The Legend of Heroes: Zero no Kiseki (PSP)

Gdy na przełomie roku 2019 i 2020 odkryłem Trials of Cold Steel, nie spodziewałem się, że będzie to podróż tak długa. Nie do końca zdawałem sobie wtedy sprawę z tego, że do pełnego cieszenia się historią wypada znać więcej tytułów z marki Legend of Heroes. Zero no Kiseki to kolejny przystanek w mojej podróży po świecie Trailsów.

Recenzję napisał Michał Piwnicki

Niezorientowanym w temacie należy się słowo wprowadzenia do cyklu jako takiego. Seria Trials to zestaw gier RPG wydawanych obecnie na wielu platformach, które cechuje dość klasyczne podejście twórców do gameplayu. Natomiast to, co głównie wyróżnia ją od innych dużych serii, jak Final Fantasy czy Persona, to ścisłe fabularne powiązanie kolejnych tytułów. Przejawia się to przez powracających bohaterów, postaci drugoplanowe i, przede wszystkim, głębokie nawiązania do wydarzeń z poprzednich odsłon cyklu rozgrywającego się w tym samym świecie. Gdy przystąpiłem do pisania tej recenzji, dostępnych było kilka arców: Trials in the Sky 1-3 oraz Trials of Cold Steel I-IV. Te dwie podserie dostępne są w języku angielskim na wielu platformach. Mniej więcej między nimi rozgrywa się dylogia, której akcja została osadzona w państwie-mieście Crossbell. Tytuły, które do niej należą, to: Zero no Kiseki oraz Ao no Kiseki.

Bohaterowie i zarys fabuły

Rozpoczynając Zero no Kiseki, miałem wrażenie déjà vu – otóż nasz protagonista rozpoczyna przygodę w pociągu, czyli dokładnie tak samo, jak ma to miejsce w pierwszej części tetralogii Cold Steel! Główny bohater to Lloyd Bannings, świeżo upieczony absolwent szkoły policyjnej, który wraca do rodzinnego miasta, aby odebrać przydział do jednej z jednostek policji i w ten sposób spełnić swoje marzenie o zastaniu stróżem prawa. Trafia do nowo utworzonej jednostki Special Support Section, w skrócie SSS, gdzie poznaje sympatyczną i kompetentną Ellie McDowell, skrytą i młodziutką Tio Palato oraz Randy Orlando, kobieciarza i dawnego członka oddziałów quasi militarnych miasta. Sekcję powołano w celu poprawy reputacji policji, która w oczach mieszkańców przestała dbać o zwykłych ludzi i jest skorumpowana. Ponadto sytuację komplikuje wielka popularność Bracer Guild, którą mieszkańcy postrzegają jako swoich bohaterów.

Fabularnie gra rozwija się bardzo powoli. Na początku wykonujemy drobne zadania dla mieszkańców miasta i terenów należących do Crossbell. W ten sposób trudno nie odnieść wrażenia, że pierwsza część dylogii to tylko przedstawienie bohaterów i świata, zupełnie jak w Cold Steel.

Warto w tym przypadku także wyjaśnić, gdzie geograficznie leży państwo-miasto. Znajduje się ono na granicy dwóch potęg militarnych – Imperium Eraboniańskiego oraz Republiki Calvard, które aktywnie zabiegają o strefy wpływów w mieście.  Położenie ma decydujący wpływ na to, jak żyje się w Crossbell, jak działa organizm polityczny miasta oraz w jak trudnym położeniu pozostają wszystkie podmioty pragnące zachować neutralność i podmiotowość. Z rozmysłem nie opisuję poszczególnych historii, gdyż ich mozaika  oraz poznawanie stanowi o sile produkcji, która, jak wspomniałem powyżej, nie biegnie na łeb na szyję, lecz spokojnie, miarowo, może nawet trochę leniwie opowiada historię miasta i jego mieszkańców widzianych oczyma czwórki mocno różniących się bohaterów.

Tytuł przedstawia miejsce akcji i bohaterów, natomiast poszczególne sprawy rozwiązywane przez SSS często tylko pozornie nie mają większego związku z fabułą. Trudno więc opisywać fabułę w sposób niepsujący niespodzianek i twistów. Dlatego też proszę o wybaczenie wszystkich szukających więcej informacji na temat choćby głównego wątku.

Co się tu robi?

Zero no Kiseki daje graczowi sporą paletę możliwości. Przede wszystkim rozwiązujemy sprawy z głównego wątku historii. Dostępne są też dodatkowe śledztwa, które znajdziemy na komputerze zlokalizowanym w siedzibie SSS w formie maili. Możemy również oddać się szeregowi innych pobocznych aktywności uzupełniających zadania fabularne. W związku z tym łowimy ryby czy walczymy ze specjalnymi potworami w skrzyniach, co dostarcza na poszczególnych etapach gry nie lada wyzwań. Wreszcie zbieramy przepisy i gotujemy. Z tej ostatniej opcji nie korzystałem zbyt często, ponieważ w nie wciągnęła mnie Trials of Cold Steel, a tu jeszcze okazało się, że moja wersja Zero no Kiseki crashuje się po wejściu w odpowiedzialne za gotowanie sub menu.

Przepraszam, czy tu biją?

Pewnie, i to jak za starych, dobrych czasów! Tytuł oferuje klasyczne turowe walki. Nie stanowią one tak wielkiego wyzwania, jak w serii Shin Megami Tensei, ale niektórzy zwykli przeciwnicy (zwłaszcza w dalszej części gry) potrafią nieźle dać w kość. Walki z bossami bywają różne, niektóre są proste, przy innych trzeba wczytywać save’a – tworzy to dobrą równowagę pomiędzy wyzwaniem, a nieco trudniejszą przeprawą. Do dyspozycji w walce oddana zostaje całą drużyna SSS oraz okazyjnie pojawiać się będą inni bohaterowie, by posłużyć jako wsparcie. Podczas walki korzystamy z kilku opcji: ataku, artów będących odpowiednikiem czarów i craftów, czyli technik specjalnych. Do tych ostatnich potrzebne są punkty CP, które zbieramy poprzez pozostałe aktywności na polu bitwy. Możemy także używać przedmiotów oraz poruszać się po polu bitwy, co niekiedy nadaje walce taktycznego sznytu. Potyczki inicjujemy, wbiegając w widocznego przeciwnika, co cieszy, bo już przestałem być zwolennikiem losowych starć, jak w latach 80-90.

Oprawa audio-wizualna

Graficznie tytuł nie oferuje fajerwerków. Mamy otoczenie 3D oraz dwuwymiarowe modele postaci wykonane ze sprite’ów, przywodzące na myśl modele z Final Fantasy Tactics. Zresztą tytuł jest bardzo zbliżony do tego, co oferował wyżej wymieniony fajnal. Oczywiście w zależności od wybranej wersji oprawy potrafi być zmienna. Obecnie Zero no Kiseki nie jest oficjalnie dostępna w języku angielskim, dlatego pominąć można wydania na PS4, Switcha czy dystrybucję Steam (język chiński). Dostępne są jednak wersje z angielskimi patchmi umożliwiającymi komfortową rozgrywkę. Najlepszą wizualnie wersją pozostaje ta na PC, którą przetłumaczyła grupa Geofront (na koniec maja pojawi się także patch do Ao no Kiseki). Na bazie portu PC powstało wydanie EVO oferujące grafikę z PC oraz dodatkowe questy (jest to również ostateczna wersja gry). Niestety to wydanie jest dostępne tylko na PS Vita w Japonii, ale, na szczęście, fani serii zadbali o mod zmieniający język na angielski –  oczywiście warunkiem odpalenia tej wersji jest złamana konsolka. Ostatnim z możliwych i stosunkowo najłatwiejszych sposobów jest translacja na PSP, która posiada najgorszą grafikę spośród wyżej wymienionych wydań i stare tłumaczenie. Także i tę wersję poznamy wyłącznie dzięki konsoli z nieoficjalnym oprogramowaniem lub emulatorowi.

Tytuł ograłem w wersji z PSP na PS Vita w trybie wstecznej kompatybilności, lecz mimo mniej ostrych tekstur i niższej rozdzielczości mogę uczciwie powiedzieć, że gra wygląda… ładnie. Oprawa jest nostalgiczna, stanowi powrót do złotej ery lat 90 i tego, co widzieliśmy na PSX. Osobom preferującym ładniejszy obraz polecam albo wersję Evo z Vity albo, jeśli nie mają tej konsoli, wersję PC z łątką zmieniającą język na angielski i drugą dodającą japoński dubbing będący ekskluzywną funkcją vitowego wydania. Najprościej jest ją zakupić cyfrowo za pośrednictwem DLsite.

Muzycznie tytuł zapada w pamięć. Ścieżka dźwiękowa nie nuży, dobrze podkreśla wydarzenia rozgrywające się na naszych oczach. Tutaj na szczególną uwagę zasługują takie utwory jak: Geofront, Get Over The Barrier! (towarzyszący nam przy walkach), Trinity, On The Green Road, Afternoon in Crossbell, Fated Time, Balloons and Confetti. Wybija się także główny motyw muzyczny gry  noszący ten sam tytuł, co gra. Melancholijnie towarzyszy nam już w menu startowym i w istotnych fabularnie zdarzeń. Ścieżka dźwiękowa jest zróżnicowana i każdy znajdzie tutaj coś dla siebie; są gitary elektryczne, syntezatory, organy hamodna (lub ich syntezatorowa kopia), bywa więc j-popowo, rockowo, ale także sporo jest utworów ocierających się o jazz i  ambient.

Dla kogo jest Zero no Kiseki?

Z pewnością dla fanów klasycznych turowych jRPG-ów, dla których wolne tępo akcji nie będzie stanowiło przeszkody. Jest to pozycja obowiązkowa dla osób zaznajomionych z trylogią Trials in the Sky oraz tych, które jeszcze nie wskoczyły w wir wydarzeń Trials of Cold Steel. Sam ogrywałem tytuł bez znajomości Trials in the Sky, byłem natomiast po ukończeniu dwóch pierwszych części ToCS, czego nieco żałuję.

Zero no Kiseki to świetnie napisana historia, która może momentami nużyć – cała seria ma tendencje do zbliżania się sposobem narracji do długiej serii anime lub gier z gatunku visual novel, co przy dłuższych posiedzeniach może męczyć. Niemniej w zalewie wielu action RPG taki „powrót do przeszłości” stanowi wielką frajdę. Atutem jest też mniejsza niż w Cold Steel liczba bohaterów, dzięki czemu przywiązujemy się do nich bardziej i z większą uwagą odkrywamy sekrety z ich przeszłości, które przenikają się z częścią spraw rozwiązywanych przez SSS. W ten sposób układa się mozaika zdarzeń i zależności, którą w pełni doceniamy po napisach końcowych.

Jednak Zero no Kiseki to tytuł niepozbawiony wad – dla niektórych będzie to dostępność, oprawa wizualna czy powolny rozwój fabuły. Z drugiej strony Zero no Kiseki to tytuł, jakich już prawie się nie robi – retro oprawa, czas na opowiedzenie historii, turowa walka, ergo, jej atuty stanowić będą także wady w zależności od preferencji danego gracza. Tytułu również tak naprawdę nie można w pełni oceniać bez znajomości Ao no Kiseki, gdyż jak to z Falcomem bywa, mowa o jednej grze podzielonej na dwie części. Dlatego niniejsza recenzja to trochę jak próba oceny pierwszego tomu „Władca Pierścieni” – powstał jako całość i jedynie ze względów redakcyjnych został podzielony na trzy tomy.

Na koniec wspomnę tylko, że Zero posiada coś, co charakteryzuje dobrego jRPG-a  – ukłucie smutku po napisach końcowych, a po dłuższym czasie narastającą tęsknotę za bohaterami, z którymi zdążyliśmy się zżyć. Dla fanów serii jest to „must have”, dla wszystkich fanów retro jRPG solidne 8/10.


Zakup obowiązkowy!


Producent: Nihon Falcom
Wydawca: Nihon Falcom (PSP, PS Vita), Clouded Leopard Entertainment (Nintendo Switch)
Data wydania:
30 września 2010 r. (PSP) – Japonia
18 października 2012 (PS Vita) – Japonia
25 lutego 2021 (Nintendo Switch) – Azja
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna

*Screeny zapożyczyliśmy ze strony neoseeker.com

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *