Kamaeru: A Frog Refuge

Gra-pułapka kusząca słodkimi żabami oraz baśniową oprawą graficzną, ale za nimi kryje się gameplay rodem z nudnawego mobilniaka.

Co prawda Kamaeru nie wywodzi się z rynku gier mobilnych, ale już od początkowych momentów skojarzyło mi się z konkretnym typem gry w zarządzanie, gdzie cała strategiczna „głębia” opiera się na budowaniu, czekaniu, aż się wybuduje, i czekaniu, aż zbiorą się z tego surowce, i tylko po to, żeby móc budować więcej. Tylko w tym przypadku dorzucono jeszcze kolekcjonowanie żab jako dodatkową atrakcję (która, zdawałoby się, powinna być atrakcją główną). Jest to w pewnym sensie połączenie schematu clickera z „przytulnym” klimatem rozgrywki, co daje kombinacją odmóżdżającą/relaksującą/wciągającą, lecz w ostatecznym rozrachunku niesatysfakcjonującą i zawodzącą płytkością rozrywki, a do tego jeszcze mechanika pozostawia trochę do życzenia.

Rozgrywkę można podzielić na trzy podstawowe części: „architektoniczna” opiera się na rozbudowywaniu schroniska dla żab i wzmacnianiu swojej reputacji, „farmerska” na zrównoważonej odnowie bagien i korzystaniu z rosnących tam surowców, a trzecia to wspomniany już aspekt „kolekcjonerski”. Poza tymi elementami pojawia się jednak też zaskakująco dużo zajęć pobocznych. Tak więc grając w Kamaeru, trudno znaleźć chwilę, w której nie ma czegoś do robienia. Pomimo tego, sam trzon mechaniki bywa niesamowicie monotonny. Zacznijmy od pierwszego punktu – rozbudowywanie schroniska polega wyłącznie na kupowaniu i umieszczaniu w nim nowych mebli dla żab, za co dostajemy punkty reputacji. Meble przyciągają żaby do naszego ośrodka, dzięki czemu możemy zrobić im zdjęcie i zapisać je w swoim albumie. Do nabycia umeblowania potrzebujemy pieniędzy, a zdobywamy je dzięki sprzedaży produktów pochodzących z rewitalizacji terenów podmokłych. Sama koncepcja mebli dla żab jest jednak… wątpliwa. Bardzo dziwi mnie,  że twórcy nie postanowili zaprojektować obiektów, które bardziej pasują do konwencji, bo stawianie na łonie natury łóżek, wanien i szafek wywołuje cokolwiek dziwne wrażenie.  Zaletą jest przynajmniej to, że niektóre przedmioty można przemalować, co  samo w sobie jest przyjemne i daje też więcej możliwości dekoratorskich. Niestety, bardzo ciężko jest przekształcić swoje schronisko w rzeczywiście ładne miejsce, bo meble można obracać w bardzo ograniczonym zakresie i często nie pasują one do kształtu terenu. Jednak największy problem jest z elementami dekoracyjnymi w rodzaju ścieżek i żywopłotów. Ponadto, punkty reputacji zyskuje się tylko za pierwsze postawienie danego przedmiotu, a w przypadku wspomnianych dróżek nie przyznaje ich w ogóle (a gra często w celu popchnięcia fabuły do przodu zmusza do dobicia do danego poziomu), więc ostatecznie najbardziej opłaca się inwestować w położenie jak największej liczby mebli, a nie stworzenie przyjemnego i estetycznego miejsca.

To byłoby jeszcze w porządku, gdyby punkty reputacji dało się zdobyć innymi drogami. Niestety, chociaż Kamaeru oferuje możliwość zdobycia ich poprzez oswajanie żab czy sprzedawanie produktów po taniości, każda z wybranych opcji daje ich  zdecydowanie mniej. Jest to zwłaszcza kuriozalne w przypadku żab, których oswajanie wymaga nierzadko czasochłonnego zdobywania zasobów. Te zdobywa się na bagnach, które gracz musi uratować od wyschnięcia. Robi się to, wykupując najpierw wiedzę o tym, jak kopać sadzawki i sadzić konkretne rośliny, a potem dodając zbiorniki wodne i jedne z trzech rodzajów roślin w sposób zbalansowany, żeby nie zaburzać bioróżnorodności. Tak przygotowane pole pozwala na zbieranie plonów rolnych i sprzedawanie produktów z nich wytworzonych. Spełnia też inną ważną funkcję – wokół sadzawek gromadzą się różne rodzaje owadów, które mogą służyć do nęcenia żab oraz oswajania ich, więc należy je własnoręcznie łapać (lub wynająć do tego pracowników, tudzież postawić pułapkę na owady). W miarę upływu czasu gry dostajemy dostęp do bagien Australii i Indonezji, jednak proces wygląda dokładnie tak samo, tylko pojawiają się nowe rośliny i owady. Trzeba podkreślić, że Kamaeru nie jest w żadnej mierze symulatorem farmy – po postawieniu roślin obok wody nie trzeba już z nimi nic robić, nie trzeba podlewać czy nawozić, tylko zbierać plony kompulsywnym wciskaniem triggera. Za to wytwarzanie produktów wiąże się z koniecznością wykonywania za każdym razem nieciekawej minigierki. W rezultacie odnawianie bagien staje się nieciekawą pracą, a nie przyjemną i relaksującą czynnością w grze.

Część kolekcjonerska, niestety, również niedomaga. Polega przede wszystkim na czatowaniu na pojawienie się nowych żab i robieniu im zdjęć, ewentualnie na rozmnażaniu ich w celu uzyskania konkretnych odmian. To jest w porządku. Tym, co nie jest w porządku, jest bardzo ograniczona różnorodność samych płazów, które miały być przecież gwoździem programu. Liczba z pozoru robi wrażenie – wszystkich jest ponad 500, lecz są to przede wszystkim różne wersje kolorystyczne, „gatunków” jest zaledwie osiem. Szkoda, bo przecież można było wzmocnić proekologiczny wydźwięk gry inspirując się np. faktycznymi, zagrożonymi żabami lub całkowicie ponieść wodzę fantazji, projektując unikatowe, zaskakujące gatunki. Można oswajać płazy, karmiąc je owadami, ale im rzadsza żaba, tym rzadszych owadów wymaga (a jednocześnie nadal dostaje się za nią tyle samo punktów reputacji, co za pospolite). Dwa kolory są dostępne wyłącznie poprzez rozmnażanie, ponieważ nie występują w naturze – są to brązowy i czerwony, a mogłyby być jakieś ładniejsze (lawendowy? miętowy? mignęły mi kilka razy w „genetycznej maszynie losującej”, ale w samej grze ich nie ma). Mechanika rozmnażania działa wolno i nużąco – najpierw wybiera się dwie żaby (im więcej, tym trudniej znaleźć taką z pożądanymi cechami, a niestety gra z jakiegoś powodu pozwala je filtrować dopiero od momentu, w którym ma się przynajmniej trzy żaby danego koloru czy rodzaju), a potem determinuje ich cechy… grając w kółko i krzyżyk z naturą. Po osiągnięciu trzech w rzędzie, dana cecha na pewno pojawi się w nowo powstałej sztuce. Pierwszy pełny rząd określa kolor ciała, potem kolor wzorku, można też określić sam „gatunek” żaby. Cechy, które nie zostały „zaklepane” podczas gry w kółko i krzyżyk, zostają wylosowane przez komputer z puli genetycznej rodziców. Wymaga to minimalnej ilości strategii, ale jest też bardzo męczące, zwłaszcza w połączeniu z liczbą żab, które są do zdobycia. Przynajmniej oswojone i nazwane płazy można oglądać w swoim prywatnym frogarium, a są faktycznie urocze.

Do tej pory nie wspomniałam nic o fabule, a to dlatego, że nie ma za bardzo o czym mówić. Główna bohaterka zajęła się budową schroniska dla żab w trakcie swojego młodzieńczego kryzysu tożsamości i szuka czegoś, czemu mogłaby się naprawdę poświęcić. Gra ciągle podtyka następne cele do wykonania, w trakcie których poznajemy nowe osoby angażujące się w projekt ochrony żab oraz rozpowszechniamy naszą sprawę. Można też z postaciami zamieniać parę słów, jest co nieco do dowiedzenia się o ich życiu prywatnym, ale wszystkie wątki są dość banalne, niczym wyjęte z generatora. Oprawa audiowizualna potrafi zauroczyć, swoją sympatyczną i przyjazną muzyczką, pięknymi ilustracjami przypominającymi akwarele, słodkimi żabami oraz mebelkami wizualnie dopasowanymi do poszczególnych środowisk. Niestety trochę mniej podoba mi się sam interfejs, mały i średnio przystosowany do ekranu Switcha, dziwnie zmapowany na przyciski (dla przykładu, przeglądanie zakładek nie odbywa się za pomocą L1 i R1, ale… L1 i R2 – dlaczego?). Ponadto, Kamaeru, jak na dość nieskomplikowaną grę, zbyt często się przycina, co niszczy płynność rozgrywki i nie powinno mieć miejsca.

Podsumowując, Kamaeru: A Frog Refuge jest grą o ciekawym pomyśle rozpisanym na trzy potencjalnie przyjemne filary gameplayu. Niestety, na dłuższą metę jest ona nużąca, mechanika wydaje się być wymyślona na kolanie i nie oferuje wiele poza grindowaniem i nieprzemyślanymi minigierkami. Po 5-6 godzinach trybu fabularnego ma się już tego trochę dość. Potrafi zrelaksować, ale częściej nudzi, potrafi wciągnąć, ale poczucie zaangażowania w tę grę jest bliższe kompulsji, niż faktycznemu, żywemu zainteresowaniu. Jest rzeczywiście urocza, ale patrząc na rozbudowany rynek cosy games, naprawdę nie ma co przeznaczać pieniędzy na akurat tę pozycję.


Omijać z daleka


Serdecznie dziękujemy Armor Games Studios
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Humble Reeds
Wydawca: Armor Games Studios
Data wydania: 8. czerwca 2024
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 468 MB
Cena: 91,99 PLN
Platformy: Nintendo Switch, Xbox Series X/S, Microsoft Windows, Linux, macOS

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *