Sweet Fuse: At Your Side (PSP)

Recenzowanie gier z pozoru wydaje się proste. W najlepszym razie trzeba opisać i ocenić tytuł, który jest co najmniej dobry. Gorzej, gdy gra okazuje się gniotem, wtedy wręcz nie chce się pisać i cierpi się katusze. Ale bywają też sytuacje o wiele bardziej skrajne – biedny recenzent dostaje za zadanie sprawdzić grę, która już w początkowych założeniach totalnie mu nie leży.

Właśnie z tym ostatnim przypadkiem musiałem zmierzyć się przy okazji Sweet Fuse: At Your Side. Teoretycznie wszystko powinno być w porządku, ponieważ jest to visual novel, w którym występuje tajemnica, niebezpieczeństwo i zagadki. O co chodzi z tym gatunkiem, powinniście już wiedzieć dzięki Danganronpie i Virtue’s Last Reward. Sęk w tym, że Japończycy w kwestii wirtualnej rozrywki są przygotowani na wszystkich odbiorców, nie tylko płci brzydkiej. I tu pojawia się mój osobisty problem – Sweet Fuse jest kierowane do płci pięknej, a konkretniej nastolatek. Tym samym, aby poznać przedstawioną historię, musiałem także romansować z sześcioma facetami…

Sweet Fuse 1

Zanim jednak panowie pojawili się na pierwszym planie, poznałem dziewczynę, w którą się wcieliłem. Była nią Saki Inafune – obecnie licealistka, która za dziecka została osierocona na skutek tragicznego wypadku samochodowego. Po śmierci rodziców przygarnął ją wujek, który żył marzeniem, aby stworzyć wspaniały park rozrywki poświęcony grom wideo. Marzenie stało się rzeczywistością i w końcu nadszedł dzień otwarcia Gameatorium. Zaproszony przez wujka wziąłem udział w wielkim otwarciu nowego miejsca zabaw dla całej rodziny. Niestety prezentacja otwierająca szybko zmieniła się w koszmar. Wszyscy uczestnicy zostali porwani przez tajemniczego świniaka, który kazał nazywać się hrabią Hogsteinem. Dał nam jednak szansę na przeżycie, wystarczyło w tym celu pokonać jego grę. Wybrał sześć osób, a ja, jak ostatni głupi, zgłosiłem się na ochotnika (w końcu czego nie robi się dla rodziny). Oczywiście zadanie, które zostało przed nami postawione, nie było proste. W ciągu następnych siedmiu dni musieliśmy rozwiązać szereg zagadek. Okazało się, że samo myślenie nie wystarczy. Hogstein nie liczył się z naszym życiem i wielokrotnie byliśmy wystawieni na śmiertelne niebezpieczeństwo. Każda nieudana próba rozwiązania problemu mogła skończyć się tragicznie, podobnie złamanie zasad. Przetrwać mogliśmy tylko dzięki połączeniu naszych zdolności oraz wiedzy, a przy okazji zaczęło nam coś świtać. Po prostu mieliśmy nieodparte wrażenie, że za porwaniem kryje się coś więcej…

Sweet Fuse 2

Nic więcej o fabule nie napiszę, bo od razu zaczną się pojawiać spoilery, a tego nikt nie chce. Natomiast mogę przekazać, że, jak przystało na visual novel, musiałem przedrzeć się przez kilka godzin dialogów, w tym także objaśniających rzeczy oczywiste (no ale przecież trzeba jakoś grę wydłużyć). Fabuła jednak przypadła mi do gustu, intryga została ciekawie pomyślana, a męskie przepychanki kilka razy sprawiły, że roześmiałem się na głos. Poza czytaniem mogłem też dokonywać wyborów odpowiedzi, co przekładało się na charakter Saki. Mogła być drącą się po wszystkich suką, opanowaną i logicznie myślącą jak na swój wiek dziewczyną, a także cichą myszką (nie muszę chyba mówić, że wściekłe babsko było moim domyślnym wyborem?). Czasem, nawet w takich grach, zdarza się, że te wybory nie mają wpływu na ciąg fabularny i są bardziej dla picu. Nie w tym przypadku. Nie dość, że prowadziły do jednego z możliwych scenariuszy, a ostatecznie zakończeń, to jeszcze podnosiły poziom zażyłości z współtowarzyszami niedoli…

Sweet Fuse 3

I w tym momencie pojawiał się największy dla mnie ból. Musiałem wybierać, z kim chcę spędzić wieczór, a potem oglądać sceny, w których bohaterowie robią do siebie maślane oczy. Nawet podczas wykonywania zadań często się zdarzało, że faceci rzucali romantyczne teksty, przejawiali zbyt wiele troski i tak dalej. To zdecydowanie było najtrudniejsze. Z drugiej strony muszę przyznać, że twórcy zadbali o różnorodność facetów, w tym ich charakterów. Pojawił się praworządny policjant, host* zakapior, delikatny wróżbita, wycofany NEET** , rozpieszczony wokalista boysbandu i dziennikarz cynik. Jak już wspomniałem, ich interakcje zostały przekazane w ciekawy i zabawny sposób, więc sam motyw nie byłby taki zły, gdyby nie to „randkowanie”…

Sweet Fuse 4

Jedynym urozmaiceniem do ciągłego czytania i dokonywania wyborów dialogowych było okazjonalne rozwiązywanie zadań. Po prostu w pewnym momencie grupa się zawieszała, nikt nie wiedział, co zrobić dalej. Wtedy do akcji wkraczała Saki, zaczynając rozbijać problem na drobne. Po aktywacji tzw. „Inside Explosive Insight” pojawiało się kilka zdań, które padły wcześniej i musiałem wybrać kilka zaznaczonych słów. Dobrze dokonany wybór skutkował rozwiązaniem zagadki. Zgadywałem za każdym razem, więc czy można było polec, nie wiem. Z drugiej strony może to i lepiej? W końcu zabiłbym tym wszystkich.

I to właściwie tyle, jeśli chodzi o gameplay. Gadanie, wybieranie, randkowanie. Gdyby jednak po jednym przejściu komuś było mało, może jeszcze spróbować zaliczyć pozostałe siedem zakończeń. Naturalnie wymogi są spore, trzeba zdobyć odpowiedni poziom zażyłości z danym chłopem oraz dokonywać właściwych wyborów drogi w fabule. Poza tym można zebrać wszystkie obrazki do galerii oraz odblokować utwory muzyczne. W sumie jest jeden sposób, aby przyspieszyć i ułatwić sobie ten proces. Jest nim pamiętnik, do którego wchodzi się z poziomu menu, ale nie zagłębiałem się w jego działanie.

Sweet Fuse 5

Wydawałoby się, że gra otome, nawet gdy jej podstawą jest zabójcza intryga, będzie jakoś słodko przedstawiona, a bishe*** będą wypalać męskie oczy. O dziwo w tym przypadku jest inaczej. Ręcznie rysowana grafika jest dość stonowana, nie tylko w przedstawionych postaciach, ale także kolorystyce. Bardziej to przypomina nagłe wydarzenie w codziennym życiu niż nierealną wizję świata przeznaczonego dla nastolatek. Żeby jednak nie było, wciąż jest to koncepcja anime, więc pewny odskok od realizmu ma miejsce (chociażby w postaci hosta Ryuseia Mitarashiego). Ponieważ gra wyszła na PSP, rysunki jakoś specjalnie nie zachwycają, lecz trzeba przyznać, że emulator Vity dobrze sobie radzi i nie niszczy obrazu przy okazji rozciągania go. Przez całą grę dobrze mi się to oglądało, chociaż brakowało mi częstszej zmiany pozycji i ruchów postaci, wszystko było zbyt statyczne. Nie przeszkadzał mi natomiast brak cutscenek. Zastąpiły je bardziej szczegółowe rysunki ważniejszych scen.

Niestety podkład muzyczny nie sprawia pozytywnego wrażenia. Co prawda kilka kawałków trochę bardziej wpada w ucho, ale wciąż szału nie ma. Z drugiej strony nie czułem potrzeby wyłączenia muzyki, więc tragicznie też nie jest. Efekty dźwiękowe szczególne nie są, po prostu występują, i to na dodatek w niedużej liczbie. Perfekcyjny za to, co w sumie nie dziwi, jest japoński dubbing. Aktorzy bardzo dobrze zagrali swoje kwestie i przekazali charakter bohaterów. Denerwuje jednak syntezator dodany do głosu świniaka, ale cóż, czarny bohater już z wyglądu jest komiczny, więc dlaczego ma nie mieć udziwnionego głosu.

Sweet Fuse 6

Szczerze przyznam, że już nie pamiętam, ile dokładnie zajęło mi jedno przejście, ale tak pi razy oko obstawiałbym dziesięć, może więcej godzin. Bawiłem się przy tym całkiem dobrze. Fabuła była przyjemna, dialogi dobrze napisane, więc jako facet pod tym względem bólu nie odczuwałem. Gorzej było, gdy musiałem przebrnąć przez sceny romantyczne i inne rozczulające dziewczęce serca. Taki jednak urok gier otome, więc nie powinienem na to narzekać. Sądzę, że paniom gra przypadnie do gustu, a próba upolowania endingu z jej ulubionym bohaterem przyniesie sporo frajdy. Panowie z kolei mogą przy Sweet Fuse bawić się gorzej, lecz wciąż jakąś frajdę z niej wyniosą. Obecnie gra kosztuje 58 PLN i już jest po zrzucie cenowym z 79 PLN, jeśli dobrze pamiętam. Tak więc możecie rozważyć zakup, ewentualnie poczekać na promocję.


* Host – pracownik klubu kierowanego do kobiet.
** NEET – Not in Education, Employment, or Training, czyli bezrobotni młodzi ludzie, którzy żyją na garnuszku rodziców i nie planują tego zmieniać, dość częsty problem w Japonii.
*** Bish – skrót od bishounen, który w języku japońskim oznacza pięknego chłopaka


Plusy:

  • Scenariusz
  • Zabawna męska rywalizacja
  • Stonowana oprawa wizualna
  • Kilka zakończeń

Minusy:

  • Muzyka i efekty dźwiękowe
  • Proste zagadki
  • Randkowanie (dla męskich graczy)

Grafika: 6,5
Dźwięk: 5
Fabuła: 7
Gameplay: 6,5
Ogólna: 6,5/10



Serdecznie dziękujemy Aksys Games
 za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Design Factory, Idea Factory, Otomate
Wydawca: Aksys Games
Data wydania: 28.08.2013 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 684 MB
Cena: 58 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *