Pokemon: Let’s Go

Złap je wszystkie!

Ukazanie się nowych Pokemonów na konsoli Nintendo to był pewniak, dlatego od początku rozważało, co otrzymamy i jak to będzie wyglądać, zważywszy na znacznie większą moc sprzętu w porównaniu do leciwego już 3DSa. Nikt się chyba nie spodziewał, że pierwszymi tytułami będą bijatyka Pokken oraz rimejk pierwszych odsłon serii. Pokemon: Let’s Go, czyli odświeżona wersja Yellow, to dodatkowo ukłon do fanów mobilnej gry, ponieważ produkcja pozwala na wymianę stworkami między tymi dwoma aplikacjami (niestety nigdy nie grałem w GO, więc nie miałem jak przetestować tej funkcji). Przede wszystkim szkielet produkcji został bez zmian, łącznie z fabułą. Raz jeszcze będziemy podróżować po regionie Kanto, zbierać odznaki, aby na końcu zmierzyć się z elitarną czwórką i zostać mistrzem, przy okazji krzyżując plany zespołowi R. Gra jednak doczekała się kilku zmian i poprawy dialogów, a nawet samo przedstawienie wnuka dr Oak nabrało sensu. Jeśli ktoś nie miał do czynienia z oryginałem i nie wie, na co liczyć, uprzedzam, żeby nie liczył na niewiadomo co w kwestii fabuły.

Rewolucją w porównaniu do oryginału jest rozgrywka. Zmiany właściwie są w każdym aspekcie. Już podróżowanie będzie różniło się od tego, do czego przyzwyczaiły nas różne odsłony, ponieważ nie będziemy mieć losowych walk, chodząc po trawach czy jaskiniach. Nadal będą źródłem nowych stworków do złapania, jednak tym razem służyć będą jako pola respawnów, ponieważ Pokemony poruszają się po normalnie po planszy. To rozwiązanie sprawia, że możemy omijać np. dziesiątki Zubatów, gdy chcemy zapolować na Onixa. Nadal jednak rzadkie typy będą pojawiać się sporadycznie, więc czasochłonność się zbytnio nie zmniejszyła. Jak już zapragniemy walczyć z dziko latającym Pokemonem, musimy się z nim spotkać, a wtedy klasycznie przenosi nas do…

No właśnie nie do walki, ponieważ nie będziemy staczać pojedynków z dzikimi stworkami. Od razu przechodzimy do ich łapania. Możemy albo od razu rzucać pokeballem, albo najpierw oswoić Pokemona jakimś jedzeniem, przez co będzie bardziej skłonny do pozostania w kulce. Rzucanie odbywa się poprzez właściwie dwie czynności. Pierwszą jest nakierowanie celownika na stworka, a że niektóre potrafią wiercić się, to nie jest takie proste. Możemy robić to dwojako, albo normalnie przyciskami, albo za pomocą czujnika ruchu. Osobiście preferowałem ten pierwszy sposób, bo był precyzyjniejszy i przy dłuższych posiedzeniach mniej męczący. Drugą zmienną braną do wyliczania szansy na sukces był moment wykonywania rzutu. Jeśli robiliśmy to w momencie, gdy celownik jest najmniejszy, to dostajemy odpowiedni komunikat, a szala przechyla się na naszą stronę. Jednak wielokrotnie mi się zdarzało, że mimo wybrania idealnego momentu, nie było to zakomunikowane, więc zakładam brak zaliczenia mi tego.

Walki oczywiście pozostały, ale odbywają się tylko i wyłącznie z trenerami, którzy tak jak w oryginale, są rozstawieni tak, że nie przejdziemy zbyt daleko bez natknięcia się na jakiegoś. Schemat pojedynków również pozostał niezmieniony, jednak trzeba wziąć pod uwagę parę elementów niewystępujących w oryginale, które wpłynęły na ich trudność. Po pierwsze brak losowych walk sprawia, że nasz główny stworek nie zużywa ataków, więc nie trzymamy słabszych akcji tylko z powodu liczby możliwych wykonań. Kolejną rzeczą jest dostawanie doświadczenia przez całą drużynę, zarówno za walki, jak i za łapanie. Dzięki temu wszystkie Pokemony prezentują znośny i równy poziom, a nie jak to bywało, gdy grałem w oryginał – główny master, a reszta padała od jednego, dwóch ciosów. Aby jednak nie było za trudno, dość szybko spotkałem NPCa, który nauczył mojego Eevee różnych ciosów kilku typów, dzięki czemu stał się on tak uniwersalny, że w zasadzie radził sobie ze wszystkim.

Nie da się ukryć, że Pokemon: Let’s Go wygląda raczej przeciętnie. Niestety w tej kwestii można się było bardziej postarać, a biorąc po uwagę, że jest to dość wyczekiwany tytuł ekskluzywny, tym bardziej oczekiwano rewolucji w serii. Jedyne, co mi się podobało, to efekty ataków. Te naprawdę potrafią zrobić wrażenia. Audio to natomiast odświeżone wersje znanych kawałków. Sprawdziły się w Yellow, sprawdzają się i tutaj.

Osobiście na Pokemon: Let’s Go się zawiodłem, ponieważ otrzymałem coś, co nie do końca wiedziało, czym chce być. Fani Pokemon Go raczej zostaną przy graniu na telefonach, niż kupią switcha, fanów serii odstraszy zmiana formuły, a niski poziom trudności sprawia, że jest to co najwyżej samograj dla najmłodszych. I choć twórcy zadbali o zawartość dodatkową po ukończeniu, to raczej niewielu będzie się w to bawiło.


Ocena: 5/10


Producent: Game Freak
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 16 listopada 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 4,5 GB
Cena: 249,80 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *