Inertial Drift

Znacie to uczucie, gdy skręcacie, puszczacie na moment gaz, by po ułamku sekundy wcisnąć go do podłogi. Przeciążenie wbija Was w drzwi, ale śmiejecie się, śmigając bokiem w zakręt, który wydawał się nie do pokonania przy tej prędkości. Wszystko wydaje się w porządku, ale kontrujecie zbyt późno, auto ląduje w krzakach. A gdyby tak można driftować trochę prościej?

Inertial Drift (nie mylić ze słynną serią anime o rozwożeniu tofu) ma bardzo proste założenia. Można by je określić jako twin-stick racer – lewą gałką tradycyjnie skręcamy, natomiast wychylając prawą, wprowadzamy tył auta w poślizg. Ten prosty pomysł jest tak bardzo miodny, że przez pierwsze kilkanaście minut nie mogłem oderwać się od ekranu, pędząc na złamanie karku po asfaltowej górskiej drodze. Nic mi nie przeszkadzało, niczego więcej nie wymagałem, zero potrzeb no i drift zrobiony. Po wyjściu z letargu musiałem się zagłębić w grę trochę bardziej niż tryb arcade i żałuję, że musiałem to zrobić.

Najgorsza część Inertial Drift – niepotrzebna paplanina. Dobrze, że można pominąć.

Tryb Story to totalne dno. Dialogi przedstawione w formie visual novel są nieinteresujące, postacie płytkie, a akcja zamiast się wartko toczyć, cieknie jak woda w kiblu z nieszczelną spłuczką. Historie kilku postaci różnią się tylko autem i tłem fabularnym – jeździmy po dokładnie tych samych trasach, w tej samej kolejności, w tych samych zawodach. Kolejny tryb, Challenges, to po prostu zbiór wyzwań i to właśnie ten traktowałbym jako główną formę zabaw. Co prawda tutaj też dostaliśmy jakieś przemyślenia bohaterów o życiu, ale jakoś lżej na sercu mi było, gdy je pomijałem. Arcade to wolna amerykanka – sami wybieramy auto, jedną z 10 tras (+ drugie tyle odwróconych), tryb gry i jazda. No, za moment, bo postacie muszą sobie jeszcze pogadać…

Trasy są zróżnicowane – ścigamy się w górach, w mieście, po lesie, po śniegu…

Teoretycznie mamy siedem trybów gry do wyboru, ale w praktyce kilka z nich niczym się od siebie nie różni. Practice – wiadomo, nieograniczona liczba okrążeń, zapoznajemy się z furą i trasą. W Time Attack toczy się wyścig z zegarem, w Ghost Battle z duszkiem, a w Race z przeciwnikiem. Duel to typ wyścigu, który pamiętamy z Need for Speed: Carbon – jadąc przed przeciwnikiem punkty dostajemy my, jeśli jesteśmy za rywalem, punkty dostaje on. W Style dostajemy punkty za efektowną jazdę, zaś Endurance to wyścig na czas z checkpointami dodającymi kilka sekund do puli. Jest też Grand Prix, czyli po prostu seria pięciu wyścigów. I tak jak Endurance jest podobne do Time Attack ale działa na trochę innych zasadach, tak Ghost Battle i Race to dokładnie to samo. “No ale jako to, przecież tu się ścigasz z duchem, a tutaj z prawdziwym autem” – powiecie. Otóż nie, bo w grze nie ma żadnego systemu kolizji z innymi uczestnikami ruchu, więc możemy dziarsko wjechać w bok ścigającego się z nami oponenta, by przeniknąć przez niego i beztrosko sunąć ku zachodowi słońca…

Pa pa pa, ale urwał! A nie, sorry – przeleciał niczym duch…

Inertial Drift dostarcza 16 aut podzielonych na trzy kategorie i jest to całkiem sporo, tym bardziej, że każdym driftuje się trochę inaczej. Jedno reaguje na samo wychylenie prawej gałki, drugim trzeba przyhamować, a trzecie przy hamowaniu zamiast skręcać, jedzie prosto. Chcesz wymasterować każde auto? Proszę bardzo, są nawet internetowe rankingi, by poczuć w tym wyzwanie. Pragniesz sunąć bokiem, nie martwiąc się o nic? Masz to jak w banku. To chyba pierwsza gra tego typu, która oferuje rozgrywkę dla każdego, a jedyną trudnością będzie znalezienie odpowiedniej bryki. Czy mogę narzekać? Chyba tylko na to, że lewa gałka jest praktycznie bezużyteczna – auta przy zachowaniu przyczepności po prostu nie skręcają. Pochwalić za to należy projekt tras, które są dość zróżnicowane i oferują różne wyzwania. Grafika na pierwszy rzut oka jest przyjemna, lecz gdy pędzicie przez las, wszystko wydaje się mocno “ziarniste”, przez co ciężko zauważyć, kiedy skręcić i w którą stronę. Przy pierwszym okrążeniu na pewno nie pobijecie żadnych rekordów, tras należy uczyć się na pamięć, a przez kiepską czytelność grafiki i brak minimapy łatwo przywalić w barierkę. O dźwięku ciężko powiedzieć cokolwiek poza tym, że jest. Nie wyróżnił się ani niczym pozytywnym, ani negatywnym.

Split-screen w tej grze jest ważny, bo w część aut naprawdę łatwo wskoczyć.

Inertial Drift niby jest mały, niepozorny, nieskomplikowany, a naprawdę potrafi dać masę frajdy. Fakt, kilka rzeczy przekombinowano, kilka niedopracowano, ale ostatecznie naprawdę przyjemnie się w to gra. No i można poszaleć na split-screenie!

Trybu online niestety przed premierą nie udało mi się przetestować.


Plusy:

  • pomysł na sterowanie
  • różnorodność aut
  • split-screen!
  • trasy

Minusy:

  • czytelność (szczególnie w trybie handheld)
  • niemal wszędzie są wrzucone niepotrzebnie dialogi
  • nie dla driftujących analogów

Ocena: 7,6/10


Serdecznie dziękujemy PQube
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Level 91 Entertainment
Wydawca: PQube
Data wydania: 11 września 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2,9 GB
Cena: 80 zł


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *