Bloodstained: Curse of the Moon 2

Fajna gra, w którą przestało mi się chcieć grać.

Zanim dorwałem się do kiepskiego na Switchu Bloodstained: Ritual of the Night miałem okazję zagrać w zrobiony pod ośmiobitowca spinoff. Bloodstained: Curse of the Moon ograłem na PS Vita i bawiłem się przy tym bardzo dobrze. O kontynuacji, która wyszła kilka lat temu, nie myślałem do momentu, aż potrzebowałem gry 2D do testu kontrolerów. Znów bawiłem się dobrze, ale po wymuszonej przerwie zapał mi opadł i odstawiłem ją na dobre.

Nawet jest tu fabuła, niedużo, ale dobrze uzupełnia chlastanie potworów.

Sam gameplay to właściwie to samo, co w jedynce. Idziemy naszymi chłopkami przez lokacje pełne zdradliwie rozstawionych przeciwników, półek i innych pułapek. I zasadniczo nie ma w tym nic złego, bo rozgrywka wciąż tak samo wciąga. Dostaliśmy trzy nowe postaci, które będą towarzyszyć Zangetsu w kolejnym polowaniu na wielkie zło. W związku z tym teraz dodatkowo będzie można przeskakiwać pomiędzy włóczniczką, strzelcem i corgim w mechu (i to wcale nie razi!). Oczywiście każde z nich ma inny typ ataków zwykłych i magii oraz specjalne akcje, czyli odpowiednio wyższy skok, czołganie się i szybowanie w powietrzu. Wraz z pakietem nowych lokacji, przeciwników i solidnych bossów daje to wystarczająco dużo świeżości, by nie marzyć sobie o jakichś konkretniejszych zmianach.

Poziom trudności ponownie jest wysoki. Teraz też nie dałbym rady na ich normalu, więc znów poszedłem w łatwiejszą opcję. Wciąż jednak nie było prosto, szczególnie w przypadku czekających na końcu ośmiu plansz szefach. W połączeniu z odpowiednio rozstawionymi checkpointami oraz kilku szansom (zgon następuje dopiero po utracie wszystkich postaci) bez problemu można sobie poradzić i wciąż czuć przy tym zadowolenie, że nie było aż tak łatwo. Oczywiście fani większych wyzwań będą mogli sobie podkręcić trudność nawet dwukrotnie ponad normala. Dodatkowo można bawić się przy tej produkcji w dwie osoby.

Projekty bossów i walki z nimi ponownie są na wysokim poziomie.

Skoro wszystko jest na miejscu, to czemu nie chce mi się dalej grać? A bo gdy po czterech godzinach dotarłem do końca fabuły, okazało się, że grę trzeba przejść jeszcze co najmniej raz. Pech chciał, że musiałem odstawić granie w Curse of the Moon 2 na przynajmniej miesiąc. Gdy już ponownie mogłem do niego przysiąść, najpierw zapomniałem, że trzeba włączyć grę z pustego slotu save’a, żeby wybrać rozdział drugi. Przeszedłem więc ostatnią lokację, a gdy zacząłem tłuc się z bossem, przypomniałem sobie, ile miałem kombinowania z jego dwufazowością. Olałem, spojrzałem w poradnik i włączyłem rozdział drugi. Jego problemem jest, to że właściwie gramy w to samo, tyle że bez jednej postaci i podążamy trochę innymi ścieżkami w widzianych już lokacjach. Po dotarciu do pierwszego bossa szybko zauważyłem, że jest trudniejszy. Oczywiście można było się tego spodziewać, ale już nie miałem weny, by się z tym wszystkim szarpać. Może gdybym nie miał przerwy, dotarłbym do końca?

Wincyj przeszkadzajek!

Na to pytanie nie poznamy już odpowiedzi. Ale za to jeżeli ktoś grał w Bloodstained: Curse of the Moon i zastanawiał się, czy warto sięgnąć po dwójkę, to tak, zasadniczo warto. To wciąż porządna gra w swojej klasie, a jej twórcy nie uparli się, że tylko hardcorowcy będą w stanie ją przejść. Uczulę Was tylko, że trzeba mieć w sobie żyłkę to przechodzenia przynajmniej dwa razy tego samego. Ja za tym nie przepadam i np. teraz bardzo cierpię przy wyłapywaniu endingów w Chaos;Head Noah, gdzie trzeba osiem razy przewinąć niemal całą grę, żeby zobaczyć kilka scenek…


Polecamy!


Producent: Inti Creates
Wydawca: Inti Creates
Data wydania: 10 lipca 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 109 MB
Cena: 60 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *