Manual Samuel
Odrzucają mnie gry, w których trzeba symulować ruch, bo zwykle mają dość upierdliwe sterowanie i kontrolę nad postacią czy innymi dłońmi. Jednak Manual Samuel wstępnie zachęcił mnie pomysłem i oprawą AV.
Przez pomysł mam na myśli fabułę. Wcielamy się w tytułowego Sama, który miał nieszczęście umrzeć. Chłopak urodził się w bogatej rodzinie i ogólnie szczęście mu sprzyjało, więc i w piekle może mu się upiec. Otóż Śmierć zaoferował mu prosty układ – musi przeżyć kolejne 24 godziny. Haczyk jednak tkwi w tym, że musi „ręcznie” sterować własnym ciałem. Tak, oznacza to, że przeróżne funkcje, o których zbytnio nie myślimy, jak mruganie czy oddychanie trzeba kontrolować osobiście, w ogóle o nich pamiętając. Naturalnie zaniedbanie ich będzie wiązało się z konsekwencjami… Ale o tym wszystkim przekonujemy się później, najpierw radośnie przyjmujemy propozycję, bo przecież co w tym wszystkim może być trudnego!
Zaczniemy od podstaw, takich jak chodzenie, mruganie czy sikanie. Ot, typowa rutyna poranka przed wyjściem do pracy. Bo w końcu ma to być normalny dzień. Potem będzie droga do firmy, praca, fuck up w pracy i jeszcze cięższy wieczór w gronie nowych znajomych w gorącej miejscówce… Specjalnie nie będę wdawał się w szczegóły fabuły, bo nie jest ona długa. Za to jest bardzo zabawna, a postaci w niej zawarte zdecydowanie oryginalne. Ciekawym zabiegiem, i jakże adekwatnym, jest dodanie narratora, który komentuje niemal każde nasze działanie, nawet pozaplanowe, jak np. upadek ze schodów.
Jeśli chodzi o gameplay, cóż, dostałem to, czego się obawiałem, a więc dość niezdarne sterowanie; w tym przypadku niezbornymi niemal zwłokami. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze wspomniane oddychanie, czyli osobno wdech i wydech, a także mruganie. Nie będzie też pomagać chodzenie, bo zrobienie kroku dwa razy tą samą nogą pośle nas do szpagatu… Im dalej w fabułę, tym będzie gorzej, choć niewątpliwie zabawnie. Pojawiają się wtedy naprawdę upierdliwe kombinacje ruchów, które wkurzą niejednego gracza – i tak właściwie nie wiadomo będzie, kogo winić, siebie i swoje niewystarczająco wprawione palce czy twórców za przesadę. Niemniej jednak, będzie to ciekawe doświadczenie, choć jego czas nie będzie jednak zbyt długi. Gra zajmie tak do trzech godzin, jeżeli komuś będzie szło gorzej, jak mnie…
Na uwagę na pewno zasługuje oprawa AV. W przypadku grafiki dostajemy ręcznie narysowane 2D w charakterze cartoonowym. Postaci są przerysowane, podobnie luźniej traktowane są różne obiekty. Wszystko jednak charakteryzuje się dużą ilością kolorów i ogólną humorystycznością. Animacje ruchu są dość uproszczone, ale w niczym to nie przeszkadza, ponieważ dobrze łączą się z kreską jako taką. Muzyka natomiast jest już lekko urozmaicona, choć głównie kręci się wokół gitar. Podkłady pasują do sytuacji i podbijają zabawny klimat produkcji. Na plus spokojnie można zaliczyć też dubbing, a szczególnie ziomala Śmierć i narratora. W przypadku efektów dźwiękowych też wszystko siedzi.
Podsumowanie tego wszystkie zacznę od pochwalenia Manual Samuel za humorystyczną i rzeczywiście rozbawiającą fabułę oraz świat. Absurdalny pomysł z szansą na wskrzeszenie i oczywiście seria zdarzeń kompletnie rujnujących, wydawałoby się, proste zadanie cieszą do samego końca. Oczywiście wpływ ma na to też oprawa AV. Co do rozgrywki, cóż, te gry rządzą się swoimi prawami i ta pozycja też nie przekonała mnie do sięgania po wszystkie inne. Żeby nie było, przez większość czasu bawiłem się dobrze, bo, mimo iluś tam prób, udawało mi się zaliczać zadania. Niestety pojawiło się też kilka zgrzytów, jak np. chwila, gdy trzeba rzucić Śmiercią, no za cholerę nie można wyczuć, kiedy to zrobić. Najbardziej dobijały mnie jednak chwile, gdy musiałem zasuwać nogami (ZL i ZR) oraz używać rąk (L i R) – joy-cony kompletnie się do tego nie nadają i mam wrażenie, że czułość tych przycisków na propadzie też pozostawia trochę do życzenia. Swoją drogą, jestem kompletnie nieprzyzwyczajony do wykorzystywania w tym samym czasie palców wskazujących i środkowych – to jakaś norma teraz? Serio, nie wiem, nie gram w zachodnie AAA, a tylko one przychodzą mi na myśl na wykorzystanie tego zestawu. Ale mniejsza o moje problemy, gra jest przyjemna i do przejścia, nawet jeśli podejdzie do niej osoba z podobnie nieskoordynowanymi palcami. Niestety, albo w sumie i stety, rozgrywka nie jest długa, bo zajmie do trzech godzin. Tak więc, jeśli chcecie wskoczyć, pośmiać się i trochę pomęczyć kierowaniem postaci, to nawet te 40 zł nie wydaje się aż tak wysoką cenę, choć jednak sugerowałbym poczekanie promo, tak na wszelki. Natomiast jeśli uwielbicie zręcznościowe wyzwania, to dostaniecie jeszcze tryb „Time Attack” oraz wbudowane do gry trofki, a ten zestaw już w pełni uzasadni premierową cenę. Ewentualnie, jeżeli co-op jest dodatkowym atutem, to ta gra go posiada.
Ocena: 7/10
Serdecznie dziękujemy Curve Digital
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Perfectly Paranormal
Wydawca: Curve Digital
Data wydania: 16 sierpnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 345 MB
Cena: 40 PLN
Zapraszamy również do recenzji dwóch kolejnych części wtorkowej trylogii: Helheim Hassle i The Holy Gosh Darn.
Fajnie, że wychodzą takie nietypowe gry, nawet jeśli nie są to perfekcyjne produkcje. Jak kupię Switcha to na pewno w to zagram 😉