Portal: Companion Collection

“Musisz naprawdę, ale to naprawdę uwielbiać testowanie…”

Gry Valve na konsolach to temat niemal równie ciekawy, co sama historia waszyngtońskiego dewelopera. Skasowany port pierwszego Half-Life’a na Dreamcasta (który kilka lat później wyciekł do sieci), niesłusznie zapomniana wersja na PlayStation 2, “niemożliwy” port Half-Life 2 na pierwszego Xboxa, bardzo niepochlebne komentarze na temat PlayStation 3 płynące z ust Gabe’a Newella skutkujące jednym z najlepszych momentów w historii E3. Wszystkie te wzloty i upadki sprawiły, że obecność gier Valve na platformach innych niż PC wciąż przywodzi na myśl błąd w Matrixie. Zapowiedź Portal: Companion Collection na Nintendo Switch była więc sporym zaskoczeniem. I choć może się wydawać, że przeniesienie mimo wszystko dosyć już wiekowych gier na handhelda zdolnego odpalić nowego Dooma nie powinno być szczególnym wyzwaniem, w przeszłości silnik Source niezbyt lubił się z SoC Nvidii.

Miło mi więc donieść, że obie części Portala wydane na konsolę Nintendo to naprawdę świetne porty. Za ich przygotowanie odpowiedzialne jest Nvidia Lightspeed Studios i co tu dużo pisać – to w pełni kompetentne wersje stanowiące olbrzymi krok w przód, szczególnie jeśli porównamy je do oryginalnych wersji konsolowych na Xboxa 360 i PlayStation 3. Surowa rozdzielczość na poziomie 720p została podbita do pełnego 1080p w obu grach (oczywiście w trybie handheld wracamy do natywnego 720p ekranu Switcha), a wszelkie niedoskonałości obrazu dodatkowo wygładzono przyzwoitym antyaliasingiem.

Najbardziej wyczuwalną zmiana jest jednak podwyższenie frameratu do pełnych 60 FPS. Obie gry w obu trybach zabawy nie mają większego problemu z utrzymaniem płynności na tym poziomie, chociaż w Portalu 2 da się wyczuć czasami lekkie, ale koniec końców niezbyt przeszkadzające spadki o kilka klatek (nie było też dla mnie zaskoczeniem, że tryb kooperacyjny na podzielonym ekranie blokuje klatkaż na 30 FPS). Obie konwersje posiadają wszystkie wydane oficjalnie dodatki, tryby wyzwań oraz komentarze deweloperów. Oczywiście nie mogło też zabraknąć opcji celowania za pomocą żyroskopu – działa ona bardzo dobrze, a jej czułość można dostosować w opcjach.

Lustra są trudne do zaprogramowania? Pfft…

Jeśli chodzi o jakość samych portów, to przyczepić mogę się tylko do dwóch rzeczy. Po pierwsze, Portal 2 posiada dziwny błąd związany z wczytywaniem plików po odpaleniu gry z menu konsoli. Gra lubi się wtedy zawiesić i wywalić nas z powrotem do ekranu głównego. Dla jasności – problem ten ani nie pojawił się już po wczytaniu ekranu startowego, ani podczas ekranów ładowania łączących kolejne poziomy. Po crashu i ponownym odpaleniu gra działa zawsze bez problemu, więc nie uważam tego za duży problem – raczej za interesujący bug.

Fanów polskich lokalizacji z pewnością zasmuci fakt, że wersja na Switcha nie posiada w ustawieniach opcji zmiany języka. Wersja językowa jest ustawiana automatycznie na podstawie języka systemu konsoli. A że po sześciu latach Switch nadal nie doczekał się polskiej wersji systemu, Portala i Portala 2 także nie da się odpalić w naszym rodzimym języku (chociaż podejrzewam, że polskie napisy znajdują się w plikach gier). Pomijając te małe niedoskonałości, Lightspeed Studios odwaliło przy portach kawał świetnej roboty.

Skoro jakość portu mamy już z głowy, skupmy się na samych grach. Pierwszy Portal powstał na podwalinach gry Narbacular Drop. Mechaniki stworzone przez niewielki zespół studentów wywarły tak duże wrażenie na Valve, że firma zdecydowała się ich zatrudnić. Gotowy projekt był jednym z trzech trzonów wydanego w 2007 roku The Orange Box, a samo Valve wielokrotnie opisywało grę bardziej jak demo technologiczne, które miało za zadanie zbadać reakcje na tak odmienny styl zabawy w porównaniu do innych gier studia. Ukończenie całej fabuły zajmuje niecałe dwie godziny i mimo to gra bardzo szybko zyskała olbrzymią popularność wśród graczy.

System wystrzeliwania portali pozwalających na płynne przemieszczanie się między dwoma punktami na mapie po 16 latach wciąż robi wrażenie. Dzięki świetnym projektom zagadek i przekonywującej fizyce obiektów wpadających w portale gra regularnie dostarcza nam zastrzyki dopaminy. Dodatkowo cała niepokojąco wręcz schludna estetyka Aperture Science i zaskakująca fabuła pełna czarnego humoru dopełnia zabawę do tego stopnia, że po prostu ciężko nie ukończyć Portala przy jednym posiedzeniu już przy pierwszym uruchomieniu. Jeśli jakimś cudem nigdy w niego nie graliście, to nie będę wam psuć zabawy, ale powiem tylko, że przygoda Chell wciąż posiada jeden z najlepszych plot twistów w historii medium. Portal był fenomenalnym proof of concept, a jego wpływ na branżę czuć do dzisiaj. A potem dostaliśmy sequel…

Po trzynastu latach Portal 2 wciąż wygląda fantastycznie…

Nie chcę przesadzać w pochwałach. Dlatego napiszę tylko, że Portal 2 jest nie tylko najlepszą grą stworzoną przez Valve, ale też należy do ścisłej czołówki najlepszych gier, jakie kiedykolwiek powstały. Wcale nie przesadziłem, prawda? Skala sequela jest na zupełnie innym poziomie, co czuć już w samym wstępie, który zamiast pobudki w sterylnym laboratorium serwuje brutalną przejażdżkę rozpadającym się pokojem hotelowym po apokaliptycznych ruinach olbrzymiego kompleksu badawczego. To tempo jest utrzymywane przez całą – teraz już znacznie dłuższą – przygodę. Oczywiście sercem zabawy wciąż są zagadki przestrzenne wykorzystujące portale, a szukanie rozwiązania każdego problemu serwuje zarówno wystarczające wyzwanie, jak i satysfakcję.

Jednak to właśnie immersyjna narracja, która (obok technologii) była najmocniejszą stroną gier Valve od premiery pierwszego Half Life’a, lśni tutaj najmocniej spośród wszystkich gier studia. Za każdym kątem czyha na nas nowa błyskotliwa zagadka, kolejny pasywno-agresywny komentarz oceniającej nasz progres sztucznej inteligencji GlaDOS. Jest to też kolejny imponujący set piece, który udaje się osiągnąć brakiem przerywników filmowych i (zazwyczaj) bez wyrywania kontroli z rąk gracza. To naprawdę sequel idealny, który rozbudowuje każdy element zachwycający w pierwowzorze. A po ukończeniu trybu dla jednego gracza czeka na was jeszcze rozbudowana kampania kooperacyjna, którą można ukończyć ze znajomym na jednej konsoli i przez sieć, lub z randomowymi graczami (oczywiście bardzo ważna jest tutaj komunikacja, więc bardziej wskazane jest korzystanie z tej pierwszej opcji).

Na tym zdjęciu widać robota cieszącego się na widok swojej starej przyjaciółki, z pewnością za moment nie wydarzy się nic złego…

Mój końcowy komentarz jest prosty – Portal: Companion Collection to bardzo dobra konwersja, który zadowoli wieloletnich fanów serii, a dodatkowo stanowi okazję dla nowych graczy na zapoznanie się z historią Chell. Do Portala wracam regularnie co parę lat i za każdym razem znajduję w tych grach nowe szczegóły warte pokochania, które umknęły mi poprzednim razem. Być może powinniśmy się pogodzić ze smutną rzeczywistością i zaakceptować, że Valve nigdy nie nauczy się liczyć do trzech. Rozsądek podpowiada, że wynika to jednak pewnie z faktu, że Portal i Portal 2 to po prostu gry kompletne, niepotrzebujące kolejnego sequela do naprawienia jakichkolwiek niedociągnięć. Te praktycznie nie istnieją. Zamiast tego liczę jedynie, że Nvidia Lightspeed Studios zajmie się portowaniem na Switcha innych gier na silniku Source. Nie wiem jak wy, ale ja bardzo chętnie powalczyłbym z Kombinatem na konsoli Nintendo. Choćby tylko dlatego, że jeszcze dekadę temu taka możliwość byłby nie do pomyślenia.


Zakup obowiązkowy!


Producent: Valve, Nvidia Lightspeed Studios
Wydawca: Valve Corporation
Data wydania: 28 czerwca 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 10.02 GB
Cena: 76,99 PLN


Portal

Portal 2

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *