The Legend of Nayuta: Boundless Trials

Z malutkiego na mały ekran.

Gdy pierwszy raz odpaliłem The Legend of Nayuta: Boundless Trials i przetrwałem przydługawy (lecz potrzebny) wstęp, pomyślałem: “To wygląda jak z GameCube’a”. Nie miałem tym nic złego na myśli – zachwyciła mnie płynność rozgrywki i taki luźny, wakacyjny klimat. Ma to sens, Nayuta bowiem wraca na wakacje do rodzinnego miasteczka leżącego na Remnant Isle, by wraz ze swym przyjacielem Cygną zająć się, jak co roku, dorywczą pracą “złotych rączek”. Nie chodzi tutaj o zwykłą pracę mechanika czy hydraulika, a bardziej drobne prace – a to trzeba znaleźć dla kucharza ziele, a to zupę przynieść wstydliwemu strażnikowi. W tle tych zadań majaczą marzenia chłopaka o kontynuacji pracy zmarłych rodziców, by znaleźć Zaginione Niebo – mityczną krainę miodem i mlekiem płynącą. Splot zdarzeń sprawi, że nie tylko odnajdzie on wymarzony świat, ale również ruszy mu na ratunek.

Nayuta nie dość, że jest silny, to jeszcze wykształcony!

Ogromnym i zdecydowanie najmocniejszym elementem gry jest fabuła i świat – gra należy do serii Trials (chociaż jest raczej bardzo luźno z nią związana) i widać mocne postaranko twórców, jeśli chodzi o aspekty okołogameplay’owe. Przydługawy wstęp do gry (kontrolę nad postacią uzyskałem chyba po 20 minutach czytania) początkowo dziwi, ale jest niezwykle ważny w kontekście budowania więzi między Nayutą a postaciami pobocznymi. Nie wiem, czy to wpływ ogrywanego przeze mnie ostatnio Ateliera czy na “starość” robię się sentymentalny, ale wykreowany przez japońskie studio Falcom miks fabuły i gameplayu przemawia do mnie i sprawia wrażenie wiarygodnego. Dużą rolę spełniają tutaj zadania poboczne, które dodają smaczku i nawet jeśli zazwyczaj polegają na tym samym (przynieś, podaj, ubij mieczem), to dialogi dookoła zadań zachęcają do dalszej pomocy mieszkańcom. Ważne jest też odpowiednie budowanie mitologii świata – ta jest spójna, odpowiednio dawkuje informacje, nie zalewając nas masą faktów, a ważne wydarzenia odpowiednio rozwijają wspomniane wcześniej historie czy legendy. Fabularnie niemal bez zarzutów. Niemal, bo niezmiernie irytowała mnie jedna z postaci, która w miarę rozwoju fabuły przyznawała się wielokrotnie, że zataiła przed nami istotne informacje.

Już sama historia wciąga, a gra jeszcze dodaje masę informacji dla ciekawskich, czy to w menu, czy specjalnym muzeum.

Całość fabuły zawarta w sześciu rozdziałach i dodatkowym epilogu mogłaby zająć 12 godzin. Mogłaby, ale niestety twórcy zamknęli przed nami ostatniego bossa za ogromnym grindem. Kończąc ostatni rozdział i wchodząc do epilogu, miałem poziom 36 – i myślałem, że to fabularnie w zasadzie tyle, historia bardzo fajnie się domknęła, a ja będę miał okazję dokończyć zadania poboczne. Nic bardziej mylnego – epilog wprowadza twist (kolejny, bo twistów w grze jest więcej niż czipsów Twistosów w paczce), który ciężko jest zignorować, a domknięcie twistu zamknięte jest w planszy o rekomendowanym 50-tym poziomie. To jest dobre kilka godzin dodatkowego biegania po znanych już sceneriach i ubijaniu tych samych wrogów tylko po to, by zawalczyć z dodatkowym bossem i zobaczyć ending, który w sumie mógłby nie istnieć.

Od strony rozgrywki The Legend of Nayuta: Boundless Trials to RPG akcji z naciskiem na elementy platformowe i odrobinę eksploracji. Poziomy są raczej krótkie, maksymalnie kilkuminutowe, dostosowane do mobilnej formy rozrywki. Możliwości ruchu Nayuty to standard w branży – podwójny skok, jeden przycisk ataku, unik, blok, ataki magiczne. Początkowo jest strasznie ubogo i usypiająco, ale wraz z postępami odblokowujemy dodatkowe ruchy, czary czy możliwości eksploracji co zwiększa satysfakcję z gry. Dużym plusem są też walki z bossami – są one dość częste i odpowiednio różnorodne, stanowiąc odpowiednie wyzwanie, a czasem wręcz zmuszając do eksploracji ukończonych już poziomów celem znalezienia potężniejszego uzbrojenia.

“So here is this giant enemy crab…”

Chociaż eksploracja w późniejszym czasie jest w porządku i znalezienie odpowiedniej drogi do końca poziomu jest satysfakcjonujące, tak trochę leży tempo gry. Temat końcowego grindu już poruszyłem, ale wielokrotnie zamiast skupiać się na ratowaniu świata czy bliskich bohaterowi ludziach, musiałem wracać do poprzednich poziomów szukać kryształka, z którego miejscowy kowal wykona odpowiedni oręż. Możliwości kupna oręża czy zbroi kończą się wyjątkowo szybko. Kolejne bronie musimy nie dość, że znaleźć, to jeszcze często i gęsto za nie dodatkowo (i słono) zapłacić. W grze, która tak mocny nacisk kładzie na fabułę, takie barbarzyńskie metody przedłużenia rozgrywki są moim zdaniem niedopuszczalne… O wiele bardziej wolałbym zaspokoić ciekawość, co zdarzy za chwilę, zamiast biegać po ukończonych już poziomach, bo nie zauważyłem skrzyneczki na dalekiej platformie…

Warstwa techniczna też nie zachwyca. Może i mamy płynne 60 klatek i natywną rozdzielczość, ale ludzie kochani, to jest gra, która oryginalnie wyszła na PSP. Powinniśmy od niej oczekiwać czegoś więcej, a dostaliśmy niski zasięg rysowania przeciwników (czasem znikają przy bocznych krawędziach ekranu!) na sprzęcie kilkuset razy mocniejszym niż oryginał, co jest śmieszne. Dubbing mógłby tutaj nie istnieć – w trakcie kilkunastu godzin gry dialogów słyszałem może w sumie… z pięć minut? Plusem na pewno jest muzyka miło przygrywająca w słuchawkach. Dobra jest też opcja przyspieszenia rozgrywki – w trakcie walk i eksploracji nieprzydatna, ale znacząco popycha zbyt ślamazarne tempo scenek fabularnych.

Niby remaster, ale chyba nie starczyło budżetu na zrobienie wszystkich tekstur w wyższej rozdzielczości…

Ponarzekałem trochę, ale przygody Nayuty to przede wszystkim dobra historia, którą każdy fan japońskich gier przygodowo-RPGowych powinien poznać. Nie umywa się pod względem systemu walki do serii Ys, ale fabularnie potrafi przytrzymać i zaciekawić. Warto dodać do Wish Listy na eShopie.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy NIS America
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Nihon Falcom
Wydawca: NIS America
Data wydania: 22 września 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 4 GB

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *