Legacy of Kain: Soul Reaver (PSOne)

Legacy of Kain: Soul Reaver to jedna z tych gier, które kojarzę z PSX-a, bo wujek ją ogrywał. Z kolei Legacy of Kain: Defiance było pierwszą grą, jaką ograłem na pierwszym kompie i do tej pory dobrze ją wspominam. A że Vita ma mi jeszcze służyć za maszynkę do starych pozycji, postanowiłem się w końcu zabrać się za tę kupioną na jakiejś promocji pierwszą walkę Raziela.

Początek kojarzyłem. Raziel, główny bohater, przychodzi na audiencję do Kaina, władcy wampirów. Podobnie jak inne stworzenia, także i wampiry ewoluują. Teraz nowością u tego gatunku stały się skrzydła, które, jak los chciał, nie pojawiły się u najstarszego krwiopijcy, a u jednego z jego generałów. Wściekły Kain rozrywa skrzydła Raziela i rzuca go w wir otchłani. Mijają stulecie, a nasz bohater, zabalsamowany nieczystym powietrzem innego wymiaru, powraca do życia za sprawą tajemniczego głosu. Po krótkiej namowie postanawia dopaść Kaina i przywrócić porządek w świecie żywych. Droga do tego celu powiedzie przez znacznie zmienione, niegdyś znane Razielowi miejsca. Historia mnie kupiła, szczególnie narracja bohatera, który opowiada, jak zmienił się jego świat, w jakie poczwary zamieniły się niegdyś „szlachetne” wampiry oraz o dawnych relacjach. Interesująco też zapowiadały się lokacje, pełne mroku i groteski, szczególnie w wymiarze duchowym. Klimat uzupełniała dobra muzyka i aktorzy głosowi. Jednak nie było mi dane zobaczyć tej historii do końca.

Sam gameplay wciąż jest w porządku. Co prawda w ciągu dwóch godzin nawet nie dotarłem do pierwszego bossa, ale o tym zaraz. Raziel, aby dotrwać do ubicia Kaina, musi odżywiać się duszami, a te pozyskuje z zabitych przeciwników. Jeżeli stracimy całą spiralę zdrowia, czy to w walce, czy z powodu za długiego przebywania w świecie materialnym, lądujemy w wymiarze duchowym, w którym możemy uzupełnić energię. Poza tym przechodzenie między tymi dwiema płaszczyznami często jest niezbędne do pokonania przeszkód terenowych. Dla przykładu, żeby dostać się w jedno z wyżej położonych miejsc, należy przejść w stan duchowy, wtedy wysuną się półki, po których wespniemy się wyżej. Poza tym z czasem dochodzą też nowe zdolności, jak przenikanie przez bramy czy wspinanie się po ścianach. Walki też są różnorodne, bo używamy i własnych pazurów, i tego, co wala się po drodze, jak włócznie czy pochodnie.

Zarówno fabuła, jak i rozgrywka są interesujące od początku, ale tak samo od początku trochę denerwuje sterowanie. Najbardziej odczuwalny jest brak pełnej kontroli nad kamerą, musimy bawić się przyciskami L2 i R2 (warto ustawić je na lewym i prawym kierunku prawego analoga). Przez jakiś czas brakowało mi też rozglądania się, ale przy okazji szukania czegoś innego dowiedziałem się, że w ten tryb przechodzi się wciskając grzbietowe dwójki (to można ustawić na górę w analogu). Niestety kamera lubi poświrować, szczególnie w trakcie walk, więc może okazać się, że stracimy przez nią kawałek zdrowia. Nie jest to ogólnie takie złe, podobnie jak dość toporny system naprowadzania na cel i robienie uników w tym trybie czy bardzo nieprecyzyjne wrzucanie wrogów na kolce czy do ognisk, żeby ich ostatecznie ubić. Najbardziej przeszkadza nadsterowność w kierowaniu. I tu nie jestem pewny, na ile będzie to wina d-pada, a na ile zaprogramowane poruszanie się w połączeniu z nim. W pozostałych grach 3D z PSX-a czy PSP nie miałem takich problemów z precyzyjnością ruchu na krzyżaku. Do tego dochodzi jeszcze przypadkowe naciskanie touchpada, gdzie są przyciski kamery. Takie połączenie sprawia, nieraz spadanie się z półki, bo zrobiony krok będzie o jednym za daleko i Raziel nie wybije się z krawędzi, czy skoczy się trochę nie w tę stronę. Upadki to norma w każdej takiej produkcji, ale tu są o tyle bolesne dla czasu z grą, bo nieraz za dużo czasu zabiera powrót do felernego miejsca. A wszystko dlatego, że odbywa się to przez przechodzenie między wymiarami, a to nie jest takie hop-siup – trzeba potem uzupełniać życie i znaleźć strumień energii do ponownego przeniesienia się. Strasznie topornie działa też przesuwanie oraz obracanie obiektów.

Gdy już w końcu pokonałem dwa naprawdę upierdliwe miejsce, zgubiłem się. Po aktywacji mechanizmu pewnie trzeba znaleźć już widzianą dużą bramę, ale… Najpierw chyba skręciłem w złym miejscu, potem wpadłem do wody, więc przerzuciło mnie w stan duchowy. A że stało się w to dużym zbiorniku wodnym, w którym jeszcze nie byłem, poleciałem w ciemno przed siebie. Po wyjściu wydawało mi się, że idę w dobrym kierunku, a okazało się, że kojarzyłem to miejsce, bo prowadziła dopiero co męczonej komnaty z denerwującymi skokami. Tak więc po dwóch godzinach mam dosyć. Wciąż jest w tej grze dużo dobra, ale sterowanie nie zestarzało się dobrze, podobnie praca kamery i brakuje chociażby mapy. Jeśli ciekawiła Was ta produkcja i jesteście skłonni dać jej szansę, to pod żadnym pozorem nie będę Was od tego odwodził. Chcę tylko przestrzec, że zadanie to może wymagać zbyt dużo cierpliwości i nie może nawet większość mu nie podoła. Ewentualnie można rozważyć opcję emulatora. Na YT widziałem całkiem dobrze wyglądający filmik z emulacji PSX-a, co też może pomóc w rozszyfrowaniu, gdzie się aktualnie znajdujemy i gdzie iść. Ponoć też najlepszą wersją jest wydanie na Dreamcasta. Za to wersja dostępna na Steamie jest najsłabsza. Tymczasem ja zabiorę się za coś innego i zostanę w nadziei, że ktoś się kiedyś ogarnie, i przygotuje remeaster Legacy of Kain: Soul Reaver. W końcu nawet Shadow Man go dostaje i ma być też na Switchu.


Producent: Crystal Dynamics
Wydawca: Square Enix (w PSS)
Data wydania: : 16 sierpnia 1999
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 378 MB
Cena: 25 PLN


Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Lukasz pisze:

    Tak z ciekawości: ile lat ma autor recenzji?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *