Shepherd’s Crossing

Praca rolnika do łatwych nie należy. Jak się okazuje, tego wirtualnego również.

Nigdy nie miałem pociągu do wszelkiej maści mniej lub bardziej zabarwionych symulacją gier rolniczych. Troszkę za czasów pierwszego PlayStation zerkałem przez ramię kuzyna w stronę Harvest Moon, ale sam po tego typu pozycje nigdy nie sięgnąłem. Za sprawą Naczelnego przyszło mi nie tylko sprawdzić się w roli wirtualnego farmera, ale też uczynić to w serii, która na konsolach zdążyła zadebiutować wiele lat temu. Shepherd’s Crossing znane było już posiadaczom PlayStation 2, PlayStation Portable oraz Nintendo DS.

Zacznijmy od tego, że o ile wcielamy się w rolnika, o tyle w nasze ręce nie oddano farmy, a niewielkie gospodarstwo. Akcja rozgrywa się na niewielkim skrawku ziemi, który z czasem się wprawdzie powiększy, ale nadal będą to wartości mierzone bardziej w arach aniżeli w hektarach. Na szczęście na tym mikroskopijnym areale dzieje się na tyle dużo, iż nieraz przyjdzie nam biegać sprintem jak szalony po maleńkich włościach. Co ciekawe, nie dysponujemy pieniędzmi – naszą walutą jest to, co powstało dzięki naszej pracy. Możemy te produkty jedynie wymieniać na inne produkty bądź też poddawać je procesom, aby uzyskać to, czego można wymienić na rynku. Mamy więc do czynienia z idyllicznym obrazkiem wsi, w której mięso ze zwierząt nie pochodzi z ubojni, tylko marketu. Jeśli jednak ktoś jeszcze nie pojął, że życie na wsi sielanką jest tylko dla postronnych, to Shepherd’s Crossing go szybko wyprostuje, gdyż na ekranie co rusz zachodzą procesy przyspieszające ciśnienie tożsame z tymi spotykanymi na realnej prowincji. Czasem będzie to atak dzikich zwierząt, które w jeden moment zniszczą to, co w pocie czoła pielęgnowaliśmy przez wiele dni; innym razem krew wzburzą ekspresowo kurczące się zasoby zestawione w parze ze sporym apetytem naszych podopiecznych. Zanim jednak przyjdzie zmierzyć się z życiowymi problemami, białej gorączki dostać można z powodu niedomagań technicznych recenzowanej pozycji…

Zacznijmy od sterowania, które jest zwyczajnie beznadziejne. Problemy zwiastują już pierwsze kroki naszego rozpikselowanego rolnika – z tak nieprecyzyjnymi ruchami protagonisty (i to bez względu na ustawioną perspektywę) nie miałem do czynienia już od dawna. Widok na akcję możemy wprawdzie w razie potrzeb zbliżyć lub oddalić, ale nie liczcie na to, że okaże się to remedium na wszystkie bolączki – wybierając jeden z czterech zoomów możemy jedynie cierpienia doraźnie złagodzić. O ile do koślawego poruszania się bohatera jakoś można przywyknąć, o tyle prawdziwe schody zaczynają się niewiele później. Metoda precyzyjnego stawiania obiektów czy też budowli w tym tytule nie istnieje, a konstruowanie ogrodzeń to prawdopodobnie najstraszniejszy horror tegorocznego halloween. Niekwestionowanym antybohaterem responsywności jest jednak podejmowanie interakcji z elementami świata przedstawionego. W teorii wszystko się zgadza – gdy protagonista podchodzi do przedmiotu, to ten ulega podświetleniu, dzięki czemu można go podnieść i przenieść do menu. Problem zaczyna się, gdy wokół bohatera znajdzie się zbyt wiele inwentarza bądź owoców naszej orki, czego efektem jest chocholi taniec pomiędzy poszczególnymi elementami. Dodatkowo frustruje tym, że nigdy nie wiadomo, na czym swoją uwagę skupi oddany w nasze dłonie farmer. Przykładowo, ruch w lewo w kierunku świeżo skoszonej trawy często kończy się zaznaczeniem… ziarna rozrzuconego dawno temu po prawej.

Sytuację pogarsza zarówno projekt, jak i system poruszania się po menu. Bohatera przyodziano w spodnie z bardzo pojemną kieszenią, ale korzystanie z jej zawartości to również mordęga. Żeby wykorzystać ostatni z przedmiotów, musimy go przesunąć na początek kolejki, a to z kolei oznacza konieczność przewinięcia 7 slotów. Pół biedy, jeśli można byłoby to zrobić jednym przyciskiem… W wersji na Switcha żeby skorzystać nawet z najprostszych komend, konieczne jest wciśnięcie kombinacji klawiszy – przykładowo, z inwentarza korzystamy naciskając jednocześnie L oraz X. Jakby tego było mało, wspomniane menu możemy przesuwać tylko w jedną stronę. Jeśli więc w pędzie nie trafimy w żądany przedmiot z końca menu, klawiszowy spacerek w jego kierunku musimy rozpocząć od nowa. A w tym czasie owca niemiłosiernie beczy z głodu…

Inną irytującą kwestią jest pozostawienie gracza samemu sobie od pierwszego kontaktu z tytułem. Chociaż Shepherd’s Crossing posiada dość rozbudowany i ukazany w formie książkowej niemalże epopei wątek fabularny, to na próżno szukać w nim jasnych i klarownych wskazówek niezbędnych przede wszystkim dla graczy dopiero co rozpoczynających przygodę z wirtualną hodowlą. Nie wiemy chociażby co i kiedy trzeba zasiać, bo tego typu informacje ukazują się w formie chmurek dopiero po rozrzuceniu ziarna. We wspomnianych księgach są za to przebogate opisy (chociażby postaci), które zamiast cieszyć, zmusiły mnie do regularnego sięgania po słownik angielsko-polski, co nieczęsto mi się zdarza w dorosłym życiu gracza. Raz, że zawarto w nim wiele słówek dotychczas mi nieznajomych (co akurat jest zarzutem, ale tylko i wyłącznie w moją stronę), a dwa, że wszystko ocieka mocno stylizowaną, wręcz literacką mową Szekspira…

Żeby jednak nie było – Shepherd’s Crossing nie jest jednoznacznie kiepskim tytułem. Mimo wspomnianej już fabuły oraz braku wirtualnej waluty, ostateczny cel rozgrywki zależy wyłącznie od gracza i skłamałbym, pisząc, że nie potrafi to przyciągnąć na dłużej przed ekran. Warunkiem jest jednak mocne zaciśnięcie zębów i przetrwanie pierwszych kilku godzin, kiedy wszystko poznajemy na zasadzie prób i błędów. Niewielki teren działań również nie jest problemem, gdyż na mapie dzieje się naprawdę sporo, a wszystko to przy ostatecznie prostej rozgrywce. Teoretycznie największym urozmaiceniem codziennej rutyny w gospodarstwie są polowania przybierające formę turowych potyczek rodem z japońskich erpegów, które poprzedzone są wybitnie uproszczonym procesem formowania ekipy łowczej. Pojedynki są jednak tak schematyczne i do bólu przewidywalne, iż porównanie ich do dowolnej walki z przeciętnego 8-bitowego jRPG zakrawałoby na komplement. Polowania niby można omijać, ale z uwagi na fakt, iż niejednokrotnie łupy na nich zdobywane ratują nam życie (a w zasadzie naszym podopiecznym), to fajnie, że zostały jednak zaimplementowane. Bezsprzecznie przyjemne jest za to udźwiękowienie, a grafika zdecydowanie miła dla oka. Szkoda jedynie, że twórcom zabrakło inwencji chociażby przy projektowaniu ikonek, przez co wszystkie ziarna wyglądają identyczne i chcąc zachować porządek na polach trzeba je najpierw rozrzucić, później zebrać przy pomocy kulejącego podświetlania przedmiotów, a na finał wyselekcjonować w trudnym do opanowania menu…

Jak widać, Shepherd’s Crossing to gra pełna sprzeczności na każdym kroku, miksująca elementy solidne z czymś, co doprowadzić może nawet do szewskiej pasji. Niemniej, jest to całkiem ciekawe spojrzenie na coś co na potrzeby niniejszej recenzji możemy chyba nazwać rolnictwem pudełkowym, w dodatku znakomite do krótkich, ale angażujących sesyjek. Gdybyśmy w naszym serwisie stosowali skalę dziesięciostopniową, to przyznałbym temu tytułowi mimo wszystko solidne 6/10, a tak bezradnie muszę rozłożyć ręce…


Trudno powiedzieć…


Serdecznie dziękujemy SUCCESS
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: SUCCESS CORPORATION
Wydawca: SUCCESS
Data wydania: 7 września 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 834 Mb
Cena: 120 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *