Itchy, tasty. Nieoficjalna historia Resident Evil – recenzja książki

Itchy, tasty to wciągający i doskonale przyswajalny kawałek historii gamingu na papierze. Jeśli jednak wiesz dlaczego książka nosi taki właśnie tytuł… to nie jest publikacja dla Ciebie.

Resident Evil to jedna z moich najukochańszych serii. Nie licząc odsłony z numerkiem „8”, każdą z części zaliczyłem kilkukrotnie, a pierwsze trzy horrory od Capcomu przeszedłem nawet po kilkanaście razy każdy. Gdy więc na horyzoncie zamajaczyła recenzowana książka, poczułem niemałą ekscytację. Gwarantem jej jakości było dla mnie przede wszystkim wydawnictwo, które odpowiada za pojawienie się publikacji na polskim rynku. Open Beta wypuściło do sprzedaży m.in. polski przekład świetnego Masters of Doom, a na czele firmy stoi niezwykle przeze mnie ceniony Marcin Kosman, znany dziennikarz i autor chociażby doskonałej książki Nie tylko Wiedźmin. Historia polskich gier komputerowych.

Najnowszym uzupełnieniem portfolio warszawskiego wydawnictwa została właśnie nieoficjalna historia Resident Evil, za którą odpowiada Alex Aniel. Związany z gamedevem Japończyk podjął się niezwykle ambitnego zadania rozliczenia z dziedzictwem najbardziej znanego survival horroru, które liczy już ćwierć wieku. Autor przez kilkadziesiąt miesięcy dobijał się do najbardziej znanych postaci w Capcomie, począwszy od Hidekiego Kamiyi, a na Shinji Mikamim skończywszy. Wynik prowadzonych latami rozmów nieco mnie zaskoczył, w dodatku w dwójnasób.

Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale ten element zasługuje w recenzowanej publikacji na szczególne wyróżnienie. Najbardziej ikoniczny kadr serii, odwracający się zombiak z samego początku pierwszej części, przyprawia o ciarki niemalże dokładnie tak samo jak ponad dwie dekady temu. Do tego kultowy zwrot Itchy, tasty wypisany doskonale znaną fanom czcionką stylizowaną na krew. Wspomniany tekst to oczywiście cytat wyjęty żywcem (sic, to przecież seria o umarlakach!) z dziennika znajdującego się w pomieszczeniu z trupem w szafie. Kto ogrywał „jedyneczkę” ten z pewnością wie o co chodzi. Smaczków, które bez problemu rozpoznają lubujący się w residentach gracze jest zresztą w tej książce na pęczki i nie jest to nic zaskakującego. Spore zdziwienie budzić może jednak niewielka objętość publikacji. Nieco ponad 200 stron to moim zdaniem wartość co najwyżej skromna jak na ponad 25 lat strachu i niemalże tyleż samo odsłon gry. Szybko okazuje się jednak, że o ile nasza podróż po świecie Resident Evil rozpocznie się od pierwszej części cyklu, o tyle zakończy się wraz z premierą „czwóreczki”. Tym samym na próżno szukać tutaj wzmianek o większości spin-offów, czy też o poszukiwaniu utraconej tożsamości w kolejnych iteracjach, co z punktu widzenia naszego hobby jest zjawiskiem bardzo interesującym.

Powodem dla którego autor zdecydował się na taki zabieg jest oczywiście pożegnanie Capcomu z ojcami sukcesu serii, w tym przede wszystkim z Shinji Mikamim, który po rozbracie z firmą długo nowego zajęcia szukać nie musiał – mocno zaangażował się wkrótce w serię Evil Within. Dla mnie, jako fana serii, takie postępowanie jest po części zrozumiałe, ale dla osób sięgających po książkę w celu ogólnego poszerzenia wiedzy z zakresu historii gier będzie to raczej ciężkie do przełknięcia. Jak już wspomniałem, dla residentowych ortodoksów byłoby to możliwe do akceptacji, a nawet mogłoby być usprawiedliwione, gdyby zaserwowano im w zamian choć kilkanaście nowych faktów na temat ich ulubionej serii. Tych jednak jest w książce jak na lekarstwo. Przebrnięcie przez dwie setki stron pozwoliło mi stać się bogatszym w wiedzę o zaledwie dwie nieznane mi wcześniej informacje, które ciężko nazwać sensacyjnymi. Były to raczej ciekawostki, na które z dużą dozą prawdopodobieństwa trafiłbym w końcu w Internecie. To zdecydowanie największa wada recenzowanej książki.

Uczciwie muszę jednak podkreślić, że ma ona znaczenie tylko i wyłącznie, jeśli po tytuł sięgną maniacy zombiaków. Osoby mające okazyjny kontakt z serią powinni dać się w pełni porwać lekturze. Lekki styl autora w połączeniu z dużą dozą publicystycznego sznytu sprawiają, że kolejne rozdziały przelatują w oka mgnieniu. Duża w tym zasługa również barwnych opisów, które przeplatają się z ciekawymi komentarzami osób stojących za podwalinami najbardziej znanej serii growych horrorów. I choć w kilku miejscach historie wydają się lekko podkoloryzowane, bez problemu możemy to zrzucić na karb upłynięcia sporej ilości czasu od czasu premiery pierwszego Resident Evil. Jeśli musiałbym się do czegoś jeszcze na siłę przyczepić, byłby to brak jakichkolwiek materiałów graficznych. Za wyjątkiem ilustracji na okładce nie ma tutaj ani jednego screena, okładki, czy nawet szkicu, jest tylko sam tekst. Ale z drugiej strony widać, że w jego przygotowanie włożono mnóstwo serca i uwagi – nie znajdziecie tu błędów zarówno rzeczowych jak i językowych.

Podsumowując, jeśli nie daliście swojemu synowi na imię Leon, nie pokonaliście Nemesisa nożem (wystarczyło zadać 88 ciosów, sprawdzałem kilka razy), a Umbrella wciąż kojarzy Wam się głównie z największym przebojem Rihanny, spokojnie sięgnijcie po Itchy, tasty, a na pewno się nie zawiedziecie. Jeśli jednak od razu kapnęliście się dlaczego książka nosi taki właśnie tytuł, możecie sobie twór Alexa Aniela darować.


Serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Open Beta
za udostępnienie książki do recenzji


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *