World End Syndrome

Do podejścia do gry mogą zachęcić przeróżne rzeczy. O co będzie chodziło w World End Syndrom nie zagłębiałem się, a za granie wziąłem się, bo za stronę graficzną odpowiada Yuki Kato, która maczała palce przy bardzo lubianym przeze mnie BlazBlue.

Szybko okazało się, że World End Syndrome jest połączeniem gry romansowej z opowieścią grozy. Wcielamy się w świeżego licealistę, który ma zamieszkać w miasteczku Mihate. Jego przybycie tam zbiega się z setną rocznicą nawiedzenia miasteczka przez duchy nazywane Yomibito. Przy okazji też zamordowane zostały już dwie osoby, a sprawca nie został ujęty przez policję. Przytoczone podstawy zostały bardzo sprawnie połączone w tajemniczą historię, która na początku przewija się bardziej w tle, ale potem wychodzi na pierwszy plan, bo okazuje się, że w pewien sposób jest z nami powiązana. Ale co, jak i dlaczego pisać nie będę, to już zostaje Wam do odkrycia. Ja mogę tylko zapewnić, że jest to historia intrygująca i warta poznania.

Sam bohater jest osobą, która najchętniej by umarła. Powodem tego stanu jest depresja po stracie siostry, z którą był bardzo zżyty. Chłopak albo nie ma wystarczających jaj, albo aż tak tragicznie nie jest, tylko potrzebuje czegoś dobrego w życiu. Obstawiam to drugie, bo mimo raczej dołującej postawy, gdy trzeba, potrafi zachować się heroicznie, wyjść z inicjatywą czy nawet zażartować. Na pewno liną ratowniczą w jego sytuacji okazuje się pięć koleżanek, z którymi można nawiązać bliższe relacje. Każda z nich reprezentuje inny, typowy dla takich gier schemat charakteru, ale w żaden sposób to nie przeszkadza. Wszystko dlatego, że dialogi zostały ciekawie napisane i osobowości te świetnie grają i z prowadzoną przez nas amebą, i resztą obsady. Poza tym każda panna ma swój ciekawy dodatkowy wątek, który poznamy, przechodząc jej ścieżkę. Jednak poza główną ekipą przez grę przewija się też galeria ciekawych postaci drugo- i trzecioplanowych, które dostarczają zarówno wesołe sytuacja, jak i dramatyczne. Spędzanie czasu z tą plejadą osobowości nie nudziło mnie ani przez chwilę i nie przechodziło mi przez myśl, alby przyspieszać nawet jakieś głupawe wstawki, a to się rzadko u mnie zdarza, gdy czytam VN-ki i RPG-i, które starają się oferować więcej dialogów. Tak więc propsy dla scenarzystów za postaci, dialogi i historie.

Visual novele mają różne schematy docierania do zakończenia i zdobywania kolejnych. Sam preferuję te, które dają prostą ścieżkę bez większych kombinacji, jak Jake Hunter: Daedalus. World End Syndrome, choć nie daje takiej opcji, to jednak ma całkiem przyjazny system. Najpierw musimy zebrać wszystkie pięć zakończeń powiązanych ze wspomnianymi koleżankami od romansów. Po obejrzeniu prologu zaczynamy żyć w wyznaczonym nam przedziale czasu. Niemal każdego dnia sierpnia będziemy wybierać, gdzie chcemy pójść o danej porze (rano, popołudniu i wieczorem). Lokacji jest kilka i w większości z nich spotkamy jakieś osoby, co powoli będzie rzucało więcej światła na główną tajemnicę i na wątki ze ścieżek postaci. Muszę przyznać, że pomysł ten został ciekawie zrealizowany i sprawia, że gdy jesteśmy w trakcie jednej trasy, dostajemy podwaliny zainteresowania następną. Poza tym motywuje to do wyboru kolejnych miejsc. Wywołać konkretne ścieżki nie jest trudno, ponieważ powtarzanie sierpniowego cyklu zawiera podpowiedzi, gdzie już byliśmy danego dnia o danej porze i kogo tam spotkaliśmy. Ale, gdyby komuś się nie chciało kombinować, to są już poradniki, i skorzystanie z nich to żaden wstyd; sam tak zrobiłem. Gdy już zdobędziemy wszystkie dziewczęce zakończenia, przy kolejnym wyborze sierpnia pokaże nam się nowa opcja, od której zaczniemy powtórkę, a będzie nią „Prawda”. Wtedy wszystko zostanie ujawnione i zostanie już tylko czytać wyjaśnienie sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.

We wstępie napisałem, że to oprawa graficzna zachęciła mnie do wzięcia się za ten tytuł. Przeczucia miałem dobre i to, co widziałem, przez cały czas dawało mi radość. Zarówno projekty postaci, jak i lokacje są pieczołowicie przygotowane i w ogóle nie nudzą. Ponieważ, mimo wszystko, jakiejś realności w kresce szukam, nawet w stylu anime, to raz na jakiś czas raziły, tudzież bawiły pozy, które przyjmują panny – no bo bez przesady, nie trzeba łamać i wykrzywiać dziewczynie kręgosłupa tylko po to, żeby pokazać i tyłek, i kawałek cycka. To jedyny minus w artach, żeby nie było. Na pochwałę zasługuje też audio. W przypadku muzyki już na starcie dostała plusa za to, że domyślne ustawienie głośności nie zagłusza dialogów! Ostatnio za często się to zdarza i nawet bywają problemy z regulacją… Sama muzyka w większości wybitna nie jest, ale pasuje do sytuacji. Za to kompozytor bardziej wczuł się w robienie udźwiękowia do chwil grozy i innych bardziej intensywnych momentów, dzięki czemu podkład ma znacznie, gdy jest to najistotniejsze. W przypadku dubbingu jest po prostu świetnie. Arc System Works przyzwyczaił już graczy do porządnej jakości dubu i tu nie jest inaczej.

Zdaję sobie sprawę z tego, że mogłem bardziej rozpisać część fabularną World End Syndrome, ale mam wrażenie, że skoro porządnie wciągnąłem się w czytanie tej gry, automatycznie skróciłem opisywanie jej. Często mam tak, że więcej miejsca zajmuje mi pisanie o tym co jest nie tak, niż próba napisania, co w grze gra i dlaczego. No cóż, każdy recenzent ma inny sposób pisania, a ja nie mam takiego zacięcia do VN-ek, jaki miała H.R. Crabtree. Zostaje Wam więc uwierzyć mi na skrócone słowo, że produkcja jest warta uwagi, szczególnie gdy ktoś lubi gry z tajemnicą i grozą w tle. Co jeszcze bardzo miłe i dla mnie, i będzie dla niejednej grającej kobiety, w grze nie ma nachalnych wstawek ecchi, które nieraz potrafiły psuć ciekawy klimat. W przypadku samej „rozgrywki” warto jeszcze wspomnieć, że wybór miejsc do przebywania w danych porach dnia daje jeszcze dodatkowe opcje, które będą plusem dla części graczy. Konkretnie chodzi o wypełnienie dziesięciu specjalnych zadań czy znalezienie kilkunastu przedmiotów. Nie są one potrzebne, żeby dowiedzieć się prawdy, ale uprzyjemniają powtarzanie sierpnia. Daję grze bardzo wysoką notę nie dlatego, że przedstawia prześwietną historię, ale dlatego, że oferuje po prostu interesującą fabułę z plejadą bardzo dobrze obmyślonych postaci. Poza tym zawiera bardzo przyjemne mechaniki, które nie irytują, jak to ma miejsce w części visual noveli. Wisienką na torcie jest oprawa graficzna, której akompaniuje solidne audio. Polecam, bardzo!


Ocena: 9/10


Producent: Toybox Games
Wydawca: PQube (EU), Arc System Works (NA)
Data wydania: 14 czerwca 2019 r.
Dystrybucja:
cyfrowa i fizyczna
Waga: 5,2 GB
Cena: 200 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. alf pisze:

    “Wtedy wszystko zostanie ujawnione i będzie już tylko czytać” –> powinno być chyba “będziemy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *