Necrobarista: Final Pour

Kawusia z dodatkiem destylowanej duszy, czyli jak o umieraniu opowiada się w stylu Gen Z. 

Dawno już minęły czasy, kiedy w grach “poważne tematy” i artyzm były uznawane za ewenement i jednocześnie dowód na to, że mogą być sztuką. Teraz u nikogo chociaż trochę zainteresowanego branżą raczej nie wywołuje to wątpliwości, a co piąty indyk spokojnie może wywołać małe załamanie emocjonalne (albo przynajmniej próbuje to zrobić). Nie dziwi więc, że coraz więcej pozycji zaczyna podchodzić do kwestii śmierci w sposób bardzo bezpośredni. Po dość uznanym Spiritfarer czy I am dead, przyszedł czas na Necrobaristę – niestandardowy wizualnie quasi-sitcom w realiach hipsterskiej kawiarni znajdującej się na progu życia i śmierci.

Niestandardowość nie przenosi się na mechanikę, co nie przeszkadza jednak w opowiadaniu historii – to w końcu czystej krwi visual novel, która podbija do kwadratu pierwsze słowo z nazwy tego gatunku. Zamiast zwykłej statyczności, deweloperzy postawili na przeniesienie gry w środowisko 3D, co pozwoliło nadać prawdziwej filmowości dzięki zabawie kadrami, cięciami, ujęciami. Do tego Route 59 w swojej wizji raczej nie zbliża się do kina stylu zerowego, wręcz przeciwnie – jak sami przyznają, ich inspiracją pod względem “reżyserii” jest przeestetyzowanie typowe dla anime ze studia Shaft, co rzeczywiście widać. Ponadto, to faktycznie działa, sprzyja dość luźnemu podejściu do historii, której co dodatkowo uwypukla swoistą lekką “dziwaczność” i tworzy charakter tej pozycji.

Pomimo mocnej stylizacji pod hektolitrami kawy i kawiarnianych gadek znajduje się raczej prostolinijna historia. Zaczyna się od trzęsienia ziemi (czy też, ściślej rzecz ujmując, dość nieudanej próby sił w nekromancji), lecz zamiast rosnącego napięcia otrzymujemy rosnącą ilość relaksu i melancholii zarazem. Będąc bliżej nieokreślonym bytem, gracz przemierza zakamarki lokalu Terminal, w którym zmarli mają ostatnią dobę na to, by spotkać się z żywymi. To w tym kontekście można poznać historie zarówno personelu kawiarni, jak i świeżo przybyłego zmarłego, któremu, cóż, niekoniecznie podoba się fakt przejścia na tamten świat. 

O ile Necrobarista jest grą do czytania bardzo przyjemną, z dobrze napisanymi  postaciami (chociaż można mieć pewne zarzuty względem tego, w jaki sposób zostały napisane ich kwestie; w gruncie rzeczy każda postać posługuje się bardzo podobną stylistycznie mową, z dużą ilością cynicznych żarcików i pewna dozą sprawnie użytego absurdu) i autentycznie zabawnymi dialogami, tak niekoniecznie można powiedzieć, że wątek główny został zrealizowany dobrze. Pozycja posiada sporo in-game lore’u, który. co prawda. wyjaśnia, w jaki sposób funkcjonuje kawiarnia na styku światów, ale jednocześnie wymaga sporej ilości ekspozycji, która  nieco odbiera historii klimat magicznego realizmu, zamieniając tenże potencjał w średniej jakości urban fantasy. Do tego odkrycie głównego “plot twistu” mniej więcej w ⅔ rozgrywki czyni resztę czytania raczej nieciekawą, ponieważ po ujawnieniu go autorzy nie mają za bardzo pomysłu na to, w jaki sposób wycisnąć z niego ładunek emocjonalny, chociaż mógł być naprawdę duży. To jest zasadniczo mój główny zarzut – jak na grę o umieraniu, zbyt wiele tu smalltalku i historyjek z zaświatów. Niezależnie od tego, jak dobrze są napisane, brakuje faktycznego dotknięcia tematu.

Poza główną historią (której poznanie zajmie mniej więcej cztery godziny) znajdzie się sporo dodatkowej zawartości. Część jest zasadniczo dopełnieniem podstawowej linii – pomiędzy rozdziałami fabularnymi można zwiedzać kawiarnię, a niektóre przedmioty okazują się być wyjątkowo znaczące: po kliknięciu na takowy można przeczytać tekstowe miniaturki prezentujące różne historie (nie tylko w formie opowiadania; znajdą się też maile, luźne notatki, etc.). Jako wykorzystanie growego medium sprawuje się to raczej średnio (zwłaszcza w porównaniu z interesującymi wizualiami), jednak  skutecznie komplementuje spokojne tempo samych kawiarnianych gadek, zmuszając do wręcz kontemplacyjnego skupienia. A dzięki temu, że są dobrze napisane, można to docenić. Są też dwie, krótkie historie poboczne. Szczerze mówiąc, wolałabym chyba, by potencjał przedstawionych tam postaci drugoplanowych został bardziej wykorzystany w głównej fabule. Dodatki, chociaż posiadają pewien urok, są klimatem dość odmienne od reszty gry i sprawiają wrażenie “dolepionych” w niekoniecznie przemyślany sposób, a ich niewielka długość sprzyja pobieżności.

Ponarzekałam, ponarzekałam, ale mimo wszystko gra się w to bardzo miło, a zasługą to bardzo dobrej oprawy audiowizualnej, oprócz już wspomnianych metod narracyjnych i niezłego pisarstwa. Cell-shading, głębokie i nasycone kolory, do tego bardzo przemyślany design samego Terminalu, to wszystko po prostu bardzo dobrze się zgrywa. Z kolei ścieżka dźwiękowa z powodzeniem nadaje się do samodzielnego słuchania, bo to bardzo dobrze skomponowana porcja niezależnej elektroniki z momentami melancholijnym sznytem. 

Krótko mówiąc, Necrobarista to rzecz, która daje dużo przyjemności, ale niekoniecznie sprawdza się w zaoferowaniu czegoś głębszego. Humor i oprawa sprawiają, że czyta się to bardzo “miło”, ale niewiele w tym ładunku emocjonalnego (pomimo faktu, że takowy dość usilnie próbowano wprowadzić), co w przypadku gry o śmierci do zalet nie należy. Nie mogę jednak też nikogo do tego zniechęcić – warto chociażby dla świeżej formy, w którą obleczono nienajgorszy scenariusz i świetne dialogi, jednak radziłabym poczekać na promocję. 


Trudno powiedzieć…


Serdecznie dziękujemy Coconut Island Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Route 59
Wydawca: Coconut Island Games
Data wydania: 11 sierpnia 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 3,4 GB
Cena: 79,99 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *