Hextech Mayhem: A League of Legends Story

Znane z Netflixa “Arcane” okazało się wielkim hitem, ale to nie jedyne medium związane z największą esportową grą na świecie, które w ostatnim czasie wyprodukowano.

I ja się bardzo cieszę, że Riot Games wreszcie zabrało się za fabularną część swojego hitu. Gram od pierwszego sezonu, pamiętam “Journal of Justice”, a także masę zmian opowieści tylko i wyłącznie po to, by nowa osoba mogła się wpasować. Teraz wreszcie widać pomysł na rozwój – każda postać ma rozbudowaną historię, a całość da się idealnie rozwinąć poprzez seriale czy gry. I chociaż recenzowane Hextech Mayhem do uniwersum wnosi tylko i wyłącznie slapstickowy humor, to obudowuje to znakomitą rozgrywką. Od fabuły jest “Arcane”, od fabuły jest też Ruined King, od fabuły będzie Song of Nunu. Tutaj chodzi o czysty fun.

Hop, kic, skok!

Ciężko, żeby było inaczej, jeśli za budowanie platformowo-rytmicznego hitu biorą się mistrzowie gatunku – Choice Provisions – znani przede wszystkim z serii Bit.Trip Runner. Mamy więc znakomity soundtrack (polecam osłuchać na Spotify lub Youtube), responsywne sterowanie i… paradoksalnie, niską czytelność. Kamera bowiem osadzona jest zdecydowanie dalej niż w poprzednich grach studia, a rozdzielczość raczej nie osiąga natywnego 1080p lub 720p. Na ekranie dzieje się też zdecydowanie więcej, bowiem główny bohater gry, Ziggs, kocha bomby i wybuchy, a wywoływanie chaosu to jego ulubione zajęcie. Ten chaos strukturyzowany jest przez strzałki na ekranie, które ułatwiają orientację i wskazują, którą z trzech akcji należy podjąć – skok, walnięcie o ziemię czy rzut bombą. Wbrew pozorom nie sprawiają one, że gra jest łatwa, co to to nie.

Dwa razy miałem serię do diamentu – chyba w siódmym sezonie. Teraz wreszcie dotarłem do celu.

Musicie bowiem wiedzieć, że nie wszystkie akcje, które możemy wykonać na planszy, są symbolizowane strzałkami. Rozwałkę możemy pogłębiać, rzucając bomby w odpowiednich miejscach czy wykonując dodatkowy, początkowo nieoznaczony skok. Zarówno oznaczone, jak i nieoznaczone akcje są punktowane, wypełniając pasek oceny po przejściu poziomu i przekładając się na rangę znaną z LoLa – od Żelaza po Pretendenta. Gdy nie trafimy w rytm, Ziggs widowiskowo się wywraca, rytm zmienia się, a my mamy możliwość powrotu na planszę, wciskając odpowiedni przycisk. Teoretycznie możemy “zginąć” na początku etapu i wrócić na końcu, ale gra wtedy oceni nas dość nisko – jako osoba wbijająca platynę co sezon, nie mogę sobie pozwolić na taką słabość! Całości dopełnia kilka walk z bossami, możliwość odblokowania skórek dla postaci (które zmieniają nie tylko wygląd, ale też efekty dźwiękowe) i dodatkowe tryby gry (w tym zwany niemożliwym – bez podpowiedzi i z koniecznością powtarzania etapu od zera).

Maksymalny mnożnik wbity, zmieniają się kolory, muzyka podbita gitarowym riffem… Jest w pytę!

Jestem oczarowany całością i tym, jak pięknie każdy element współgra ze sobą, a szczególnie zauroczony jestem oprawą muzyczną. Trafimy w przeszkodę – muzyka jest wytłumiona, będzie szło nam dobrze – usłyszymy dodatkowe instrumenty. Czy jest coś, co nie zagrało? Cóż, można się czepiać, że wizualnie jest dość monotonnie, bowiem cała akcja dzieje się tylko w jednej miejscówce – znanym z “Arcane” mieście Piltover. Skoro już przy serialu jesteśmy – gra fabularnie nie wnosi praktycznie nic, a wręcz zaburza obraz Heimerdingera, który tutaj jest postacią zdecydowanie bardziej beztroską. Co tu dużo mówić – wszystkie wstawki fabularne są beztroskie, nastawione tylko i wyłącznie na humor. Gra jest też bardzo krótka – trzy godzinki i po sprawie, nie mamy też możliwości walki o dominację w sieciowych rankingach, zostaje więc lokalne śrubowanie wyników. Dodać należy, że w całość zagramy z pełnym dubbingiem, z głosami znanymi z League of Legends.

Dubbing wypada znakomicie, chociaż nie traktowałbym fabuły jako mocno kanonicznej.

Musimy jednak pamiętać o jednym – Hextech Mayhem: A League of Legend Story wyceniono na rewelacyjne 36 zł. Rewelacyjne moim zdaniem. Gdy mówię znajomym grającym w LoLa, że są takie fajne gry dla jednego gracza, że jedna jest śmieszna rytmiczna, druga poważna i rozwija lore, są zachwyceni. A potem mówię im, że jak na jakość, które oferują, są bardzo tanie (bo Ruined King, będący pełnoprawnym RPGiem, kosztuje 120 ziko). I ta radość w ich głosie gaśnie, bo skoro LoL jest za darmo, skoro Valorant jest za darmo, to czemu mieliby płacić za cokolwiek więcej? Narzekają , że skoro trzeba zapłacić to ich ta gra nie interesuje, po czym biegną podpiąć kartę kredytową, by kupować skórki czy przepustki sezonowe.

Ja, kiedy słyszę, że wydajesz 80 zł na przepustkę sezonową, ale 36 zł za dobrą grę to za dużo.

Wszystkim innym twór wydany przez Riot polecam. Może i jest krótki, ale przy tym zabawny, szybki i zachęcający do powrotów. Idealny wręcz na krótkie sesje na Switchu czy to na kibelku, czy w oczekiwaniu na kolejny mecz LoLa w kolejce rankingowej.


Polecamy!


Producent: Choice Provisions
Wydawca:  Riot Forge
Data wydania: 16 listopada 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 3,4 GB
Cena: 36 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *