Loco Motive

Oto growa wersja „Morderstwa w Orient Expressie”, przyozdobiona motywami art deco, udźwiękowiona swingiem i przyprawiona mnóstwem humoru.

Loco Motive przedstawia jakże klasyczną historię bitwy o spadek po dość gburowatej, acz przedsiębiorczej arystokratce. Kulminacją tej bitwy jest morderstwo oraz zgubienie ostatniej woli nieboszczki. Na szczęście na miejscu pojawiają się odpowiedni ludzie: zafiksowany w swoim umiłowaniu do biurokracji prywatny adwokat rodu, Arthur; megalomański pisarz klasycznych powieści detektywistycznych, Herman Merman; oraz tajna agentka. To trio, działające czasem osobno, a czasem razem, w równej mierze chce rozwiązać zagadkę morderstwa, co… jest samemu o nie podejrzewane. Odkrywając kulisy tego, co się wydarzyło, będą jednocześnie starali się zachować bezkarność.

To tyle z zawiązania akcji – prawda jest taka, że sama fabuła nie ma aż takiego znaczenia, co humorystyczny styl, w którym gra jest zrealizowana. Humor ten jest niezwykle zróżnicowany i inteligentny (choć nie zawsze, bo nie zabraknie też prostych, slapstickowych gagów): począwszy od komedii charakterów (co można zauważyć już po krótkim przedstawieniu postaci), przez subtelny absurd przenikający świat przedstawiony (wspomniana tajna agentka jest przedstawicielką… urzędu skarbowego, któremu grozi zamknięcie ze względu na niedofinansowanie), po satyrę (przykładem jest scena dziejąca się w siedzibie wydawnictwa, które zamiast przeglądać manuskrypty samodzielnie wrzuca je do wielkiego koła fortuny, które algorytmicznie je ocenia – w latach 30. XX wieku!).  Nie braknie też nawiązań kulturowych, takich jak rywalizacja między Hermanem Mermanem, będącym detektywem w rodzaju Herculesa Poirota z powieści Agathy Christie a zdobywającym popularność Dickiem Chiseltonem, reprezentującym typ postaci rodem z kina noir. Humor przejawia się też w licznych drobiazgach (jak np. tym, że zamiast po prostu pokazywać opcję „zapukaj” przy kolejnych drzwiach, każde są okraszone dodatkowym przymiotnikiem: zapukaj nieśmiało, z wahaniem, kusząco, etc…) i gagach wizualnych (oglądanie, jak bohater wciska „za pazuchę” nawet najbardziej gigantyczne przedmioty zawsze wywołuje uśmiech na ustach). Rezultat jest taki, że na pokładzie eleganckiego Reuss Expressu po prostu chce się przebywać. Klikać wszystkie przedmioty. Rozmawiać z postaciami od nowa za każdym razem, kiedy następuje time skip. Cudo!

Gameplayowo mamy tu do czynienia z klasycznym point’n’clickiem z bardzo intuicyjnym konsolowym sterowaniem. Zamiast ręcznie ruszać gałką, imitując kursor, można ją wykorzystać do przesuwania się kolejno po wszystkich przedmiotach do podniesienia. W ekwipunku wystarczy raz kliknąć na przedmiot, by był „zakotwiczony” i można go było swobodnie łączyć z innymi lub wykorzystywać w świecie zewnętrznym. Same zagadki są z kolei klasycznie przygodówkowe i mogą stanowić wytchnienie od banalnego odnajdywania kodów czy odtwarzania wzorów. Jasne, mają w sobie odrobinę absurdu, ale na ogół da się odtworzyć tok rozumowania twórców – to trochę jak rozwiązywanie rubryki „Z przymrużeniem oka” w czasopiśmie z krzyżówkami, więc jak ktoś nie lubi, to ostrzegam. Trzeba mieć się na baczności, bo gra nie udostępnia żadnego logu dialogów, ani tym bardziej nie prowadzi dziennika zadań, więc chwila nieuwagi może spowodować, że nagle nie wiemy, co trzeba robić. W razie potrzeby gra oferuje jednak wewnętrzny system podpowiedzi – rozmawiając przez telefon można poprosić o wskazówkę. Te uszeregowane są od najbardziej ogólnych, przypominających, jakie jest teraz zadanie, do konkretnych rozwiązań, więc zwrócenie się o pomoc nie oznacza, że od razu sobie zaspojlerujemy odpowiednie działanie. Zagadki zyskują dodatkowego smaczku w ostatnich dwóch rozdziałach fabularnych (i epilogu), w których gracz musi przełączać się między postaciami i przesyłać sobie nawzajem przedmioty, by przejść dalej, pojawiają się też nawet sceny akcji!

Najsłabszym elementem Loco Motive jest sama intryga kryminalna. Szkoda, bo narracja prowadzona jest całkiem sprawnie: pierwsze dwa rozdziały z perspektywy Arthura zapoznają gracza z wydarzeniami od morderstwa do aresztowania, kolejne dwa z perspektywy Mermana cofają go na parę godzin przed tym, a gdy do grona grywalnych bohaterów dołącza agentka urzędu skarbowego, następuje przypomnienie tego, co się stało i dynamiczny finał. Gra nie wykorzystuje jednak detektywistycznej konwencji, bohaterowie raczej ciągle wplątują się w Serię Niefortunnych Zdarzeń zamiast prowadzić śledztwo. Gdy zostaje już ujawnione, kto zabił i jakie jeszcze sekrety skrywa bogata rodzina, mało kogo to zainteresuje czy zaskoczy. Pewną wadą jest też nierówne tempo akcji: ostatnie dwa rozdziały z epilogiem są zdecydowanie krótsze niż wszystkie poprzednie, a nastawiałam się na podobną długość, przez co powstało lekkie uczucie niedosytu.

Loco Motive wygląda i brzmi pięknie, błyszcząc chwałą Złotej Ery Przygodówek. Jazzowe brzmienia, klimat lat 30., elegancki i płynnie zaanimowany pixel-art. To wszystko sprawia, że granie w tę przygodówkę to czysta przyjemność. Warto dodać jeszcze do tego sporo możliwości dostosowania wyświetlania tekstu oraz pełne udźwiękowienie kwestii dialogowych. Naprawdę, nudzi mnie już to chwalenie, ale nie mam do czego się przyczepić!

Podsumowując, Loco Motive to gratka dla fanów point’n’clicków oraz klasycznych kryminałów (czy też może raczej komedii kryminalnych – w końcu zdecydowanie ważniejsze są tu heheszki niż rozwiązywanie zagadki), od której mogą się jednak odbić osoby nieprzepadające za tym gatunkiem i która mogłaby jednak wyciągnąć coś więcej z detektywistycznego aspektu swojej historii. Wciąż, jest to naprawdę stylowa zabawa w staroszkolnych klimatach, którą mogę szczerze polecić.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Chucklefish
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Robust Games
Wydawca: Chucklefish
Data wydania: 21. listopada 2024 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 621 MB
Cena: 71,99 PLN
Platformy: Nintendo Switch, PC

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *