KAMIKO

Dzisiaj chciałbym dla was napisać o gierce ciekawej, przynajmniej z mojego punktu widzenia. O ile mnie bowiem pamięć nie myli, opisywany tytuł był drugą grą – po Breath of the Wild oczywiście, jaką kupiłem na Switcha.

Dodanie do kolekcji nowej konsoli ma to do siebie, że człowiek popada przy niej w mały zakupoholizm. Od razu po pierwszym odpaleniu urządzenia przechodzi się do wirtualnego sklepu, aby sprawdzić, co tam jeszcze mógłbym dzisiaj przetestować, najlepiej za niewielką cenę. No i przy moim pierwszym przeglądaniu eShopu w oczy rzuciła mi się KAMIKO od studia SKIPMORE – głównie ze względu na śmiesznie niską cenę i całkiem ładny pixelart na screenshotach. Oczywiście skończyło się na tym, że grę pobrałem, pograłem w nią z dziesięć minut, stwierdziłem “nawet fajne” i wróciłem szybko do Dziczy. Po prawie trzech latach przypomniałem sobie o niej przeglądając listę pobierania i postanowiłem w końcu poświęcić jej odpowiednio dużo uwagi.

Przed wyruszeniem w drogę należy wybrać swoją pixel-waifu.

KAMIKO to urocza gierka. Widzi się to już chwilę po odpaleniu menu głównego. Miły dla oka rozpikselowany krajobraz, spokojny chiptune, schludna lista opcji. Piękno minimalizmu. I uczucie to utrzymuje się po przejściu do właściwej rozgrywki.

Gra czerpie dosyć jasne inspiracje z pierwszej części The Legend of Zelda i innych gier łączących w sobie przygodę z walką ery 8-bitowej. Na samym początku zabawy wybieramy jedną z trzech dostępnych bohaterek, które korzystają z różnych rodzajów oręża (miecz, łuk i tarcza działająca jak bumerang). Akcję obserwujemy z góry, postać porusza się w ośmiu kierunkach (w tym sprint po przytrzymaniu przycisku “B”), a za atak jest odpowiedzialny tylko jeden klawisz.

I korzystając z tych możliwości eksplorujemy w sumie cztery obszary. W każdym z nich aktywować musimy cztery ołtarze, które razem odblokowują portal przenoszący nas do walki z bossem. Konstrukcja poziomów nie jest skomplikowana, ale wystraczająco rozbudowana, aby utrzymać uwagę gracza. Nasze cele nigdy nie są wyświetlone na mapie i sami musimy odkryć do nich drogę. Oczywiście większość obszaru początkowo jest poza naszym zasięgiem i wymaga odnalezienia przełączników lub kluczy, które otwierają bramy blokujące nam dostęp do kolejnych sektorów.

Eksploracja przebiega więc trochę jak w późniejszych dwuwymiarowych Zeldach, choć w trochę bardziej przystępny sposób. Każdy poziom skrywa też garść sekretów zwiększający nasze maksymalne zdrowie oraz niebieski pasek zapełniany wypadającym z pokonanych wrogów pyłem. Ten drugi opróżniamy poprzez wykonywanie ataków specjalnych aktywowanych przytrzymywaniem przycisku akcji lub wydając zarobiony pył otwierając skrzynie lub drzwi.

No i prawdę mówiąc ciężko o KAMIKO napisać coś więcej. To przygoda bardzo prosta i przy tym niedługa, maksymalnie godzinna. Wszystko tutaj gra tak jak powinno. Walka jest prosta, ale satysfakcjonująca. Muzyka minimalistyczna, ale dopełnia eksplorację i nadaje odpowiedni ton przygodzie. Graficznie to bardzo kolorowy i przejrzysty pixelart.

Po moim pierwszym krótkim zetknięciu się z grą pomyślałem “nawet fajne” i po jej ukończeniu w sumie nic się nie zmieniło. KAMIKO to krótka, ale jak najbardziej warta swojej niewygórowanej ceny, gierka, która stanowi miłą i relaksująca odskocznię od coraz bardziej skomplikowanych dzisiejszych produkcji. Chwilowy powrót do przeszłości, kiedy to d-pad i dwa przyciski na NES-owym kontrolerze były wszystkim, czego potrzebowały gry do stworzenia wspomnień utrzymujących się przez dekady. Idealny sposób na pozbycie się złotych punktów, które zalegają na waszym koncie po innych, większych zakupach.


Ocena: 7/10


Producent: SKIPMORE
Wydawca: Flyhigh Works
Data wydania: 27 kwietnia 2017
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 112 MB
Cena: 20 PLN


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *