Monster Rancher 1 & 2 DX
Jeśli coś kochasz, pozwól mu odejść.
Trenowanie komputerowych stworków jest dzisiaj opanowane niemal wyłącznie przez Pokemony i ich “klony”. Seria Game Freak zdominowała rynek pod koniec lat 90., że niemal każdy wydawca natychmiast rzucił się do adaptowania formuły kieszonkowych stworków, aby załapać się na chociażby kęs pokemaniowego tortu.
Praktycznie zapomniany już dzisiaj Monster Rancher był jedną z takich serii. Napisać jednak, że Tecmo postanowiło jedynie skopiować formułę Pokemon (i nieco wymieszać ją z Shin Megami Tensei) byłoby sporym przewinieniem. Bo choć tutaj także sercem zabawy jest trenowanie i wystawianie do walki potworów, Monster Rancher to zupełnie inna bestia. Dzięki kolekcji dwóch pierwszych części cyklu z pierwszego PlayStation – Monster Rancher 1 & 2 DX, mogą się o tym przekonać także współcześni gracze.
Otwarty świat, eksploracja, setki NPC, przygoda – tych rzeczy w Monster Rancher nie znajdziecie. Tecmo postanowiło rozebrać koncept ze wszystkich zapełniaczy odwracających uwagi od najważniejszego, czyli samego trenowania schwytanych potworów. Schwytanych w dość niekonwencjonalny sposób. Oczywiście istnieje sklep, w którym możemy kupować kolejne potwory, ale ceny są niezbyt zachęcające. Zamiast tego oryginalnych wersjach na PS1 potwory w Monster Rancher generowało się poprzez wyjęcie płyty z grą z konsoli i zastąpienie jej dowolną inną płytą CD. Przy pomocy algorytmu gra tworzyła specyficznego potwora na podstawie płyty, którą włożyliśmy do czytnika. Oczywiście Switch nie posiada wejścia na płyty kompaktowe, więc zamiast tego możemy wyszukać naszą ulubioną płytę w wyszukiwarce. Może nie jest to tak samo eleganckie rozwiązanie, ale ciężko się nie uśmiechnąć na widok ogromnego dinozaura wytworzonego przy pomocy “Baby One More Time” Britney Spears.
No dobrze, a więc mamy już naszą pierwszą bestię. Co dalej? Zdecydowaną większość gry spędzamy na rancho. Tutaj nasz podopieczny spędza beztrosko wolny czas, a my co tydzień wybieramy dla niego kolejną formę treningu. Przez trening natomiast rozumiem wyzyskujące prace społeczne – od polowania na zwierzynę po wykonywanie sztuczek w cyrku. My otrzymujemy za to niewielką zapłatę, a nasz potwór drobne wzmocnienia statystyk. Po zebraniu odpowiedniej ilości gotówki możemy też wysłać potwora na miesięczny i dużo bardziej efektywny trening.
Koniec końców nasz potwór jednak posiada też własny charakter. Czasami może leniwie odmówić wykonania powierzonego zadania i poprosić o drzemkę. Albo całkowicie je sknocić, przez co nie otrzymamy ani pieniędzy ani punktów statystyk. Otrzymujemy wtedy wybór między ukaraniem przewinienia a puszczeniem występku płazem. Oczywiście oba wybory mają swoje konsekwencje. Uratowany uniknięciem odpowiedzialności potwór będzie szczęśliwszy i bardziej do nas przywiązany, ale w przyszłości może skopać kolejne zadania. Z kolei zbyt często karany potwór co prawda stanie się bardziej zdyscyplinowany, ale też wrogo nastawiony do właściciela. Może nawet uciec z rancho, przez co stracimy cenne tygodnie oraz gotówkę potrzebną do znalezienia zguby. Potwory naprawdę potrafią różnić się charakterem i zachowaniem, dzięki czemu znacznie łatwiej się do nich przywiązać.
Wcześniej czy później musimy też postawić naszego pupila w szranki i toczyć pojedynki z innymi potworami. Podczas organizowanych co kilka miesięcy turniejów naszym zadaniem jest pokonanie wszystkich oponentów i tym samym zakwalifikowanie się do walk wyższej kategorii. Pojedynki odbywają się w czasie rzeczywistym i sprowadzają się tak naprawdę jedynie do wciskania jednego przycisku w odpowiednim momencie. Każdy potwór posiada kilka ataków, które zmieniają się wraz z odległością między dwójką walczących. Prawdę mówiąc sam system nie jest szczególnie angażujący. Mimo to oglądanie naszego potwora, który dzięki ciężkiemu treningowi praktycznie przelatuje przez kolejne walki nokautując przeciwników jest naprawdę satysfakcjonujący.
Gameplay loop polega więc zwykle na odpowiednim rozwinięciu zwierzaka, zamrożeniu go w momencie osiągnięcia pełnego potencjału, stworzeniu kolejnego potwora, wytrenowaniu go i w końcu łączeniu ze sobą zebranych zdobyczy w celu otrzymania jeszcze potężniejszej bestii. I cykl ten powtarzamy tak długo, aż w końcu w nasze ręce wpadnie bestia wystarczająco silna, aby przedrzeć się przez wszystkie turnieje o rosnącym poziomie trudności.
Nie da się ukryć, że są to gry naprawdę monotonne. Tak naprawdę większość czasu spędzamy na przeklikiwaniu podobnych menu, wybieraniu w kółko takich samych opcji, a stagnację przerywają jedynie wcale nie aż tak rozbudowane walki. Konwersja również nie jest specjalnie imponująca – gry zostały zachowane w praktycznie niezmienionej formie, choć mile widziane są nieliczne zmiany QoL, jak możliwość stałego przyspieszenia rozgrywki. Monster Rancher jednak działa, ponieważ zawsze to my posiadamy pełną kontrolę nad rozwojem naszego potwora. Gra zachęca do eksperymentowania, ciągłego łączenia ze sobą kolejnych zebranych potworów, odkrywania kolejnych zasad i naprawdę rozwiniętych mechanik wychowywania potworów. Pomimo głębi nie jest to wciąż tytuł, w który da się grać godzinami. Jeśli jednak szukacie tytułu, do którego będziecie mogli zaglądać przez miesiące dla kilkudziesięciominutowych sesji przez snem lub w autobusie, powinien być to naprawdę dobry wybór.
Serdecznie dziękujemy Koei Tecmo Europe
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Koei Tecmo
Wydawca: Koei Tecmo
Data wydania: 9 grudnia 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1.3 GB
Cena: 120 PLN
Najnowsze komentarze