Sam & Max Save the World

Tytułową parę kojarzę z gier. Lata temu nie miałem jak, ale chciałem w nie zagrać. Teraz dzięki remasterowi już mam i przy okazji dowiedziałem się, że Sam & Max zaczęli swoje istnienie w komiksie.

Jako że nie znałem postaci ani ich świata, na początku trochę brakowało mi wprowadzenia. Wszystko dlatego, że Telltale Games najwyraźniej postanowiło zrobić przygody nielicencjonowanych policjantów dla ich już istniejących fanów. Jednak dialogi szybko wciągają w sprawę do rozwiązania oraz wystarczająco jasno nakreślają relacje bohaterów i ich charaktery. Sparowanie stonowanego psiego detektywa Sama i jego kompletnie postrzelonego króliczego towarzysza Maksa tworzy bardzo wesoły klimat z potencjałem na masę rozrywkowego absurdu. I mimo takich założeń pojawia się pewien dysonans. Z jednej strony tytułowa para ma zwierzęce pochodzenie, a z drugiej niemal wszystkie pozostałe postaci są ludźmi. Niby kreskówkowa oprawa i klimat mają to pogodzić, ale chyba po prostu lepiej ten zabieg działał w komiksie, gdzie pewnie można było zobaczyć więcej informacji o ich świecie. Niestety szybko też dochodzi się do wniosku, że gra Telltale wydaje się mocno stonowana. Szczególnie teksty Maksa o masowym mordowaniu czy przemożna chęć torturowania przesłuchiwanych wskazują, że pierwowzorów musiał być szaloną jazdą (tu możecie zobaczyć kilka przykładowych stron). Niby scenarzyści gry też nie próżnowali z wymyślaniem niecodziennych wydarzeń, ale widać, że mieli w myśli również młodszych odbiorców, więc nie zobaczymy tu żadnych „niepokojących” obrazów, a bluzgi są wypipczone – szkoda. I właśnie widzę, że gracze w necie piszą, że remasterowana wersja jest ocenzurowana przez zmianę niektórych żartów – tym bardziej szkoda.

Groźby, same groźby, zero czynów!

Sam & Max Save the World oryginalnie wyszli w sześciu odcinkach, czyli zupełnie jak późniejsze Trupy i inne lepiej znane produkcje Telltale. Każdy epizod stanowi osobną historię, choć szybko zauważamy powtarzalne elementy w sprawach, które ostatecznie prowadzą do jeszcze większej zagadki do rozwikłania. Jak już wspomniałem, zasadniczo jest wesoło i dialogi chce się czytać, choć w końcu zaczynają razić różne niedomówienia i brak szerszego kontekstu świata bohaterów. Wpływa na to na pewno ma ograniczenie nas do ulicy, przy której mieści się biuro pary policjantów bez licencji. Poza tym znajdziemy na niej sklep Boska oraz biuro Sybill, które zawsze są ważnymi przystankami podczas dochodzeń. I mimo że w każdym epizodzie odwiedzamy też inne lokacje, jak plan filmowy czy Biały Dom, to schematyczne przemieszanie się po tych samych bazowych miejscach nudzi. Poza tym niezmieniające się fiksacje przedsiębiorców (Sybill co chwilę zmienia zawód, a Bosko ma wieczną paranoję) w końcu zaczyna dodatkowo męczyć, nawet jeśli wpadamy do nich z różnych powodów i wykonujemy różne czynności.

Screen był zrobiony w trybie handheldowym, obraz wyglądał lepiej. Natomiast Sam często rzuca takie długie powiedzonka i nieraz trudno za nimi nadążyć. Zresztą widzicie, jak kiepsko wyglądają napisy.

Sam & Max są point’n’clickiem, a więc naszym głównym narzędziem do rozwiązania problemów w grze jest myślenie. Większość informacji o tym, co na bieżąco trzeba zrobić, można wyciągnąć z dialogów. Nie brakuje jednak momentów, gdy trzeba poprowadzić dialogi, mając skąpe dane, albo zrobić coś, co zostało wskazane na początku odcinka, ale tak bardziej mimochodem, i już spokojnie zapomnieliśmy o tym w nawale kolejnych linii dialogowych do przeczytania. Niestety w takich przypadkach często wiąże się to z bieganiem po każdej dostanej lokacji i kombinowaniu, z czym można jeszcze wejść w interakcję. I jak niedawno pisałem, że w Gibbous zagadki są właściwie za proste, tak Sam & Max potrafią zablokować gracza na dłużej w każdym odcinku przynajmniej raz. Za przykład niech posłuży trzeci epizod z wyborami prezydenckimi, gdzie w pewnym momencie trzeba mocno kombinować z jeżdżeniem po dwa razy tam i z powrotem  do Sybill i Bosko, by następnie właściwie w ciemno poprowadzić odpowiedni dialog, dostać się do pokoju wojennego i znów wrócić do Bosko… Informacje podane w grze, jak rozwiązać te kroki, są raczej skąpe, i w końcu zmęczony sięgnąłem po poradnik. I w tym momencie warto zaznaczyć, że switchowe wydanie tej gry posiada polskie napisy. Tłumaczenie zasadniczo jest bardzo dobre, choć próba lokalizacji na nasze podwórko (Ewa Drzyzga, Kasia Cichopek etc) czasem wprowadza niepotrzebny zamęt. Niestety bardzo słabo czyta się napisy z powodu dobranej czcionki – raz, że jest za mała, dwa, że ma często kiepsko dobrane kolory. [EDIT: wydawca poinformował, że czytelność napisów zostanie poprawiona]

Oscara tam nie widzę, ale Cichopek nawet tak.

Aby trochę urozmaicić rozgrywkę, twórcy postanowili dodać jeżdżenie autem. Szkoda tylko, że odbywa się to strasznie topornie i, na przykład, zepchnięcie ściganego wozu do otwartej studzienki zajmuje zdecydowanie zbyt wiele prób (po pierwsze, nie widać, co trzeba zrobić, po drugie, sterowanie jest niedopracowane). Kuleją też niektóre zagadki, gdy trzeba wykonać jakąś czynność szybciej, jak ze zdążeniem z napompowaniem szczura po otwarciu drzwi szafy, żeby zjadł składowany w niej ser. Myślałem, że mnie pognie przy tym, już nawet musiałem sprawdzić, czy nie ma na to jakiegoś innego sposobu. Oczywiście nie było. Być może sterowanie dotykowe by pomogło, ale wtedy jeszcze nie przyszło mi na myśl sprawdzić, czy jest dodane. Na szczęście jest, co czasem może pomóc, ale znów warto mieć rękę na joyach, chociażby żeby odkrywać wszystkie dostępne przedmioty do interakcji.

W każdym odcinku Bosko przebiera się, żeby zmylić kolejną grupę, która chce go dopaść. Zapomina tylko zmienić lokalizację… Swoją drogą, rzeczy, które sprzedaje mają absurdalne ceny, a zdobycie takiej kasy zawsze jest mocno naciągane i najczęściej mało śmieszne.

W przypadku oprawy graficznej widać, że jest to pozycja, które ma już swoje lata. Odpowiedzialny za remaster Skunkape całkiem sprawnie ją wygładził w przypadku postaci i ważniejszych teł. Ogląda się to całkiem przyjemnie, ale naprawdę trudno pozbyć się wrażenia, że powinno być w tej grze więcej wizualnego szaleństwa. Problematyczne za to może być wyłuskanie przedmiotów, z którymi trzeba jakoś podziałać, szczególnie gdy są blisko siebie – wtedy przydaje się pokazanie wszystkich, ale przeskakiwanie między nimi analogiem potrafi lekko zirytować. W przypadku audio ludzie w necie piszą, że były jakieś zmiany w podkładzie głosowym. Jeśli tak, to nie zwróciłem uwagi, żeby coś nie grało, więc voice acting mogę zaliczyć na plus. Przyjemna jest też często jazzująca muzyka, ale gdy teraz próbuję sobie przypomnieć jakiś kawałek, to tylko wspomnienie openingu gdzieś mi się kołacze, reszta umknęła.

Przed uderzeniem ofiara z prawej została spryskana gazem łzawiącym (skąd my to znamy).

Gdzieś widziałem, że Sam & Max Save the World został określony jako remaster, o którym nawet nie wiedzieliśmy, że go chcemy. Cóż, jak informacja o nim mnie zainteresowała, a pierwsze godziny z grą utrzymały w zainteresowaniu pod względem fabuły i rozgrywki, tak im dłużej grałem, tym bardziej skłaniałem się ku opcji, że w sumie niepotrzebny mi był do szczęścia. Świat gra sprawia wrażenie spłyconego na potrzeby wirtualnych przygód pary niby policjantów, a potencjał szalonego humor u i akcji jest niewykorzystany. Zagadki mają nierówny poziom, a niektóre potrafią męczyć ciągłym opieraniem się na podobnym schemacie odwiedzania tych samych miejsc. Zasadniczo jest to produkcja, która ma potencjał dać satysfakcję oraz przyjemnie zabić kilkanaście godzin, ale trzeba do niej podejść bez większych oczekiwań i wykazać się cierpliwością. W związku z tym większość graczy może sobie odpuścić tę produkcję. Kolejne dwie części są w zapowiedzi, ale wątpię, żebym po nie sięgną.


 Ocena: 6/10


Serdecznie dziękujemy Skunkape
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Telltale, Skunkape
Wydawca: Skunkape
Data wydania: 2 grudnia 2020
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 832 MB
Cena: 77,74 PLN
Polska wersja językowa: napisy

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *