową, w której za każdym powtórzeniem rzeczywistość coraz bardziej się rozpada, zrobi wszystko, żeby zrozumieć, dlaczego to się dzieje; i jaką rolę odgrywa w tym jego ukochana.

Przyznam, że już pierwsze momenty gry mnie zachwyciły. Nostalgiczny klimat i atmosfera mająca w sobie coś z magicznego realizmu w połączeniu z rzadko spotykanym settingiem to zestaw, który potrafił mnie trafić jak żaden inny. Ewidentnie trafił do mnie też osobisty, pokoleniowy rys gry – dyrektor artystyczny, Dimas Novan D., w wywiadzie dla IGN wspomina, że jego celem było umieszczenie w pozycji miejsc, które kojarzyły mu się z dorastaniem; żeby dla wszystkich pracujących gra dawała doświadczenie „powrotu do domu”. Wspomina też koncept mono no aware – estetyczną ideę zakładającą piękno przemijania w odniesieniu/zetknięciu z prostymi, codziennymi rzeczami. Faktycznie to w A Space for the Unbound widać, zwłaszcza że zdarzy się, że historia pokieruje nas w różne dekady, pokazując przemiany tych samych miejsc na przestrzeni czasu. Miasteczko oraz lokalna społeczność tętnią życiem i zostały przedstawione z dbałością o detale. Szczerze mówiąc, rzadko kiedy chce mi się klikać w dosłownie każdą możliwą interaktywną rzecz, a tutaj to robiłam. A Space for The Unbound dało mi możliwość przeniesienia się w czas i miejsce, którego nie miałabym szansy w życiu doświadczyć i robi to w naprawdę immersywny sposób.

Opowieść, jaką oferuje A Space for the Unbound, spiętrza tajemnicę za tajemnicą, chociaż ostatecznie intryga okazuje się być stosunkowo kameralna – tajemnicą na swój sposób jest ten dziwny czas, jakim jest dojrzewanie i przechodzenie w dorosłość. Ujmuje też w raczej ciekawy sposób problemy związane ze zdrowiem psychicznym i relacjami rodzinnymi i chociaż korzysta w tym celu z jednego ze znienawidzonych przeze mnie chwytów fabularnych (ale nie mogę powiedzieć jakiego, bo spoiler), to w wykonaniu ludzi z Mojiken Studio jak najbardziej to kupuję – finał jest potężny, wzruszający i pozostaje w pamięci i w serduszku.

Pod względem gameplayowym A Space for The Unbound jest raczej standardową i nietrudną przygodówką, która może nie specjalizuje się w wymyślaniu skomplikowanych łamigłówek, ale za to ma parę udziwnień, które dodatkowo angażują gracza. Jedną z nich jest wspomniany już we wstępie Spacedive, czyli możliwość zajrzenia w podświadomość ludzi… w celu rozwiązywania zagadek. Jest to o tyle ciekawy zabieg, że pozwala na wprowadzenie nieco bardziej zaskakujących czy surrealistycznych motywów fabularnych i wizualnych, tym bardziej że każdy rozdział produkcji wprowadza inną wariację tej mechaniki wraz z przybliżeniem innej postaci, a im dalej, tym bardziej wszystko jest pokręcone. Do zagadek z głównej linii fabularnej dochodzą urocze „znajdźki” z bucket list, czyli takie zadania, jak pogłaskanie wszystkich zwierzątek (głównie kotów, ale nie tylko), zebranie 20 kapsli po napojach czy literek z gumy do żucia, a za ich skompletowanie można uzyskać dodatkową scenę po zakończeniu (niestety mi się nie udało :C).

Bardzo podobały mi się momenty, w których granica między przygodówką, a bardziej czysto narracyjnym doświadczeniem delikatnie się rozmywała. Na przykład wspaniałe są cutscenki wykonane w prześlicznym, pixelartowym stylu. Dzięki temu wydarzenia fabularne i finały poszczególnych rozdziałów wybrzmiewały znacznie silniej, niż gdyby były po prostu zrealizowane dialogowo. Albo fragmenty, w których trzeba przeprowadzać inny typ interakcji, np. klikać przycisk, żeby sięgnąć po popcorn w kinie (a gdy ręce Atmy i Rayi się spotkają, obydwoje przesłodko się rumienią) czy przekradać się, unikając wzroku nauczyciela. Albo z innej beczki – wykorzystanie mechaniki pseudo-bijatyki arcade’owej. Ta mieszanka sprawia, że w A Space For The Unbound naprawdę świetnie się gra, widać luz, kreatywność, świeżość.

Do tego gra jest absolutnie śliczna. Oprócz tego, że już sam pixel art potrafi robić wrażenie, to jeszcze dopełniają go śliczne kolorki oraz niesamowicie płynna animacja, no i wspomniane wcześniej cutscenki. Uroczy jest też design menu z celami i zbieranymi po drodze historiami. Pamiętam, że muzyka również bardzo przypadła mi do gustu w trakcie ogrywania, aczkolwiek po całości nie przypominam sobie żadnego konkretnego motywu, który zostałby ze mną na dłużej. Problemów technicznych nie stwierdzono, chociaż chciałoby się trochę szybszego ładowania między lokacjami.

Podsumowując, A Space For The Unbound to cudowne, piękne doświadczenie, opowieść o straconym świecie i straconym czasie, ale też nadziei; o gniewie, ale także o możliwościach wybaczenia i zaczęcia na nowo. Może i brzmię trochę nadmiernie podniośle, ale co ja poradzę na to, że wrażenie, jakie wywarła gra, było gigantyczne i motywowało mnie do wykorzystywania każdego siedmiominutowego przejazdu tramwajem z mojego domu na wydział, żeby tylko uszczknąć jeszcze trochę więcej fabuły. To było bardzo dobrze spędzone 10 godzin. Dla każdego, kto czuje, że to jego klimaty, to zdecydowanie…


Zakup obowiązkowy!


Serdecznie dziękujemy Chorus Worldwide Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Mojiken Studio
Wydawca: Chorus Worldwide Games
Data wydania: 19. stycznia 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2,9 GB
Cena: 80 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *