Hell Warders

Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami. Pomysł, który na papierze wydaje się ciekawy i atrakcyjny, w praniu może okazać się nie tak łatwy do realizacji, jak życzyłby sobie twórca. Hell Warders to przykład takiej właśnie wybujałej ambicji.

Patrząc na materiały promocyjne gry, ciężko nie zauważyć inspiracji twórców. Stylistyka Hell Warders wyraźnie nawiązuje do gier z serii Dark Souls. Jest mrocznie, brudno, a demony, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, wyglądają jak żywcem wyciągnięte z głowy Miyazakiego. Podobieństwo widać też na płaszczyźnie fabularnej. Kolejne, niegdyś prosperujące królestwo padło ofiarą turystów z inferno, a zadanie odesłania przybyszy do domu spada na barki tytułowych Strażników Piekła. Historia jest opowiadana głównie w trakcie rozgrywki poprzez dialogi pomiędzy postaciami występującymi na ekranie.

Nie miejcie złudzeń. Fabuła jest tutaj rzeczą drugorzędną, a „mięsem” pozostaje rozgrywka. Hell Warders jest trójwymiarowym tower defence’em. Kampania została podzielona na cztery rozdziały składające się z kilku misji. Podczas każdej z nich odeprzeć musimy kilka fal przeciwników wysyłanych w celu zniszczenia kryształu znajdującego się po naszej stronie barykady. Jeśli kryształ się rozpadnie, przegrywamy. Przed każdym natarciem dostajemy kilka minut na odpowiednie rozmieszczenie naszych żołnierzy. Do wyboru mamy w sumie szesnaście klas (od zwykłej piechoty przez magów do urządzeń oblężniczych) i odblokowujemy je stopniowo wraz z postępami w fabule. Przy wyborze misji możemy wyekwipować maksymalnie sześć typów jednostek.

Hell Warders na tle innych gier tower defence wyróżnia udział gracza w potyczkach. W trakcie walki wspomagamy walczące jednostki bezpośrednio, przejmując kontrolę nad jednym z trzech Herosów – uzbrojonego w klasyczne combo miecz plus tarcza Reniera, specjalizującego się w broni palnej Galteriusa oraz dzierżącego ogromny młot Samsona III. Każdą z postaci steruje się inaczej, co głównie wynika z ekskluzywnego dla każdej klasy zestawu umiejętności specjalnych odnawiających się do kilka sekund po użyciu. Przed rozpoczęciem misji za zebrane punkty doświadczenia naszemu awatarowi możemy też rozwinąć atrybuty, jak zdrowie, siłę, szczęście czy prędkość poruszania się. Fani serii From Software rozpoznają tutaj kolejne zapożyczenie. Na koniec dochodzą artefakty, którymi możemy jeszcze dodatkowo wzmocnić naszego bohatera.

No i na papierze wszystko to wygląda bardzo zachęcająco, nawet jeśli podobieństwa do gatunku souls like kują w oczy. Problemy wychodzą na jaw po przyjrzeniu się realizacji. Hell Warders przez cały czas sprawia wrażenie projektu z przyklejonym znaczkiem „early access”. Sztuczna inteligencja zachowuje się mało rozważnie, najczęściej nacierając bezmyślnie na nadchodzące demony i ignorując ochronę celu. Jednostki atakujące z dystansu zdają się celować w powietrze i brakuje choćby podstawowego systemu strategicznych komand, które moglibyśmy przekazywać podopiecznym. Przez większość gry ochrona kryształu spada więc na nasze barki. Nie byłby to problem, gdyby nie absolutnie koślawa kontrola awatara. Poruszamy się jak mucha w smole, animacje przypominają czasy świetności Nintendo 64, a całemu systemowi walki brakuje odpowiedniej głębi. Do tego dochodzi problem jakości portu. Graficznie jest surowo, ale całkiem klimatycznie, a rozdzielczość nie odpycha. Niestety, już w trakcie umiarkowanie natężonych potyczek ilość generowanych klatek na sekundę spada koszmarnie, co jeszcze bardziej utrudnia i tak mało atrakcyjne sterowanie. W obecnym stanie Hell Warders absolutnie nie powinno znaleźć się w sprzedaży.

Lecz być może to nie poziom dopracowania jest największą bolączką tytułu. Widzicie, Hell Warders stworzone zostało z myślą o rozgrywce wieloosobowej. Po połączeniu się z siecią odpierać fale demonów możemy z maksymalnie trzema innymi graczami. Przynajmniej teoretycznie. W praktyce od premiery gry w lutym pomimo wielu prób udało mi się dołączyć do zaledwie kilku gier. Przez zdecydowaną większość czasu serwery świeciły pustkami. W Hell Warders po prostu nikt nie chce grać. Online miało stanowić ważny element projektu, ale jeśli twórcy znacząco nie usprawnią kodu i nie zachęcą posiadaczy Switcha do zakupu gry, multiplayer jest nieobecny. A szkoda, bo u boku innych graczy obrona kryształu nabierała rumieńców.

Niewykorzystany potencjał – tak najprościej mogę opisać dziecko Anti Gravity Game Studios. Pomysł na połączenie systemu rozwoju postaci i stylistyki Dark Souls z gatunkiem tower defense jest intrygujący, ale póki co Hell Warders jest zbyt niedopieczone, abym mógł go dzisiaj polecić. I chciałbym z pewnością siebie powiedzieć, że w przyszłości może się to zmienić… ale od premiery w lutym gra wciąż nie otrzymała żadnej aktualizacji, a raczej znikoma grupa fanów zebranych wokół projektu nie nastraja optymizmem.


Ocena: 5/10


Serdecznie dziękujemy PQube
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Anti Gravity Game Studios
Wydawca: PQube
Data wydania: 21 lutego 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1.3 GB
Cena: 60 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *