Peglin
Co otrzymamy po zmiksowaniu razem roguelike’a, turowego RPG i rozgrywki pachinko? Hazard w najbardziej uzależniającej postaci.
Czy istnieje jeszcze gatunek nie dotknięty przez popularność roguelike? Z każdym kolejnym dniem deweloperzy zaskakują mnie na jakie jeszcze sposoby są w stanie urozmaicić koncept rozgrywki rozpoczęty w 1980 roku. Przygotowane przez Red Nexus Games kolorowe Peglin postanowiło odpowiedzieć na pytanie co jeśli połączymy turowe RPG z roguelikiem i… pachinko! I jak można by się spodziewać, połączenie ze sobą dwóch silnie losowych i uzależniających konceptów dało nam grę, od której ciężko się oderwać – nawet jeśli czasami powoduje wyrzuty sumienia podobne do tych doświadczanych przez nałogowych hazardzistów.
W grze przejmujemy kontrolę nad jednym z czterech małych leśnych goblinów (do jednego mamy dostęp od początku, pozostałych należy odblokować), których wioska jest regularnie nawiedzana przez żarłocznego złotego smoka. Nasz bohater postanawia zakończyć ucztę jaszczura wyruszając w głąb lasu, przez opuszczony zamek, aż do pochłoniętej ciemnością kopalni, gdzie czeka na niego wspomniana bestia lub któryś z innych możliwych bossów.
Rozgrywka bezwstydnie inspiruje się innym popularnych roguelikiem, czyli Slay the Spire. Olbrzymi wpływ na nasz progres w każdym runie mają relikty otrzymywane po pokonaniu głównych i opcjonalnych bossów lub otworzeniu skrzyń ze skarbami, a także napotykane co jakiś czas specjalne scenariusze, gdzie musimy podjąć decyzję, których skutek może mieć pozytywny lub negatywny wpływ dla reszty przygody. Tak jak we wspomnianej karciance Mega Crit, mapa jest przedstawione w formie drzewka prowadzącego do bossa stojącego na końcu każdego obszaru – po zakończeniu potyczki lub innego wydarzenia musimy wybrać pomiędzy dwoma ścieżkami, którymi może podążyć bohater.
Peglin zamienia jednak budowanie talii kart na kolekcjonowanie małych pocisków. W trakcie walki wystrzeliwujemy je kolejno w kierunku wypełnionej kulkami planszy. Pocisk odbija się od kulek w różnych, często ciężkich do przewidzenia kierunkach, a im więcej ich zniszczymy, tym większe obrażenia zadajemy stopniowo zbliżającym się do nas co turę przeciwnikom. Początkowo dostęp mamy jedynie z niewielkiej puli podstawowych pocisków, lecz po każdej wygranej bitwie gra pozwala nam wydać zarobioną walutę na kolejne naboje o specjalnych właściwościach lub ulepszenie już posiadanej kolekcji.
Odpowiednie dobieranie współpracujących ze sobą relikwi oraz pocisków jest najlepszą drogą do sukcesu. Nigdy nie mamy pełnego wpływu na to jaką pulę przedmiotów gra przedstawi nam następnym razem, więc musimy bazować na własnej intuicji i szczęściu. Często zdarza się, że kończymy nieudany run przez bałagan w ekwipunku, lecz kiedy uda się stworzyć idealną synergię między przedmiotami zastrzyk dopaminy jest olbrzymi. Możemy na przykład połączyć wzmocnienie porozrzucanych kul, dzięki któremu nasze pociski mogą się od nich odbijać kilkukrotnie, z artefaktem zadającym pasywne obrażenia przy każdym zetknięciu pocisku z przeszkodami i tylko obserwować jak paski życia przeciwników powoli spadają do zera bez szans na jakikolwiek kontratak. Albo na zmianę zarażać kolejnymi poziomami trucizny bossa i budować niwelującą obrażenia tarczę na naszej postaci, aby obserwować jak stwór stopniowo rozpada się bezskutecznie próbując przebić się przez nasz nawarstwiający się z każdą turą pancerz.
To zdecydowanie najjaśniejsze momenty Peglin. Obserwowanie odbijającej się między przeszkodami piłki i wzrastającego z każdym uderzeniem licznika obrażeń jest wręcz niezdrowo kojące – tak jakby ktoś masował nam akurat zwoje nerwowe. Gdzieś podskórnie czujemy jednak zawsze, że kontrola nie leży jednak w naszych dłoniach. Szczególnie na późniejszych etapach, gdy rozłożenie kul na planszy staje się jeszcze bardziej skomplikowane, zaczynamy czuć, że zabawa ta to w gruncie rzeczy nieco bardziej zaawansowany generator losowych liczb. Za wygraną nie stoi zazwyczaj odpowiednie wycelowanie pocisku, lecz zebrane wcześniej losowo proponowane przez grę pociski oraz artefakty. Nie oznacza to, że nie mamy w ogóle wpływu na to jak potoczy się rozgrywka – wtedy Peglin niczym by się nie różniło od wszystkich dziwnych satysfakcjonujących filmików puszczanych na tle gameplayu ze zręcznościowej gry mobilnej, które usilnie próbuje mi wepchnąć do ust algorytm każdego działającego obecnie portalu społecznościowego. Niemniej poziom losowości w Peglin wydaje się być znacznie wyższy niż w wielu innych popularnych roguelikach dostępnych na rynku. Nawet wybierając kolejną ścieżkę gra zmusza nas to wystrzeliwania małej podobizny goblina i liczenia na to, że trafi ona akurat w to miejsce, którego potrzebujemy.
Sytuacji nie naprawia też dosyć niewielka liczba zmiennych, przez którą gra bardzo szybko przestaje zaskakiwać. Początkowo naprawdę uśmiechałem się pod nosem widząc jak ułożenie plansz nawiązuje do wyglądu napotkanego bossa czy znajomych motywów – podczas starcia z Minotaurem rozmieszczenie kul przypomina podobiznę byka, a jeden z końcowych bossów wprost nawiązuje do kultowego Sapera na Windowsa XP. Już po kilku godzinach nie da się jednak wyzbyć wrażenia, że gra pokazała nam już wszystko co ma w zanadrzu. Przeciwnicy i ułożenie plansz zbyt szybko zaczynają się powtarzać, pod znakami zapytania co chwila natrafiamy na znajome wybory, a wzrastający poziom trudności nie nadąża za naszym doświadczeniem. Dotarcie do finalnego bossa zajmuje też znacznie krócej niż można by się spodziewać i już podczas mojego drugiego podejścia – podczas którego wciąż tak naprawdę wybieram ulepszenia całkowicie bez przemyślenia ucząc się mechanik gry, udało mi się zakończyć run z sukcesem. Być może była to zasługa nieświadomie dobrych decyzji. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że – no właśnie, po prostu miałem szczęście.
Niestety powoduje to, że przy kolejnych zwycięstwach (które są teoretycznie nieco trudniejsza przez dodawane utrudnienia, jak na przykład zmniejszenie ilości złotych kul wzbogacających ataki o obrażenia krytyczne) nie czujemy satysfakcji, która jest kluczowa dla rogalików. Peglin staje się więc chwilowo wciągającym, ale niezbyt angażującym zabijaczem czasu. W sam raz aby oderwać uwagę podczas kilkunastominutowej podróży pociągiem do pracy, ale niewystarczająco głębokim, abym czuł potrzebę obmyślania strategii w czasie wolnym.
Serdecznie dziękujemy BlitWorks
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Red Nexus Games
Wydawca: BlitWorks Publishing
Data wydania: 15 sierpnia 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 438 MB
Cena: 79,99 PLN
Platformy: Nintendo Switch, Windows, MacOS, Android, iOS
Najnowsze komentarze