Bravely Default II
Gdy zostałem poproszony o napisanie recenzji Bravely Default II, bardzo się ucieszyłem. Po pierwsze, znam tę grę i wycisnąłem z niej wszystko; po drugie, jestem fanem gatunku. Z przyjemnością napiszę Wam więc, dlaczego ta gra i seria w ogóle jest wyjątkowa.
Recenzję napisał Michał Piwnicki
Zacznijmy od genezy
Po około pięciu latach od skończenia studiów odkurzyłem nieco zapomniane Nintendo DS Lite. Czerpałem sporo frajdy z gry, ale na rynku od kilku lat gościł już Nintendo 3DS z biblioteką niesamowicie mocnych jRPG-ów, a to mój ulubiony gatunek. Minęło trochę czasu… Dopiero co zadebiutował na rynku Nintendo Switch, ale ja w końcu decydowałem się zakupić New 2DS XL, czyli ostatnią konsolę z długiej rodziny DS.-ów. Dlaczego zamiast wskoczyć w nową generację, kupiłem schodzący ze sceny sprzęt? Oczywiście powodów podjęcia takiej decyzji było kilka, ale niezaprzeczalnie najważniejszym był Bravely Default, czyli niepozorna gra jRPG, którą recenzenci nazywają duchowym spadkobiercą Final Fantasy 1-5 i ewentualnie 9. Jedynka BD gra w wielu aspektach wybitna – muzycznie, w systemie rozwoju postaci czy dzięki cudownym ręcznie malowanym tłom. Nawet angielski dubbing uważam za przyjemny dla ucha. Dlaczego to piszę, już po części wyjaśniłem we wstępie, jednak muszę podzielić się kolejną refleksją – gra do mnie dotarła, a jestem starszym graczem marzącym o starych dobrych FF. Produkcja była na tyle dobra, że średnio udana bezpośrednia kontynuacja – Bravely Second – nie była w stanie zachwiać moją wiarą w twórców oraz złamać niemej obietnicy, że powstanie jeszcze pełnoprawny następca, oczywiście na kolejnej konsoli od wielkiego N. Jak więc widzisz, Drogi Czytelniku, przekazanie tego kawałka mojej historii było potrzebne, bo gdyby nie pierwsze Bravely Default, nie byłoby tej recenzji i, przede wszystkim, nie grałbym tak dużo jak obecnie oraz nie miałbym Nintendo Switch. Uff, spowiedź zakończona, możemy zaczynać tekst właściwy.
Jak wygląda świat
Świat w Bravely Deafutl II jest do bólu sztampowy, ale to w dzisiejszych czasach wcale nie wada, co to, to nie. Są w nim królestwa toczące wojny oraz zmagające się z wewnętrznymi problemami. Całość, podobnie jak w pierwszej odsłonie z 3DS-a, podano na pięknie malowanych ręcznie tłach z większą niż w przypadku pierwowzoru ilością detali. Wpływ ma na to lepsza rozdzielczość, w której działa tytuł. Nie podam dokładnych liczb, ale w handheldzie gra wygląda, jakby zbliżała się do natywnej rozdziałki, zaś w doku, myślę, że jesteśmy w okolicach 900p. Porządny obraz generowany przez konsolę sprawia, że mamy wrażenie obcowania z pięknie ilustrowaną baśnią. Jednak podczas starć arena jest niewielkich rozmiarów i niestety nie uświadczymy jakiejś szczególnej uczty wizualnej. Znacznie lepiej prezentują się sami przeciwnicy, którzy zostali wykonani szczegółowo i mimo pewnego powtarzania modeli, który jednak ma miejsce, są ciekawie zaprojektowani i cieszą oko.
Świat podzielony jest na obszary–huby, które odpowiadają zwiedzanym przez nas królestwom. Nie jest to tak „ciasne i ograniczające” rozwiązanie, jak w przypadku Final Fantasy X, jednak daje mniejszą swobodę niż klasyczna mapa świata. Z drugiej strony, gdy przypomnimy sobie dawne jRPG-i z tzw. „złotej ery” lat 90tych, to nie oszukujmy się, swoboda była mocno pozorowana, przynajmniej do chwili zbliżenia się do endgame, gdy dzięki zwykle latającemu środkowi lokomocji mogliśmy się już poruszać bez ograniczeń. Rozwiązanie zastosowane w BD II oceniam dobrze zwłaszcza dlatego, że daje wystarczającą swobodę, by na własną rękę eksplorować dostępny w danej chwili obszar, a zarazem nie czyni z niego tylko umownej, nieciekawej mapki (notabene, wygląda przepięknie). Podejrzewam, że twórcy chętnie skorzystaliby z klasycznej mapy świata, jednak biorąc pod uwagę ograniczoną moc Switcha oraz jak dobrze wyglądają poszczególne obszary, sądzę, że nie udałoby się wtedy zapewnić tej samej jakości. Co prawda nie mamy tu już do czynienia z malowanymi ręcznie tłami, ale wciąż jest przejrzyście i kolorowo. Każdy region wyróżnia się inną aurą pogodową, zaś na mapie zmienia się cykl dnia i nocy, który wpływa na agresywność błąkających się potworków.
Historia i postaci
Wspomniałem już, że konstrukcja świata jest sztampowa i taka też jest fabuła. Na początku poznajemy księżniczkę Glorię, która jest ścigana przez złe imperium. Usiłuje ona ocalić jeden z czterech kryształów, który został powierzony pieczy jej rodzimego kraju, Musy. Jak nie trudno zgadnąć, to wokół niej zawiąże się cała drużyna bohaterów. Wkrótce do Glorii dołącza Seth – młody żeglarz, o którego przeszłości wiemy niewiele; Elvis – ekscentryczny mag poszukujący (jakże by inaczej) mocy zaklętej w kamieniach asterisk; oraz Adelle, najemniczka wynajęta przez Elvisa. Zdradzać więcej nie mam zamiaru, ale znowu też nie bardzo jest co. Owszem, zdarzają się zwroty akcji, ale nie takie, których gracz znający gatunek nie byłby w stanie przewidzieć. Nasi bohaterowie podróżują z miejsca na miejsce i wykonują zadania główne popychające fabułę do przodu oraz zadania poboczne, zlecane przez mieszkańców poszczególnych odwiedzanych przez nich miejscówek. Warto jednak wracać do uprzednio „wyczyszczonych” z zadań lokacji, gdyż dość często zdarza się, że po odblokowaniu kolejnego obszaru w poprzednim pojawiają się nowe questy.
Postaci przemawiają przyjemnymi dla ucha głosami zarówno w języku japońskim, jak i angielskim. Na uwagę zasługuje angielski dubbing i właśnie z nim przeszedłem całą grę. Mimo że zdarzały się gorzej brzmiące postaci, to jednak drużyna brzmiała świetnie. Szczególnie Elvis mówiący z, bodaj, szkockim akcentem budował dodatkowy klimat.
Jednakże co nam po dobrych głosach, jeśli nie mają niczego ciekawego do powiedzenia? W przypadku tej gry dialogi są dość dobre, ale niedostatecznie ciekawie, bym był szczególnie zainteresowany tym, co się dzieje. Podobnie jak w Shin Megami Tensei V, tak i w BD II chodzi głównie o system walki, co odbiło się też na treści. Relacje między bohaterami, zwłaszcza między Glorią i Sethem, stają się podobne do, tych jakie widzieliśmy w pierwszym BD. Brak jednak im tej samej głębi, jaka łączyła Setha i Agnès. Między protoplastami z pierwszej gry była niesamowita chemia, której próżno szukać w części drugiej. Nieco lepiej wypada druga para, czyli Elvis i Adelle, których związek jest bardziej przekonujący i mniej naciągany niż Setha i Glorii. Z drugiej strony Elvis i Adelle bledną przy Ringabell’u i Edeii z Bravely Dafault. Chyba ten aspekt gry rozczarował mnie najbardziej. Nie dlatego, że postaci napisane są jakoś koszmarnie, skądże, są dobre, ale w zestawieniu z pierwszą częścią zwyczajnie wypadają gorzej. Jest to o tyle istotne, że BD, posiadając równie prosty rdzeń fabularny, potrafiła zaangażować gracza w toczące się wydarzenia właśnie poprzez przywiązanie do bohaterów i ich losów. W BD II jest to prostu zrealizowane gorzej.
Walka i rozwój postaci
Walka zrealizowana jest w systemie turowym, a w nim czwórka naszych bohaterów mierzy się z przeciwnikami. Starcia ze zwykłymi stworkami są stosunkowo proste, zwłaszcza gdy podgonimy kilka leveli. Bardziej wymagający przeciwnicy to oczywiście fabularni i dodatkowi, pojawiający się zazwyczaj w questach bossowie. Właśnie walki z bossami stanowią nie lada gratkę dla miłośników gatunku. Jest to swoisty festiwal próbowania różnych buildów postaci do jakich system rozwoju zastosowany w serii nadaje się wprost wybornie. Bohaterowie wraz z postępami fabuły zyskują kamienie asterisk – te zaś są nośnikami potężnych umiejętności skupionych w zawodach typu: czarny mag, włócznik. Naszym bohaterom możemy także dodać drugą klasę, która nie będzie się rozwijała jako dodatkowa, ale za to zaoferuje dostęp do wyuczonych wcześniej umiejętności. Podczas starć korzystamy z palety dostępnych dla danego zawodu zdolności oraz mechanik, od których recenzowany tytuł wziął swą nazwę – Bravely i Default. Bravely polega na tym, że gdy nadejdzie nasza tura, niejako na poczet przyszłych ruchów, możemy wykonać dodatkowe akcje. Jeśli skorzystamy z tej możliwości, kilka kolejnych kolejek stoimy. Druga mechanika to odwrotność pierwszej, czyli Default. Po wybraniu tej komendy nasza postać nie wykonuje ruchu, magazynując go na kolejną turę, by móc wykonać więcej akcji. Brzmi to wszystko może skomplikowanie, ale takie nie jest, i, co więcej, dodaje starciom dodatkowej strategicznej głębi.
System rozwoju klas i postaci to spory „grind fest”, ale gra oferuje kilka sposobów na przyśpieszenie zdobywania doświadczenia. Podczas przygód zdobywamy różne wabiące danych wrogów pokarmy, a właściwe wykorzystanie ich sprawia, że przeciwnicy lgną do nas jak muchy do… miodu. Przy odrobinie szczęścia skutkuje to serią starć, których im większa ilość, tym wyższa liczba mnożnika doświadczania, którą na koniec potyczki gra zestawi z sumą zdobytego przez nas doświadczenia. Proste i zarazem świetne rozwiązanie. Angażuje na tyle, by nie była to nuda przeprawa i „przeklikiwanie starć”, i zmusza do żonglowania posiadanymi klasami oraz tymi, które chcemy rozwinąć. Ponadto po wyuczeniu się odpowiednich zdolności możemy podbić sobie częstotliwość wypadania ze stworków przedmiotów. Z kolei gdy wiemy, z którymi z nich walczyć, możemy zdobywać przedmioty modyfikujące na stałe statystyki, takie jak siła czy szybkość. Innym sposobem na szybki rozwój lub jego przyśpieszenie jest korzystanie z wypraw łodzią na poszukiwanie zaginionych lądów i skarbów. Mechanika ta udała się znacznie lepiej niż jej protoplastka z pierwszej części, czyli odbudowywanie wioski Tiza. Na czym tu to polega? Otóż na wysłaniu łodzi w podróż oraz uśpieniu Switcha (nie wyłączamy gry!). Po określonym czasie wracamy do gry i przywołujemy naszą łódź. Im dłużej była ona na morzu (czyli im dłużej konsola była uśpiona) tym większa szansa, że z wyprawy przywiezie cenne fanty. Są nimi często przedmioty dodające punkty doświadczenia lub punkty dla klas. Miłym akcentem jest dodanie opcji sieciowych, które sprawiają, że możemy dostać jeszcze lepsze przedmioty niż wyprawy w pojedynkę. Różnica nie jest jednak tak piorunująca jak w jedynce, gdzie bez połączenia z siecią i bez pomocy innych graczy nie byliśmy, de facto, w stanie odblokować istotnych umiejętności postaci (odpowiedników limitów z FF). Tutaj mini gra z okrętem może zwyczajnie przyśpieszyć nasz grind i warto o tym pamiętać.
Muzyka
Wyłączając Bravely Second, za muzykę serii w 100% odpowiada japoński multiinstrumentalista i kompozytor Revo, frontmen zespołu Sound Horizon. Kompozycje zarówno w BD I, jak i II instrumentalnie są bardzo bogate; nie ma tu limitu instrumentów czy ograniczeń budżetowych. Z jednej strony utwory są pełne klimatu doniosłego, znanego z kompozycji Nobou Uematsu, z drugiej są to dźwięczne rockowe kawałki dające „powera”. Mimo wszystko ścieżka dźwiękowa do drugiej części nie zapada w pamięć tak mocno, jak ta z pierwowzoru. Mówimy tu jednak o kwestiach dotyczących osobistych preferencji gracza. W mojej ocenie Revo znowu pięknie stworzył… to samo. Brak mi było świeżego spojrzenia na temat. Niemniej, oddając mu sprawiedliwość, powiedzieć trzeba, że muzyka do gry pasuje jak ulał, co więcej, w zestawieniu z wieloma innymi soundtrackami do gier wypada wręcz wybitnie.
Podsumowanie i ostatnie refleksje
Bravely Default II to gra, na którą czekałem, i która mnie nie zawiodła w kluczowych elementach, tj: walce, muzyce i klimacie dawnego Final Fantasy. Mimo wszystko BD II cierpi na drobne problemy w sekcji dotyczącej pisania postaci. Kolejną sprawą jest też lekki zawód, że na nowym sprzęcie i z wyższym budżetem nie otrzymaliśmy gry AAA. Owszem BD II ma sporo jakościowych elementów takiej produkcji, ale jednak brak tu odpowiedniego wykończenia. W zestawieniu z wydanym także na Switcha ponad 20-letnim Final Fantasy IX od razu widać, że staruszek miał większy budżet (jak na swoje czasy, ergo, był tytułem AAA). Było można w nim zajrzeć do większej ilości pomieszczeń, była masa ukrytych easter eggów itp., a niektóre aktywności poboczne były niesamowicie angażujące. Gra skrywa zwykłe-niezwykłe sekrety, których próżno szukać w BD II, gdyż tu wszystko sprowadza się do oznaczonych postaci dających nam questa. W tym względzie zaobserwowałem najmniejszy progres względem BD I.
W BD II spędziłem łącznie ponad 100 godzin, wykonując każdego questa, maksując niemal każdą z klas postaci dla każdego z bohaterów oraz odblokowując ostateczną klasę. Bawiłem się przy tym wybornie, głównie za sprawą poziomu trudności samych starć oraz świetnego systemu rozwoju zawodów postaci. Będąc dorosłym człowiekiem, nie poświęciłbym tej grze tyle czasu, gdyby była tytułem przeciętnym. Podniesione przeze mnie zastrzeżenia stanowią tak naprawdę dowód na to, jak ważna jest ta seria dla mnie, jrpgowego dinozaura. Bravely Default II swoją sprzedażą i jakością przy ograniczonym budżecie dowodzi, że wciąż istnieje rynek na staroszkolne granie. Pozostaje mieć nadzieję, że i twórcy odpowiedzialni za serię dostaną w końcu środki, by wejść na wyższy poziom i pokazać, jak powinny wyglądać jRPG AAA.
Recenzowany tytuł to mocne 9/10 dla wielbicieli gatunku. Pozostałe osoby mogą odjąć, w zależności od upodobań, od 0,5 do 1 punktu. Niemniej jednak uważam, że Bravely Default II to zakup obowiązkowy dla każdego, kto lubi jRPG i posiada Nintendo Switch.
Producent: Square-Enix
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 26 lutego 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 12,7 GB
Cena: 249,80 PLN
*Screeny pochodzą ze strony Nintendo UK.
Najnowsze komentarze