Aoishiro HD Remaster

Visual novel, które uczy, że po zadawaniu się z siłami tajemnymi ciężko o szczęśliwe zakończenie…

Syouko, główna bohaterka, razem ze swoim szkolnym klubem kendo przybywa na wyspę, na której odbywa się letni obóz treningowy w znajdującej się tam buddyjskiej świątyni. W trakcie podróży autobusem nauczycielka wesoło opowiada o legendzie, która stała się początkiem krwawych rytuałów odbywających się na sąsiedniej wyspie, Urashimie. Już pierwsze deja vu i wizje czerwonych kwiatów, jakich Syouko doznaje  na miejscu, wskazują na to, że w legendzie jest więcej niż ziarno prawdy, a pradawne moce są aktywne nawet w czasach bardzo współczesnych.

Aoishiro, jak szybko się okazuje, to przykład przepełnionej tajemnicami historii osadzonej głęboko w kontekście japońskiej mitologii. Twórcy dorzucają do tego odrobinę wątków yuri (chociaż niespecjalnie rozbudowanych, a bardziej fanserwisowych – ale o tym jeszcze potem), sporo elementów slice-of-life i wychodzi z tego zgrabny koktajl. Zanim jednak wspomnę cokolwiek więcej o fabule, muszę niestety trochę ponarzekać na jakość remastera. Szczególnie tłumaczenie potrafi skutecznie odebrać radość z czytania ze względu na liczne omyłki. Do tego dochodzą takie niedopatrzenia edytorskie, jak np. długa przerwa między literami po apostrofie. Nie brakuje też rozmaitych przypadków niedbałości – gra jest wyposażona w słowniczek tłumaczący rozmaite pojęcia mitologiczne, od których się wręcz roi, ale jest on zorganizowany… według japońskich sylab, a znajdują się w nim słowa zarówno zostawione w formie zromanizowanej, jak i przetłumaczone na angielski. Na przykład pod „Ya” znajdziemy i „Yasuhime-sama”, i angielskie sformułowanie na literę, dla przykładu D. Problemów z tłumaczeniem nie jest aż tak wiele, żeby nie dało się śledzić akcji, ale skutecznie wybijają z rytmu, gdy się pojawiają.

Opisów jedzenia jest w tej VN dużo. Wręcz dużo za dużo.

Wspomniane niedogodności nie zmieniają faktu, że historia należy do dość udanych, zwłaszcza ciekawy jest wspomniany folklorystyczny setting. Do przejścia mamy sześć ścieżek (łącznie z odblokowywanym później Grand End) teoretycznie zawierających w sobie wątek romantyczny. Co prawda bohaterka ciągle otoczona jest dziewczynami z klubu Kendo, ale większość postaci, wokół których skupiają się poszczególne ścieżki, to osoby przynależące do świata nadprzyrodzonego, które dopiero poznajemy w otoczeniu buddyjskiej świątyni. Od razu wspomnę, że, podobnie jak w Akaiito, na zbytnie rozbudowanie wątków romansowych nie ma co liczyć (zresztą może to i dobrze, skoro jedna z postaci jest siostrą głównej bohaterki, a inna ma aparycję dziesięciolatki). Pojawiają się oczywiście ciekawie napisane i głębokie relacje, ale ciężko mówić tu o romantycznych uczuciach, a zakończenia bardziej związane są z wątkiem nadprzyrodzonym, niż romantycznym. Są za to homoerotyczne podteksty i adekwatne ilustracje, ale dla mnie wyglądały często jakoś dziwnie (dlaczego nie można się pocałować tak po prostu, tylko musi to być “sztuczne oddychanie”?, dlaczego twórcy tak chętnie korzystają z motywu picia krwi w różnych okolicznościach?). Krótko mówiąc, ten aspekt wyszedł trochę niezręcznie i nie był w ogóle rozbudowany, a trochę szkoda, bo ostatecznie postaci są fajnie napisane i z chęcią zobaczyłabym też bardziej emocjonalną stronę przedstawianej historii.

W końcu pierwszy pocałunek nie może być tak po prostu. I co to za opis?

Rozbudowania nie brakuje z kolei wątkom nadprzyrodzonym. Każda ze ścieżek, chociaż podąża stosunkowo zbliżonym schematem, jest niczym kawałek puzzla, który pozwala na zobaczenie coraz większego kawałka prawdy, ale nowe wybory potrafią zaskoczyć wcześniej nieznanymi detalami. Bardzo doceniam też, że w zależności od dokonanych wyborów zmienia się częściowo przebieg fragmentów „obyczajowych”, co jest super – zdecydowanie bardziej naturalne rozwiązanie, niż w wielu innych visual novel, gdzie zmienia się tylko fragment tekstu po wyborze (no i późniejsza ścieżka), a reszta pozostaje taka sama. Odkrywanie prawdy o rytuale i zawiłej przeszłości Syouko to czysta przyjemność – chociaż gra poświęca sporo czasu na ekspozycję i fragmenty obyczajowe, później wszystko kumuluje się podczas epickich, rozbudowanych i pełnych intensywnej akcji finałów.

Jak jednak przystało na puzzle, i to puzzle dość niebagatelnego rozmiaru (Aoishiro do wymaksowania wymaga ok. 35 godzin, ja aż takiej cierpliwości nie miałam), jest to praca dość mozolna. Gra oferuje 56(!) zakończeń, z których większość jest zła, a do tego samo unikanie dead endów może nie wystarczyć, by zobaczyć pozytywny finał. Ilość wyborów jest przerażająca, a nawet mały błąd może zaprzepaścić szansę na osiągnięcie oczekiwanego rezultatu. Byłoby to w porządku, gdyby nie brak podstawowego ułatwienia, jakim jest możliwość przeskakiwania do następnego wyboru – tekstu jest jednak sporo i samo przewijanie i tak zajmuje za dużo czasu (a jeśli koniec końców i tak dostaje się ten sam rezultat, to łatwo się zniechęcić). Dlatego koniec końców utknęłam i zdecydowałam się zaprzestać starań, ale czasu spędzonego z grą nie żałuję.

A oto jeden z trzech męskich bohaterów tej gry, tutaj przypomina graczom o dobrodziejstwach aktywności fizycznej.

Gra ma już swoje lata, co widać w niedzisiejszej dość stylistyce ilustracji… która bardzo mi się podoba. Co prawda format nowelki nie pasuje do Switcha, więc twórcy zamiast poszerzać w jakiś sposób obrazki, zdecydowali się na pozostawienie po bokach pasów w wodny deseń. Jednak CG wykonane są dokładnie, dynamicznie, z pięknymi tłami i do tego jest ich całkiem sporo. Wtóruje im przemyślana ścieżka dźwiękowa, która w bardziej akcyjnych scenach potrafi na przykład rozbrzmieć tradycyjnymi japońskimi instrumentami. Za plus też można uznać poprawny, udany voice acting. Poza samym Aoishiro można zagrać też w minigierkę o szlachtowaniu demonów, dodać sobie ikonki do grup sejwów (co uznałam za całkiem przydane, ładnie oddziela poszczególne ścieżki, chociaż nie byłam w stanie tego wykorzystać w celu ułatwienia sobie panowania nad wyborami), pooglądać dotychczas zdobyte zakończenia, przejrzeć słowniczek (rzecz raczej standardowa, ale jak by nie patrzeć, miła).

Typowe rozkminy podczas myćka.

Aoishiro w ostatecznym rozrachunku to od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin spędzonych z naprawdę niezłą historią nadprzyrodzonej tajemnicy, nikłym i rozczarowującym romansem, długimi fragmentami typu slice-of-life i porządnie napisanymi postaciami. Niestety, przyjemność psuje (trochę) poziom trudności i (bardzo) tłumaczenie, przez które czyta się to raczej średnio. Polecam tę historię, ale nie wiem, czy akurat w tym wydaniu i tylko wtedy, gdy ma się odpowiednią dozę czasu i cierpliwości.


Polecamy


Serdecznie dziękujemy  SUCCESS Corp
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: SUCCESS Corp
Wydawca: SUCCESS Corp
Data wydania: 25 maja 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2,9 GB
Cena: 46 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *