Persona 3 Reload

Wieża Tartarus – powrót do przeszłości

Walka premiuje używanie umiejętności ponad działania fizyczne.

Głównym celem gry jest zinfiltrowanie wieży Tartarus, która w Godzinie Mroku wyrasta w miejscu liceum Gekkoukan. Eksploracja wieży to najsłabszy element gry i przypomina korzenie tytułu sięgające 2006 roku. Jest to podzielony na sześć bloków wizualnych, mający ponad 250 pięter generowany losowo koszmar. Im dalej w las, tym dłuższe stają się piętra, urozmaicane są tylko przez skrzynki, mini-bossów i opcjonalne pomieszczenia z mocniejszymi przeciwnikami. Nie ma zagadek logicznych do rozwiązania, przełączników czy wajch, prujemy przed siebie, byle w górę, aż do miejsca, które fabularnie odblokowuje się późniejszą datą. Ubolewam nad usunięciem mechaniki zmęczenia, która zmuszała gracza do mądrzejszego dysponowania czasem i nie pozwalała popaść w totalny marazm podczas eksploracji – teraz cały blok można przejść “na raz”, co bywa męczące, bo design przeciwników też nie należy do elity. Podstawowi często stanowią wizualną kalkę kliku wzorów, więc na ich tle wybijają się bossowie, chociaż o polocie znanym z tokijskiej historii możemy zapomnieć.

Eksploracja Tartarusa przypomina czasy PS2.

Walka w Personie 3 Reload odbywa się w sposób turowy, choć możemy lekko zmanipulować początkową kolejnością, atakując wroga podczas eksploracji. Opcje mamy raczej klasyczne: zwykły atak, obrona, użycie przedmiotów lub czar przy użyciu Persony. Pierwsze trzy to raczej klasyka i nie ma się nad czym rozwodzić, ale istotne urozmaicenie wprowadzają Persony. Każda z nich pochwalić się może innym wachlarzem umiejętności, odporności oraz słabości na poszczególne ataki czy żywioły. Nasi sojusznicy mają “na sztywno” przypisane Persony, główny bohater może co turę zmienić obecnie posiadaną. Kluczem do zwycięstwa jest odpowiednie lawirowanie wokół słabości wroga. Trafiając w odpowiedni żywioł (lub mając szczęście trafieniem krytycznym z ataku fizycznego), możemy ich powalić. Za powalenie przeciwnika dostajemy dodatkową turę, którą możemy przenieść na dowolnego sojusznika, by, na przykład, zmianą  żywioły przewrócić wszystkich wrogów. Gdy to się stanie, nasza drużyna może podjąć “atak całą siłą”, który zignoruje odporności przeciwników. Nie zawsze jest to jednak opłacalne – powaleni przeciwnicy są podatni na konkretne statusy i czasem lepiej utrzymać ich na ziemi, dzięki czemu pominą turę.

Niby duchy, ale miecza się boją.

Nie wiem, czy to moje doświadczenie z serią i dobra pamięć do słabości konkretnych przeciwników, ale walka w tej grze jest łatwa. Zacząłem na poziomie Hard i faktycznie pierwsze poziomy aż do pierwszego dużego złola stawiły wyzwanie. Potem jednak gra zaczęła dodawać nowe mechaniki, jak możliwość odkrycia wszystkich słabości wrogów, czy wskaźnik Teurgii (potężne speciale), i zaczęło być aż za łatwo. Czasem zdarzyło się, że ktoś z zespołu padł w trakcie walki, ale była to rzecz nie do przeskoczenia – ot, Mitsuru dostawała ognistym atakiem i wróg dobił ją w dodatkowej turze. W takich przypadkach pomagają konkretni wspierający sojusznicy lub przedmioty leczące. Jedynie ubicie głównego bohatera jest definitywne i w wielu przypadkach oznacza powrót do zapisu. Da się tego łatwo uniknąć, budując odpowiedni zapas Person na każdą okazję, czy wykorzystując nieoczywiste czary manipulujące statystykami sojuszników i wrogów.

Animacje ataków specjalnych są świetne – chociaż przy 70 godzinach gry przydałby się opcja pomijania ich.

Persony pozyskujemy na kilka sposobów. Najprostszy to specjalny segment po walce, gdzie do wyboru mamy jeden z kilku bonusów. Ten sposób mocno nas jednak ogranicza do pewnej puli dostępnych “stworków”, konieczne więc będzie odwiedzanie Aksamitnego Pokoju (czy raczej windy), gdzie możliwe jest łączenie Person i przywoływanie za kasę tych zarejestrowanych wcześniej. “Przy sobie” możemy mieć bowiem tylko kilka(naście) z nich, więc jeśli trafimy na nową w trakcie eksploracji – musimy zrobić jej miejsce.

A właśnie, kasa. Dość istotną zmianą względem oryginału jest zarządzanie zasobami. Kasę zarobimy za sprzedawanie materiałów z wrogów, wybierając konkretną opcję po walce czy pracując popołudniami w kinie, czy kawiarni. Wydamy ją na ekwipunek i akcesoria zwiększające statystyki społeczne. Drugim zasobem są klejnoty, które można wymienić na potężne artefakty w sklepie z antykami. Zupełną nowością są Fragmenty Zmierzchu. Te są dość limitowane, a przyznaje je mieszkanka Aksamitnego Pokoju za rozwijanie Więzi; bardzo rzadko znajdowane są też w mieście/Tartarusie. Wykorzystamy je do odnowienia zdrowia i punktów energii w Tartarusie, ale też do otwierania specjalnych skrzynek zawierających ekwipunek i nowe stroje. Warto zawsze mieć trochę w zapasie

Japońskie nastolatki mówią po polsku

74 piętro. No, jeszcze prawie 200 i do domu.

Największym zaskoczeniem w Personie 3 Reload była dla mnie polska lokalizacja. Nie dlatego, że jest jakaś wybitna, ale dlatego, że jest. Persona to seria raczej nadal dość niszowa, a nawet giganci jak Final Fantasy VII Rebirth nie dostają napisów. Natomiast Persona (w której tekstu jest OGROM) jest dostępna w zrozumiałym dla przeciętnego Kowalskiego języku. Czepialscy znajdą masę problemów – dużo słów jest dziwnie skracanych, tu brakuje spacji, tutaj odmiana jest dziwna. Ja z kolei pretensje mam dwie. Numero uno – część dialogów nie trzyma się kupy, przez co ciężko wybrać odpowiednią odpowiedź do zaistniałej sytuacji. Numero due – niektóre teksty są tak małe, że na ekranie Decka myślałem że tekstu nie ma wcale. Dopiero po przepięciu się na PC z dużym monitorem zauważyłem, że tekst jest, ale tak mały że nieczytelny. Nadal jednak uważam, że przetłumaczenie tak wielkiej pod względem zawartości gry jest sporym osiągnięciem i należy się cieszyć, bo wątek Mayi (koleżanki z gry MMO) jest przetłumaczony mistrzowsko.

W grze dostępny jest zarówno angielski, jak i japoński dubbing. Z uwagi na umiejscowienie historii wybrałem ten drugi, natomiast przetestowałem oba i nawet angielski jest naprawdę solidny. Mistrzowska ponownie jest oprawa audio i muzyka – ich wysoki poziom w serii został zachowany, zremasterowane utwory brzmią świetnie i podkreślają okoliczności (poza wątkiem plażowym, gdzie z jakiegoś powodu gra dość niepokojące “Deep breath”). Serdecznie polecam przesłuchać choćby na Youtube.

Yukari, wiesz, że możesz po prostu wejść ostatnia?

Oprawa wizualna to dla mnie w pewnym sensie zagadka. Jest ładnie, jest stylowo, dynamicznie, dość płynnie (chociaż Steam Deck spadał poniżej 60 klatek w Tartarusie dość regularnie), na mocniejszym PC jest nawet śledzenie promieni, ale coś mi mocno nie grało. Nie powiedziałbym, że Reload był ładniejszy niż Royal, ale lokacje są mniejsze i oddzielone częstymi loadingami, jest mniej przechodniów, mniej szczegółów, a zastygłe modele postaci w klubie nocnym (które chyba miały tańczyć, ale z jakiegoś powodu tego nie robią) budzą uśmiech politowania. Pierwsza myśl – dlaczego piątka wyszła na Switcha, a trójka (jednak technicznie czy wizualnie widocznie gorsza) nie? Chwila researchu – Persona 5 działała na dedykowanym silniku, Persona 3 Reload wykorzystuje Unreal Engine 4. To prowadzi do kolejnej zagadki – dlaczego Shin Megami Tensei V, działające na UE4 na Switcha wyszło, a Reload już nie? Tutaj zostaje mi tylko gdybać, że plan był taki, aby Reload wyszedł na następcę konsoli Nintendo, ale ten został nieszczęśliwie przesunięty.

Zaprojektowane dla przenośnych konsol

Dodatkowe wątki dla męskich postaci są dobrze napisane – niby krótkie, ale rozbudowują osobowość kolegów.

Persona 3 Reload działa na Steam Decku dobrze – pod warunkiem, że ustawimy 75% rozdzielczości i niskie cienie. Ograniczając klatkaż systemowo do 40 jesteśmy w stanie cieszyć się rozgrywką bez zacięć przez trochę ponad 2 godziny (model LCD). Port PC jest dość toporny – niedostosowany do niestandardowych proporcji ekranu (stąd pasy na screenach), raczej nie pozwala na wiele jeśli chodzi o dostosowanie detali. Seria zawsze dobrze sprawdzała się w graniu przenośnym, gdzie możemy uśpić konsolę i wrócić później w danym momencie. To ogólnie przywara gatunku jRPG – konkretne walki czy sekwencje między zapisami potrafią trwać długo i możliwość szybkiego powrotu bywa zbawienna.

Recenzje nie są obiektywne i nigdy nie będą, muszę więc wprost zaznaczyć – przy Personie 3 Portable na PSP spędziłem ponad 120 godzin, kryjąc się pod kołdrą przed mamą, która nie byłaby zbyt szczęśliwa, że gram do 4 rano (a o 7:45 zaczynały się lekcje). Uwielbiam tę grę, bardzo cenię tę historię i cieszę się, że gra po zeszłorocznym tragicznym porcie otrzymała pełny remake, na który zasługuje. Dla mnie Reload to szczytowe osiągnięcie serii, bo fabuła bije na głowę wszystko inne, co Atlus dotąd wyprodukował. Są też jednak minusy. Royal w części aspektów bije nowszego Reloada na głowę, ale dla mnie dobra historia wygrywa z gameplay’em. Niestety podstawowa cena na Steam odpowiada “nowym” standardom w branży, więc trzeba położyć za grę prawie trzy stówki. To trochę dużo, jak na nasze realia, ale z odsieczą przychodzi Game Pass. Na Steam Decku dostępny tylko chmurowo (chyba że chcecie kombinować z Windowsem, a jak ostatnio słyszałem, na OLEDzie nie chcecie), nadal jednak zdecydowanie warto.


Pozycja obowiązkowa!


Serdecznie dziękujemy firmie Cenega
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: ATLUS
Wydawca: SEGA
Data wydania: 2 lutego 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa, fizyczna na Playstation/Xbox dzięki Cenedze
Waga: 22,7 GB
Cena: 299 PLN (Steam) / dostępna na PC i Xboxa w abonamencie Xbox Game Pass


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *