Spirit Hunter: Death Mark II

Detektywistyczna zabawa w okultystyczne cztery wesela i pogrzeb, a właściwie jedno wesele z gnijącą panną młodą i (wiele) pogrzebów.

Chociaż za bohaterem nie ciągnie się już widmo nadchodzącej śmierci zapisanej w znamieniu na jego ciele, nie porzucił zajmowania się sprawami przeklętych dusz, niemogących zaznać spokoju. Z tego faktu korzystają jego nowi pracodawcy – w tym dyrektor liceum, w którym zaczynają pojawiać się tajemnicze wiadomości od Tych, które odeszły. Listy adresowane są do „drogiego męża” i typują, kto zostanie zabity i przez jakiego ducha. Bohater już po pierwszej nocy spędzonej w szkole wie, że to on został wyznaczony na zagrobowego kochanka, a z całej tej historii nie ma za bardzo jak się wykręcić, bo ktoś w końcu musi położyć kres ciągowi zabójstw.

Fabuła ma podobną strukturę, co ogrywany przeze mnie spin-off Spirit Hunter: NG – epizodyczne zagadki zadawane przez ducha w finale ustępują historii „głównego” widma, dodatkowo w poszukiwaniach prawdy towarzyszy bohaterowi niewielka gromadka pomocników. Większość bohaterów powraca z pierwszego Spirit Hunter, pojawiają się też nowi. Przyznam, że o ile tym razem postać samego protagonisty nie wydała mi się jakaś specjalnie rozbudowana, tak wszyscy jego towarzysze – nawet bardzo poboczne postaci – wprowadzali życie i wiarygodność do śledztwa, do tego bardzo łatwo się do nich przywiązać (co, jak wiadomo, jest gubiące, jeśli zajmujemy się duchami). A że spędzamy z nimi całkiem dużo czasu „w terenie”, przyjemne pogaduszki są nie do przecenienia podczas niebezpiecznych misji.

No właśnie, o ile sama struktura narracji się nie zmieniła, nastąpiły pewne zmiany gameplayowe, które pogłębiają przygodówkowy aspekt serii. Tym razem,  oprócz znanego już przeszukiwania latarką pomieszczeń oraz systemu reakcji kryzysowych, mamy możliwość faktycznej eksploracji przestrzeni 2D. Poza tym porzucono znane z NG wybieranie reakcji emocjonalnej na słowa innych postaci. Widziałam, że system eksploracji wywołał u niektórych mieszane odczucia: krytykowano jego liniowość oraz ograniczenie akcji do jednej lokacji, co miało zabijać napięcie. Moim zdaniem jednak ta mechanika dobrze się sprawdza jako urozmaicenie rozgrywki i wzmocnienie immersji: fabuła faktycznie rozgrywa się głównie w szkole i jej okolicach, ale każdy kolejny case powiększa liczbę dostępnych przestrzeni.

Eksploracja w Death Mark II wprowadza elementy (czy też raczej elemenciki) RPG. Ciągle należy pilnować się z ryzykowaniem, bo punkty życia można stracić łatwo, ale zarazem brawura pomaga odnaleźć „stracone dusze”, których odpowiednia liczba podwyższa poziom bohatera oraz pozwala nabyć przedmioty zwiększające szanse w starciach z bossami. Strategicznie trzeba podejść też do wyboru partnera śledczego w danym rozdziale, bo każdy ma swoje wady i zalety, które mogą zaważyć albo na możliwości przejścia gdzieś dalej, albo na prawdopodobieństwie przeżycia spotkań z duchami.

Starcia nadal prowadzone są w konwencji reakcji kryzysowych (teraz nazwanych Suspensive Acts). W obliczu zagrożenia mamy do wyboru różne działania o określonym prawdopodobieństwie, za których wykonanie płacimy własnymi punktami zdrowia. Żeby dobrze wybrać, trzeba mądrze skorzystać z tego, czego dowiedzieliśmy się podczas śledztwa. Znalezienie odpowiedniej ścieżki działania zazwyczaj nie jest zbyt trudne, ale jednak potrzeba się pilnować, bo nie ma marginesu błędu na marnowanie swoich punktów życia, próbując jakichś losowych opcji.

Eksploracja przyjemnie angażuje w rolę bycia detektywem dla duchów, a starcia potrafią wywołać dreszcze. Gwoździem programu są tu jednak same stopniowo odkrywane historie mściwych zagubionych dusz. Proces dochodzenia do prawdy jest bardzo satysfakcjonujący, zaś sama prawda – na ogół tak tragiczna, że po każdej historii trzeba wziąć solidny wdech i wydech. Trup ściele się gęsto, tworząc krwawą ścieżkę prowadzącą do ostatniej z zagadek, jeszcze bardziej przerażającej od wszystkich poprzednich. Finał na długo pozostanie w głowie, tak samo jak zwrot akcji tuż przed nim.

Jak poprzednio, i teraz grozę wzmacnia mroczna, dość realistyczna oprawa graficzna wykorzystująca z chęcią elementy body horroru. Mam wręcz wrażenie, że twórcy poszli jeszcze krok dalej w obrazowaniu groteskowych obrzydlistw, zaliczając po drodze wszystkie możliwe okropne elementy: macki, insekty, grzyby czy pleśnie obrazowo ilustrujące, do czego prowadzi zajście komuś za skórę przed śmiercią. Trochę denerwowały mnie pojawiające się czasami jumpscare’y, bo były niezwiązane z wydarzeniami fabularnymi i tylko wybijały z rytmu, nie strasząc w ogóle. Chociaż brakuje voice actingu, a odgłosy biegania towarzyszące eksploracji szybko stają się nieznośne, sama muzyka jest wyśmienita i brzmieniowo bardzo bogata (więc żadne tam dark ambientowe plamy dźwięku, tylko posępnie brzmiące skrzypki czy fortepianowe brzmienia rodem z mrocznej rezydencji wampira). Jest też parę rozwiązań uprzyjemniających rozgrywkę – interfejs uległ zaktualizowaniu do bardziej minimalistycznej formy, co moim zdaniem wyszło na dobre, a podczas eksploracji można skorzystać z nieinwazyjnych podpowiedzi, dzięki czemu ci, którzy chcą przede wszystkim poznawać historię, nie muszą obawiać się utknięcia.

Spirit Hunter po raz drugi zostawia mnie z efektem WOW, oferując zarówno mocne, epizodyczne historie, jak i wciągający główny wątek oraz godziny pełne napięcia (chociaż samego strachu raczej rzadko) w nadzwyczajnej oprawie audiowizualnej. Grę można przejść w 13 godzin, do tego jeszcze można skusić się na dodatkową historię oraz powtórzenie rozdziałów 6 i 7 w celu odblokowania prawdziwego zakończenia, łącznie dobijając do 16-17.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Aksys Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Experience
Wydawca: Aksys Games
Data wydania: 15. lutego 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2.8 GB
Cena: 200 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *