Captain Velvet Meteor: The Jump+ Dimensions

Bo liczy się wyobraźnia.

Nie wiem, czy Wam też się tak zdarzało, ale ja w dzieciństwie, gdy miałem stanąć przed sytuacją stresującą, wyobrażałem sobie, że jestem bohaterem jakiejś bajki i na pewno dam sobie radę. Ba, w czasach szkoły średniej, w momencie zachłyśnięcia się kulturą japońską, pisałem do szuflady opowiadanie, w którym trafiałem do Tokio, gdzie otaczały mnie postaci ze znanych mi anime. I bardzo podobną podstawę fabularną ma Captain Velvet Meteor: The Jump+ Dimensions. Młody chłopak imieniem Damien musi przeprowadzić się z ojczystej Francji do dalekiej i znanej tylko z kart mang Japonii. Zestresowany i przestraszony zostaje sam w domu z listą rzeczy do zrobienia od mamy. Niestety nawet pozornie proste czynności budzą w nim przerażenie. Tutaj właśnie na scenę wchodzi Kapitan Meteor i jego przyjazny robot pokładowy Jay-P!

Statek jest hubem, który pozwala powtarzać misje czy kontynuować te porzucone – buduje to klimat, ale praktycznego zastosowania w tym nie ma, jeśli nie porzucacie rozpoczętych rozdziałów.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy opowieści, bo mimo że nie jest specjalnie skomplikowana, to trafia wprost w moje serduszko. Chłopak, chcąc poradzić sobie z nieznanym, wyobraża sobie, że jest kosmicznym odkrywcą zbierającym kryształy mocy do naprawy statku. W poznaniu nieznanej planety pomaga mu ośmioro znanych bohaterowie z mang Jump+ (choćby najsłynniejsze obecnie “SPY X FAMILY” czy “Monster #8”). Przeprowadzają chłopca przez rzeczy pozornie banalne, jak uspokojenie psa na podwórku, zjedzenie obiadu czy przejście obok wielkiego robala, by umyć zęby. Pojawiają się też jednak motywy mocniejsze, jak poradzenie sobie ze śmiercią dziadka. I mimo że bohaterowie są mi kompletnie nieznani (wypadłem z mangi i anime dobre parę lat temu), to nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie – mam wrażenie, że dzięki temu mogłem bardziej skupić się na Damienie i jego problemach.

Piesek! Pieeesek! Uszka! Łapki!

Rozgrywkę możemy podzielić właściwie na dwa rodzaje – walkę i eksplorację. Ta druga jest bardzo banalna – biegamy po domu, zbierając znajdźki i aktywując faktyczne zadania z listy od mamy. Teoretycznie każde zadanie ma ten sam schemat – teleportujemy się na mapę jako Velvet Meteor, by razem z sojusznikiem dotrzeć do końca poziomu, czasem walcząc z przeciwnikami lub uciekającym czasem. Pole walki ma strukturę kwadratowej siatki, główny bohater zawsze ma swoją spluwę i cztery ruchy w ramach tury. Bohaterowie mają wspólne życie odnawiające się wraz z pokonywaniem przeciwników, a za odpowiednie combo nagradzani jesteśmy dodatkowymi ruchami w turze lub orbami do ataków specjalnych.

Przeciwnicy dokończą swoją turę, płonąc, ale potem zostanie z nich pył, a nasz pasek zdrowia się wypełni.

Twórcy z Momo-pi znakomicie wyważyli tempo rozrywki. Każdy rozdział to inny bohater Jump+, który wspomaga nas w walce. Plusem jest też to, że każdy z nich walczy w inny sposób. Pierwsze dwie potyczki w ramach rozdziału to wprowadzenie, mające zaznajomić nas ze specyficznymi zasadami panującymi na planszy. Przykładem może być niszczenie zieleni zagradzającej nam drogę,  omijanie pół zadających obrażenia, czy mierzenie się z pozornie nieśmiertelnymi wrogami, których chronią karaluchowate cienie. Przeciwnicy też różnią się sposobem ataku czy wytrzymałością – na te małe czarne wystarczy wejść, większe czerwone biją na dystans, a na największych trzeba znaleźć sposób. Nie jest to może najwyższy poziom wyrafinowania w tego typu grach, ale jeśli połączymy to z dobrą dynamiką (plansza to max. 10 minut, rozdział to około godzinka) i nie najgorszym poziomem trudności (zdarzyło mi się parę razy dostać po głowie, ale wtedy po prostu restartujemy poziom), to dostajemy całkiem wciągającego szpila, który satysfakcjonuje zwłaszcza przy niektórych walkach z bossami.

Niebieskim ziomeczkiem można strzelać w linii prostej, a on odbije się od konkretnych ścian. Bez wykorzystania tych specjalnych możliwości każdego bohatera może być krucho.

Captain Velvet Meteor: The Jump+ Dimensions nie jest grą wybitną, idealną czy wyznaczającą nowe standardy w branży. Nie jest też tytułem dla wszystkich, bowiem część osób może uznać historię za głupią czy infantylną. Mam wrażenie jednak, że tytuł wydany przez SHUEISHA GAMES trafił po prostu idealnie w moje poczucie wrażliwości. Oczarował mnie prostym, acz solidnym pomysłem na fabułę i takiż samym wykonaniem. Jak to zdarza mi się pisać – ta gra po prostu jest taka, jaka miała być.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy SHUEISHA GAMES
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Momo-pi
Wydawca:  SHUEISHA GAMES
Data wydania: 28 lipca 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 929 MB
Cena: 84 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *