In Stars and Time

Przez cierpienie do gwiazd… i jeszcze jeden, i jeszcze raz!

In Stars and Time punktem wyjścia przypomina niejedno klasyczne RPG – znowu ratujemy świat razem z drużyną śmiałków. Trochę mniej klasyczne jest to, że rozgrywkę zaczynamy tak jakby od końca. Siffrin i ekipa spędzają ostatnią, wspólną dobę w wiosce przed rozpoczęciem szturmu na zamek złego Króla, który sprawił, że wiele osób zamieszkujących krainę Vanguarde, której mieszkańcy wyznają Zmianę jako najwyższego boga, zostało zamrożonych w czasie. Takie zawiązanie akcji nie dziwi jednak, gdy dowiadujemy się, że dla bohatera ten koniec jest zaledwie początkiem, początkiem zabawy zwanej „pętlą czasową”.

Z początku wszystko wydaje się jasne. Fajnie, że możemy rozgrywać wydarzenia na nowo, dzięki czemu można logicznie rozpracować zamek króla, żadna pułapka nam nie straszna, bo w razie czego zawsze można wrócić i znaleźć rozwiązanie. W miarę upływu fabuły wszystko jednak coraz bardziej się komplikuje. Okazuje się, jak to bywa w opowieściach o pętlach czasowych, że z pętli czasowej ciężko się wydostać, a przeżywanie jej w kółko prowadzi do szaleństwa; i jak to bywa w opowieściach o życzeniach, że należy bardzo mocno uważać na to, czego się życzy; i jak bywa w jeszcze innych opowieściach, że generalnie warto ze sobą rozmawiać, bo potem są tylko problemy.

In Stars and Time kładzie nacisk przede wszystkim na fabułę i naprawdę warto pochwalić twórców za to, jak dobrze udało im się nakreślić portrety bohaterów pomimo tego, że poznajemy ich de facto na końcu drogi, a do tego jakaś część dialogów się powtarza w miarę kolejnych pętli.  Jednocześnie i tak samych przyjacielskich pogaduszek jest na tyle dużo, żeby zainteresować się i pomartwić o bohaterów oraz wczuć się sytuację. Bez problemu można sobie wyobrazić, że faktycznie tak wyglądałoby ratowanie świata z przyjaciółmi, których poznaliśmy po drodze. Bohaterowie mają prawdziwie wybuchową mieszaninę temperamentów, ale jednak dogadują się świetnie, więc tym większą przyjemność sprawiało mi śledzenie ich przekomarzań. Dialogi są też okraszone elementami humorystycznymi, które nie były do końca w moim guście i przypominały mi trochę Tumblr w okolicy 2012 roku, ale z czasem także i do tego się przyzwyczaiłam i widziałam w tym pewien urok.

Pod względem gameplayu jest to dość prosty RPG z turowym systemem walki opartym na mechanizmie papier-kamień-nożyce, eksploracją zamku, zdobywaniem kluczy, odblokowywaniem nowych skillów i poziomów, etc. Walka jest dość przyjemna, ale także bardzo szybko odkrywa wszystkie swoje karty. Jest to pewien problem, bo gra każe nam spędzić mniej więcej dwadzieścia godzin w dość ograniczonym środowisku. Pomysł, żeby po prostu faktycznie skazać gracza na przeżywanie każdej jednej pętli czasowej razem z Siffrinem jest tyleż ryzykowny i brawurowy, co godny podziwu. Narracja i rozgrywka silnie się ze sobą splatają, a ja doświadczałam wszystkich emocji po kolei razem z głównym bohaterem – od początkowej ekscytacji, przez szukanie różnych rozwiązań, próbowanie alternatyw, liczenia na to, że coś się zmieni, po frustrację i ostatecznie dostanie pierdolca. Twórcy zaimplementowali elementy uprzyjemniające pętlę czasową – możliwość przewijania dialogów oraz odradzania się na dowolnym piętrze zamku. Problem polega na tym, że nawet z tymi ułatwieniami, gra jest stosunkowo długa, walka robi się monotonna, a miejsc do odwiedzania nie ma za dużo. Gracz, mimo wszystko, raczej nie chce dostawać pierdolca razem z bohaterem w takim stopniu. Spotkałam się z opinią, że gra byłaby lepsza, gdyby była czystą visual novel na temat pętli czasowej albo czystym RPG ze złagodzonym komponentem pętlowym. Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy, bo jednak przeżywanie pętli jest tu głównym elementem charakterystycznym rozgrywki, natomiast można by trochę skrócić i skondensować fabułę – zwłaszcza trzeci akt frustruje. In Stars and Time bardzo wciąga, ale jednocześnie gdy odłoży się grę na dłuższą chwilę, ciężko do niej wrócić ze względu na myśli o nadchodzącej irytacji.

Produkcja wygląda świetnie i ma naprawdę wiele uroku. Może samo czarno-białe, pikselowe otoczenie nie powala, ale ikonki postaci i ich rozliczne minki już jak najbardziej. Tak samo warto zwrócić uwagę na projekty potworków – Tristesse (czyli mniej i bardziej groźne Smutki) potrafią być zróżnicowane i wyglądać ciekawe, chociaż siłą rzeczy nie jest ich zbyt wiele. W co bardziej emocjonalnych czy tragicznych fragmentach pojawiają się też podkreślające to animacje z gwałtowną, rozedrganą kreską, co również robi wrażenie. W każdym razie kierunek artystyczny In Stars and Time przykuwa uwagę, a chiptune’owe melodie przygrywajace w tle również dodają klimatu (chociaż nie będę ukrywać, że tę odtwarzaną podczas walk zapamiętałam chyba aż za bardzo, na dłuższą metę potrafi irytować).

Mimo tego, że samą grę oceniam bardzo dobrze, zostawiła mnie z pewnymi mieszanymi uczuciami. In Stars and Time może się podobać pod względem graficznym, potrafi rozczulić interakcjami sympatycznej grupy postaci i w odpowiednim momencie dowalić emocjonalnie. Niestety pomysł, żeby gracz siedział w pętli czasowej przez dwadzieścia godzin rozgrywki jest tyleż interesujący, co niesamowicie frustrujący i nie każdy będzie chciał się na to pisać – ja ostatecznie polecam, ale przydałoby się tę przygodę jakoś skondensować.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Armor Games Studios
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Insertdisc5
Wydawca: Armor Games Studios
Data wydania: 20. listopada 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 294 MB
Cena: 91,99 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *